niedziela, 17 sierpnia 2014

Ufasz mi? [1]



         Z jego boku obficie wypływała krew, gdy włamywał się do jakiegoś samochodu. Dławiący strach próbował opanować jego ciało, ale nie mógł sobie pozwolić na utratę zyskanego dystansu. Jedną rękę kurczowo dociskał do zranienia, a drugą wyłamywał zamek. Wiedział z doświadczenia, że te auta nie mają alarmu, więc nie musiał się martwić, że zwróci na siebie uwagę. Ciemność na podziemnym parkingu działała na jego korzyć i niekorzyść zarazem. W odmętach czerni nie było szans, że ktokolwiek go zobaczy, jednak i on nie mógł niczego dojrzeć.

Rana w boku zapiekła, nawołując kolejną falę oślepiających łez. Zacisnął szczęki z siłą imadła, ale nie poddał się obezwładniającemu uczuciu słabości. Z całą mocą szarpnął za klamkę od tylnego wejścia, aż ta ustąpiła z głuchym jęknięciem. Zdyszany opadł na wytarte fotele i z trudem zatrzasnął drzwiczki z powrotem. Poruszył się niespokojnie, ale nie mógł wstać. Jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa, kiedy tylko zajął wygodną dla siebie pozycję. Jęknął głęboko, zdając sobie sprawę, że równie dobrze może tu skonać, nim ktokolwiek przyjdzie. Początkowo miał odpalić silnik i odjechać, ale w tym momencie nie był wstanie poruszyć nawet palcem.

Zamknął powieki i przełknął ślinę, ale suchość w gardle nie ustąpiła. Resztki uporu i zawziętości ulatywały z niego w zabójczym tempie, a on nie próbował z tym walczyć. Nagle usłyszał szczęk kluczyka w zamku drzwi od strony kierowcy. Budząca się w nim nadzieja dawała jego sercu powody do kolejnych uderzeń. A może to była tylko adrenalina? Nie wiedział. Ważne, że biło teraz jak oszalałe, boleśnie tłukąc się o jego żebra. Resztkami sił złapał za stary pled, który zauważył pod siedzeniem i nakrył się nim szczelnie. Czekał. 

*** 

         Dzień w pracy dłużył się jej niemiłosiernie. Już myślała, że nigdy nie wyczeka upragnionej godziny wolności. Oddziałowa wisiała nad ich głowami jęcząc, że inwentaryzacja blisko, a oni nie są przygotowani. Wszystkie wolne pielęgniarki zostały odesłane do składzików, by zabrać się za ich porządkowanie. Ona na szczęście zajmowała się pooperacyjnym, więc nie musiała martwić się złowieszczą chmurą nadgodzin, która bezlitośnie zwiastowała burzę. 

- Sakuro – usłyszała koło siebie głos Sumiko. 
- Tak?

- Nie masz tu czasem czegoś do roboty? – zapytała dziewczyna. Sakura uśmiechnęła się zaczepnie.

- A co? Inwentaryzacja gryzie? – Sumiko wykręciła nerwowo palce. 

- No, bo wiesz... – zaczęła się tłumaczyć, ale koleżanka jej przerwała. 

- Żartowałam – puściła jej oczko. – Zmień mu opatrunek, a ja zajmę się kroplówkami – dodała. Usłyszała jedynie ciche westchnięcie pełne ulgi. 

- Dziękuję – dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, a następnie złapała za bandaże. Po chwili do sali zajrzała oddziałowa. Zmierzyła zajęte opatrywaniem pacjenta podopieczne srogim spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Skinęła jedynie głową i wyszła, odnotowując coś w swoim kajecie.

- Na Jashina – Sumiko opadła ciężko na krzesło, a Sakura zachichotała.

- Bez paniki – odparła. – Już po wszystkim. 

- Na całe szczęście – skwitowała. – Przy tym babsztylu można nabawić się apopleksji. 

- Popieram – Sakura skończyła regulować przepływ płynów w kroplówce i posłała koleżance zmęczone spojrzenie. – Dobra, na dzisiaj koniec. Do zobaczenia w poniedziałek – pożegnała się z Sumiko.

- Dzięki – raz jeszcze usłyszała jej wdzięczny głos.

- Nie ma sprawy – Sakura pomachała jej i wyszła na korytarz.

         Wokoło były poukładane kartony z opatrunkami i płynami odkażającymi. Zawsze, gdy przychodziła inwentaryzacja można było wziąć do domu wszystko, co zalegało w składzikach. Sakura podeszła do kilku pudełek i wyciągnęła naręcze bandaży, gaz, jodyny, udało jej się załapać na plastry i leki przeciwbólowe.

- Do zobaczenia w poniedziałek – zawołała do oddziałowej, a ta posłała jej znaczące spojrzenie.

- Jak przeżyjemy – odparła kobieta. Sakura odpowiedziała jej skinięciem głowy.

- Dacie radę – weszła do szatni i wpakowała wszystko do swojej sportowej torby. Szybko przebrała się w zwyczajne ubrania i wyszła na oddział. Pozdrowiła wszystkie koleżanki z pracy i wybiegła na korytarz szpitala. Wolność. To jedno słowo kołatało się w jej głowie pełnej, natłoku zdarzeń minionego tygodnia. Nadchodzący weekend witała z ulgą i niecierpliwością. 

         Gdy znalazła się na parkingu, otuliła ją ciemność. Drogę na swoje miejsce parkingowe znała na pamięć, ale to nie zmieniało faktu, że zarząd budynku mógłby coś z tym zrobić. Na każdym kroku mogło czaić się niebezpieczeństwo w postaci nadjeżdżającego bez świateł auta lub zwykłego złodzieja. Ona nie dałaby sobie w kaszę dmuchać, ale inni ludzie byli narażeni i bezbronni. Postanowiła, że w poniedziałek uda się do konserwatora, by ten coś zaradził. Wygrzebała z torebki kluczyki i podeszła do auta, gdy nagle jej noga poślizgnęła się na czymś mazistym. W ostatnim momencie udało jej się odzyskać równowagę.

- No, proszę – rzuciła. – Kolejny powód, żeby zrobić tu oświetlenie – wytarła o beton podeszwę ze smaru i od razu skierowała się do drzwi od strony kierowcy. Wskoczyła do środka i, nie oglądając się za siebie, rzuciła torbę na tylne siedzenie. Jej komórka zabrzęczała, rozpaczliwie prosząc o ładowanie. Sakura westchnęła, ignorując irytujące urządzenie. Wsadziła kluczyk do stacyjki, a po kilku chwilach jechała w stronę domu. 

         Wyjechała podjazdem pod samą linię lasu, gdzie znajdował się jej dom. Średniej wielkości chata z bali kryta była ciemnobrązowymi dachówkami imitującymi drewno. Wokół niej panowała cisza i niezmącony spokój, co bardzo sobie ceniła, odkąd zaczęła pracę w szpitalu jako pielęgniarka. A to już było kilka lat temu. 

         Obecnie Sakura Haruno liczyła sobie trzydzieści jeden wiosen. Tak, dokładnie wiosen, gdyż jej urodziny przypadały na marzec, w którym zawsze wszystko powoli zaczynało budzić się do życia. Jakby dla uczczenia nadchodzącej pory roku kobieta miała soczyście zielone oczy, których intensywność barwy przypominały kolor pokrytej rosą trawy. Jej delikatne rysy twarzy okalała burza różowych włosów, na cześć kwitnących na dziko kwiatów wiśni. Sakura była drobną kobietą, posiadała jednak długie, smukłe nogi, na których każdy mężczyzna zawieszał swój wzrok. Była szczupła, a jej biust prezentował się w przyzwoitym rozmiarze C, co jednak przestawało mieć znaczenie, gdy ubierała workowaty kitel, który skrzętnie skrywał w fałdach materiału wszystkie jej atuty. 

         Wysiadła z samochodu i westchnęła przeciągle. Wszędzie panowała nieprzenikniona ciemność, ale na szczęście podjazd miała oświetlony niewielkimi lampami, które uruchamiały się samoistnie dzięki czujce ruchu. Sakura ruszyła w stronę wejścia, ale zatrzymała się w pewnym momencie. 

- Jeszcze opatrunki – jęknęła pod nosem i wróciła się do auta. Otworzyła tylne drzwiczki i złapała za pasek torby. Już miała poderwać ją z siedzenia, gdy jej wzrok przykuła dziwna, blada plama. Zaciekawiona przyjrzała się jej z bliska, a gdy dotarło do niej, co to było – wrzasnęła. Upuściła toboły z zamiarem ucieczki, ale jej nogi wydawały się wrosnąć w ziemię. Stała i wpatrywała się w trupio bladą dłoń wystającą spod pledu i krzyczała wniebogłosy. Nie było szans, że ktokolwiek ją usłyszy. Mieszkała sama, na samym skraju lasu, gdzie jako jedyna osiedliła się na stałe. Innymi słowy – była na odludziu.  

Sakura, spokój! – nakazała sobie. Przecież codziennie widywała ludzkie ręce i nieraz gorsze widoki.

 - No, tak – mruknęła jednak. – Ale nie wykluczone, że właśnie mam w aucie trupa – dodała i wzięła głęboki wdech. Panicznie bała się, że ręka należy do umarlaka, ale musiała coś zrobić. Nachyliła się i złapała za róg koca. Odliczyła do pięciu i pociągnęła za materiał. Jej oczom ukazał się mężczyzna. Miał na oko tyle lat co ona. Jego przystojna twarz była zastygła w bólu, a kształtne usta wykrzywione w niemym krzyku. Jego czarne włosy były posklejane od krwi i potu, a z jego boku sączyła się nikła strużka posoki. Wyglądał na martwego, co jej nie ucieszyło. Wysunęła w jego stronę drżącą rękę, by sprawdzić puls, gdy poczuła na swoim nadgarstku stalowy uścisk. Przerażona spojrzała na przegub, który tkwił w imadle z palców bruneta.

- Czego...chcesz? – wycharczał. Sakura uspokoiła rozszalałe serce. 

- Kim jesteś i co robisz w moim wozie? – zapytała. Mężczyzna jęknął i westchnął, aż finalnie zawył z bólu. – Potrzebujesz pomocy – zawyrokowała. – Zadzwonię po pogotowie...

- Żadnej karetki – warknął słabym głosem, lecz uścisk na jej nadgarstku niespodziewanie wzmocnił się. 

- Umrzesz jak ich nie wezwę! – zawołała. 

- To... mi... pomóż – słowa ledwie wydobywały się z jego ust. Haruno widziała, jak cierpiał. Gorączkowo zastanawiała się, co powinna zrobić. W ogóle pytała samą siebie, skąd wzięło się niezdecydowanie? Powinna bezzwłocznie zadzwonić po karetkę i najlepiej po policję. Nie znała go. Włamał się do jej auta i nie wiadomo było, czy jej nie zabije. Mężczyzna patrzył na jej twarz i wiedział, jaką dyskusję ze sobą podejmowała. 

- Błagam... – jego głos kazał spojrzeć mu w oczy. – Ufasz mi? – kobieta początkowo chciała go wyśmiać. Przecież go nie znała. Nic o nim nie wiedziała. Co gorsza, był ranny, prawdopodobnie po postrzale, a broń nigdy nie służy dobru. Nie ważne – w rękach policji czy bandytów. Amunicja niesie śmierć, a tego Sakura nienawidziła. Jednak z przerażeniem stwierdziła, że mu ufa! Nie czuła żadnego wewnętrznego buntu na myśl, że mu wierzy. To spojrzenie, chociaż mroczne i niebezpieczne, więziło ją w swoim magnetyzmie. Sprawiało, że pękała w niej każda tama, każda zapora. Czuła się przy nim naga i bezbronna.

- Jestem głupia! – zrugała się, ale momentalnie przeszła do działania. – Muszę cię wyciągnąć – mruknęła i złapała go za ramiona. Spróbowała wydobyć go na podjazd, ale ciało mężczyzny momentalnie wygięło się w spazmie bólu. 

- Au! – wrzasnął. – Tak nie pójdzie... – wyszeptał, tracąc siły. Haruno zatrzęsła się od adrenaliny. 

- Jesteś na coś uczulony? – zapytała. Brunet mozolnie pokręcił głową. – Czekaj – rzuciła i dopadła się torby ze szpitala. Szybko zaczęła przeszukiwać jej zawartość. W końcu znalazła strzykawkę i fiolkę z epinefryną. Potrząsnęła nią, a następnie pobrała połowę leku. Sprawdziła przepływ i bez ostrzeżenia wbiła igłę w ramię mężczyzny. Ten w odpowiedzi jęknął, ale nie skomentował zabiegu w żaden sposób. Po chwili na jego twarzy zagościło rozluźnienie.

- Nie boli – wyszeptał odległym głosem.

- Nie zasypiaj! – złapała jego rozgrzane policzki w swoje zimne dłonie. – Proszę, nie zasypiaj... – brunet zmusił się, by spojrzeć w jej oczy. Ich zmartwiona zieleń sprawiła, że wytrzeźwiał na moment.

- Pomóż mi wyjść – wychrypiał. Sakura złapała go za ramiona i szybko, siłą impetu wyciągnęła go na podjazd. Nim opadł na ziemię pochwyciła go pod ramię i przerzuciła jego rękę przez swój bark. Nogą zamknęła drzwi auta, a wolną dłonią zabrała torbę. W żółwim tempie dotarli do wejścia. Sakura wygrzebała z kieszeni klucze i otworzyła zamek. Mężczyzna tracił coraz więcej sił. Wnioskowała to po ciężarze, jakim się na niej opierał. 

- Jak masz na imię? – zapytała, próbując zająć go rozmową. Wszystko, byle nie zasnął. 

- Po co ci to wiedzieć? – wysapał podejrzliwie. Haruno bała się go coraz bardziej. Nie chciał pogotowia, teraz ukrywa swoje dane osobowe. 

- Nie będę się do ciebie zwracała per facet – mruknęła i doszła z nim na kanapę. – Ja jestem Sakura – szybko skierowała się z resztą rzeczy do sypialni gościnnej. Zaciągnęła zasłony, przy łóżku zostawiła opatrunki, a następnie weszła do łazienki i napuściła wody do wanny. Wróciła do salonu dokładnie w momencie, gdy brunet próbował wstać z zajmowanej kanapy. – Śpieszno ci na tamten świat? – podbiegła do niego i wzięła go pod ramię. – Oprzyj się. 

- Jestem ciężki – warknął, ale wiedział, że bez jej pomocy nie wykona ani kroku. 

- A ja silna – odparła i pomogła mu dojść do sypialni. Od razu skierowała się z nim do łazienki. Posadziła go na brzegu wanny i zabrała się za ściąganie jego koszulki. Szło jej opornie, bo materiał przykleił się do rany, a tej z kolei nie chciała naderwać. Nie miała jednak innego wyjścia. – Złap się mnie mocno – poleciła mu. Kiedy jego dłonie dotknęły jej ramion, zadrżała. Palące palce bruneta roznieciły w niej ogień, o którym już dawno zapomniała. Zmusiła się, by porzucić pożogę zebraną w jej brzuchu. – Zaboli – odparła i z całej siły rozerwała podkoszulek mężczyzny. Towarzyszył temu jego przeciągły jęk i spojrzenie pełne chęci mordu. – Już, już – szeptała. Pozbyła się wierzchniego okrycia i zaczęła zdejmować mu buty i spodnie.

- Dobrze się bawisz? – warknął, gdy został w samych bokserkach. 

- Dobrze bym się bawiła, gdybyś nie wlazł do mojego auta – rzuciła, jednak jej głos był miękki i zaniepokojony. Brunet patrzył na nią zaintrygowany. Był jej obcy, możliwe nawet, że kogoś zabił, a ona martwiła się o niego. Mógł nawet chcieć pozbawić ją życia. Westchnął i skrzywił się nieznacznie. Rwący ból w boku pozwalał zachować mu jasność umysłu, jednak jego ciało wciąż było obolałe i niezdolne do jakiegokolwiek ruchu. 

- Co teraz? – zapytał. 

- Pomogę ci wejść do wanny – tak, jak powiedziała, tak zrobiła. Weszła do środka, uprzednio pozbywając się butów. Złapała go pod ramiona i wciągnęła go do wody. Usiadła na brzegu wanny, a jego usadowiła między swoimi nogami w taki sposób, by głowę mężczyzny mieć  tuż przy swoim łonie. W takiej pozycji namoczyła gąbkę i zaczęła go myć. 

         Powieki bruneta zaczęły niebezpiecznie opadać. Jej dotyk przynosił mu ukojenie i spokój, którego nie mógł zaznać od kilkunastu tygodni. Wszystkie jego mięśnie rozluźniły się, a kończyny zaczęły przyjemnie ciążyć. 

- Sasuke – powiedział. Chwila ciszy zmotywowała go do powtórzenia swoich słów. – Mam na imię Sasuke. 

- W takim razie Sasuke – jego imię zabrzmiało w jej ustach jak najsłodsza tortura. Było dźwięczne i miękkie, pełne ciepła. – Teraz wyjdziemy z wanny i pomogę ci dojść do łóżka. Wtedy pozwolę ci zasnąć.

- To brzmi kusząco – wymamrotał. Sakura wstała jako pierwsza, a następnie chwyciła go pod pachy i podniosła go. Sasuke był pełen podziwu dla siły, jaka drzemała w tym wątłym ciele. Starał się trzymać w pionie, ale z każdą chwilą było mu coraz trudniej. Kobieta złapała za ręcznik i zaczęła szybko osuszać jego skórę. Na końcu owinęła go materiałem w pasie i bez zahamować wsunęła pod spód dłonie, by jednym sprawnym ruchem pozbyć się jego bokserek.

- Chodź – jej głos był opanowany, ale na policzkach kwitł dorodny rumieniec. Sasuke taktownie tego nie skomentował. Zignorował także pełen podniecenia dreszcz, który przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa. Objęła go swoimi drobnymi dłońmi i poprowadziła do łóżka, na które opadł z wdzięcznością. Poczuł, jak gorączka uderza w niego ze zdwojoną siłą. Sakura spojrzała w jego szklące się oczy i rozpalone policzki. – Teraz możesz zasnąć – wyszeptała i pogładziła go zimną ręką po gorącym czole. 

- Mogę spać? – zapytał chrapliwie. Jej zatroskana twarz przypominała mu twarz anioła. Piękna, idealnie wyciosana, pełna pozytywnych uczuć.

- Tak, Sasuke – odparła. – Śpij. 

         Obserwowała, jak brunet zamyka powieki i zasypia. Widziała w jego spojrzeniu wiele nieufności i obawy przed powierzeniem jej swojego życia, ale nie miał wyjścia. Był ranny i osłabiony, a ona stanowiła dla niego jedyny ratunek. Przeczesała jego włosy i sprawdziła gorączkę. Była wysoka, to nie ulegało wątpliwości. Po jego grymasie widziała, że dawka epinefryny przestaje działać. Musiała wziąć się do pracy. Spojrzała na ranę i z ulgą stwierdziła, że płyny wypływające z niej w tym momencie nie sugerowały obrażeń narządowych. Mogła więc z czystym sercem odkazić zainfekowane miejsce i po prostu je zeszyć. Zabrała się do roboty.

         Po dwóch godzinach Sasuke był opatrzony i nafaszerowany lekami, które miała dostępne w domowej apteczce. Gdy miała wychodzić z pokoju zorientowała się, że mężczyzna leży w mokrym ręczniku. Zagryzła niepewnie wargi, kiedy w jej głowie rodziły się wyrzuty sumienia. Nie mogła zostawić go w takim stanie, a zdawała sobie sprawę, że na dnie jej szafy znajdowały się poskładane męskie dresy i podkoszulki. Jak na zawołanie przypomniała sobie swojego byłego. Wstrząsnął nią dreszcz obrzydzenia. 

- Może w końcu przyczyni się dla ludzkości – wymamrotała i pognała do swojego pokoju, by przynieść świeże ubrania. W łazience dogrzebała się także bokserek i nowej szczoteczki. Zadowolona weszła do gościnnej sypialni i zgasiła światło. W ciemności widziała jedynie kontur ciała bruneta, co pozwoliło jej na pozbycie się połowy wstydu i niepewności. Szybko odrzuciła w kąt mokry ręcznik i ubrała go we wszystko, co znalazła. Przykryła go kołdrą i delikatnie pogłaskała po ciepłym policzku. Jej serce zabiło boleśniej na widok grymasu bólu, który co chwila przebiegał po zmęczonej, ale wciąż przystojnej twarzy. Przysunęła fotel bliżej łóżka i usadowiła się w nim wygodnie. Ciężką ręką zapaliła nocną lampkę, a następnie chwyciła koc leżący na oparciu mebla i otuliła się nim szczelnie. W zimnej wodzie, którą przygotowała w małej miednicy namoczyła ręcznik i położyła go na czole Sasuke. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na lekki, czujny sen. A tej nocy śniły jej się czarne jak bezdenna otchłań oczy, które z dziką chęcią mordu poszukiwały jej twarzy w mroku...

         Jęki i westchnięcia Sasuke budziły ją w nocy kilka razy. Zmieniała wtedy okłady na czole mężczyzny, a co jakiś czas podawała mu słabe środki znieczulające. Martwiła się jego stanem. Chociaż gorączka opadła, to ból wracał niespodziewanie często, a to ją mocno niepokoiło. Była jedynie pielęgniarką, a nie wykwalifikowanym lekarzem, jednak uczyniła wszystko, co w jej mocy, by mu pomóc. Teraz modliła się, by jej wiedza i umiejętności okazały się wystarczające do utrzymania go przy zdrowiu i życiu, aby nie musieli go hospitalizować. 

Dopiero teraz zdrowy rozsądek zaczął funkcjonować normalnie, a do Sakury dotarło jej niereformowalne zachowanie. Kto przy zdrowych zmysłach postąpiłby tak, jak ona to zrobiła w przypadku Sasuke? Mógł być niebezpieczny. Mógł chcieć ją zabić lub okraść. Mógł ją zgwałcić. Z każdą kolejną taką myślą Haruno spodziewała się coraz większego strachu, ale jedyny, jaki jej towarzyszył, to ten o zdrowie bruneta. Oczywiście obawiała się go, jednak nie tak bardzo, jak powinna. Spojrzała na jego pogrążoną we śnie twarz. Był przystojny, to nie ulegało wątpliwości. Jednak w rysach znalazła ślady troski i zmartwienia, a pod oczami rysowały się głębokie cienie zmęczenia. Nie wiedziała o nim nic, ale jedno było pewne. Czegoś się obawiał i miał słuszność. Został postrzelony, a teraz uciekał. Tylko dlaczego musiała dać się w to wplątać?

         Obudził się spięty bólem, ale już nie tak potężnym jak wczoraj. Jego powieki wciąż ciążyły, ale zmusił je, by podniosły się i pozwoliły mu na zbadanie terenu. Wspomnienia z ostatnich godzin napływały stopniowo, wprawiając go w coraz większe zdenerwowanie i panikę. Podniósł się na łokciach i syknął. Rana bolała jak diabli, ale teraz przynajmniej wiedział, że dostał odpowiednią opiekę. Musiał odejść stąd jak najszybciej, jednak na razie chciał dojść do siebie. Przywrócić ciału część sprawności, która była mu potrzebna do dalszych działań. Rozejrzał się zaciekawiony po pokoju, aż jego wzrok zatrzymał się na śpiącej w fotelu kobiecie. Jego chłodne serce zadrżało, ale szybko zamknął je w stalowej klatce beznamiętności i obojętności. Poruszyła się niespokojnie. Pamiętał jak przez mgłę drogę od auta, aż po to łóżko. Jej troskę, zmartwienie i opiekę. Jak go rozebrała, umyła, potem położyła na materacu. Spojrzał na siebie i stwierdził, że jest kompletnie ubrany. Posłał w stronę kobiety zaintrygowany wzrok, a kąciki jego ust wygięły się nieznacznie w zawadiackim uśmiechu. Odrzucił kołdrę w bok i powoli opuścił nogi na podłogę. 

- Leż – usłyszał jej zachrypnięty głos. Spojrzał w jej zielone oczy, które w tym momencie wpatrywały się w niego zmęczone, ale czujne i pełne troski. Wygrzebała się z koca i podeszła do niego. Sasuke momentalnie uzbroił się w nową dawkę nieufności i dystansu. 

- Jak moja rana? – zapytał, ledwie hamując wrogość w swoim tonie. Nie miał powodów, żeby zachowywać się wobec niej jak wobec tych, którzy go ścigali. Niesłusznie, z resztą. 

- Kula minęła narządy. Jest dobrze – odpowiedziała i położyła swoje dłonie na jego ramionach. Delikatnie go popchnęła, a Sasuke posłusznie położył się na materacu, jednak ciało miał naprężone i gotowe do ewentualnego ataku. 

- Co robisz? – zapytał podejrzliwie, kiedy Sakura sięgnęła po torbę ze szpitala. 

- Zmienię ci opatrunek – odpowiedziała i wyjęła kilka potrzebnych jej rzeczy. Czuła na sobie baczny wzrok bruneta, co onieśmielało ją i sprawiało, że ręce trzęsły się jej jak nastolatce w obecności jej wymarzonego chłopaka. Gdy złapała za nożyczki poczuła żelazny uścisk na nadgarstku. Syknęła, a w jej sercu zrodził się strach. W oczach stanęły łzy. 

- Po co ci one?! – warknął. Pochwycił jej przerażony, załzawiony wzrok. Nie wiedzieć czemu, momentalnie złagodniał. Miała prawo się bać. Wtargnął do jej auta, ranny i na w pół przytomny. Nieźle musiała się wystraszyć. Westchnął. Powoli puścił jej rękę, a ona automatycznie cofnęła się za siebie. Kurczowo trzymała nożyczki przy piersi, która unosiła się w spazmach oddechu. – Nie zrobię ci krzywdy – powiedział spokojnie. Wyciągnął w jej stronę dłoń. – Przecież mi ufasz... – szepnął, przypominając sobie swoje własne słowa, gdy wyciągała go z auta. Sakura westchnęła głęboko, a panika powoli opuściła jej płuca. Niepewnie podała mu nożyczki, ale mężczyzna złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Syknął, kiedy mocniej naciągnął ranny bok, ale nie przejął się tym. Ich wzajemna bliskość pozwalała czuć im ciepłotę własnych ciał. 

- Nie chciałam cię skrzywdzić – wyszeptała. – Chciałam rozciąć bandaże – dodała cicho, uparcie spuszczając wzrok. Bała się, że gdy spojrzy w bezdenną czerń jego tęczówek, to utonie. 

- W takim razie nie zatrzymuję – wiele kosztowało go przyzwolenie na zabawę nożyczkami w jego obecności, ale gdyby faktycznie chciała go dobić, wtedy, przy aucie po prostu zostawiłaby go na pastwę losu. Nie zrobiła tego jednak. 

- Jak się czujesz? – zapytała drżącym głosem. 

- Boli, ale jest lepiej jak wczoraj – odpowiedział. 

- Cieszę się – szepnęła. Sasuke obserwował, jak jej sprawne dłonie rozcinają bandaże i rozplątują jego resztki. Z zaciekawieniem przyglądał się swojej ranie. Była zaszyta z chirurgiczną precyzją. Jarzyła się jaskrawą czerwienią, która kontrastowała na tle fioletu i zieleni wokół niej, ale ogólnie wszystko wyglądało bardzo dobrze. 

- Wyglądasz, jakbyś wiedziała, co robić – zagadnął. Zaobserwował, jak rozluźniła się nieznacznie.

- Jestem pielęgniarką w szpitalu, gdzie wszedłeś do mojego auta – odparła. Jej chłodne, delikatne dłonie subtelnie sunęły wokół jego rany, wsmarowując maść, która momentalnie przyniosła mu ukojenie w bólu. Musiała mieć w sobie coś znieczulającego. Nagle zamarła. Sasuke natychmiast spiął się zaalarmowany. – Na Jashina! To nie był smar, tylko twoja krew! – brunet obserwował, jak na jej twarzy zakwita przerażenie. – Tam są kamery! Będą wiedzieć, że wszedłeś do mojego auta! – zawołała. W jednej chwili wszystko puściło, a jej płuca rozsadzała panika. Zerwała się z miejsca ogarnięta dziką chęcią ucieczki. – Tylko ja tam parkuję! To jest moje miejsce! Jashinie! Przyjadą tu. Przyjadą po ciebie! – krzyczała, spazmatycznie łapiąc oddech. Zapowietrzała się jeszcze bardziej, a Sasuke obserwował ją z kamienną twarzą. Miała rację, a tym słowotokiem odpowiadała mu na każde kolejne, nieme pytanie rodzące się w jego myślach. Usłyszał, jak załkała. – Współudział! Beknę za współudział! – była w obłędzie. Sasuke zmobilizował wszystkie siły i wstał z materaca. Podszedł do niej powoli i złapał jej gorące, zarumienione policzki w swoje chłodnawe dłonie. 

- Spójrz na mnie – polecił, ale jej spojrzenie wciąż było rozbiegane i pełne paniki. – Sakura! – zawołał. Haruno popatrzyła w jego oczy, a ich czerń uspokoiła jej myśli i rozszalałe serce. – Nic ci nie będzie. Ufasz mi? 

Dobre pytanie – pomyślała kobieta. Widział jej wahanie, co go zabolało. Zaskoczony własną reakcją zacisnął zęby i z determinacją kontynuował. 

- Nie dam rady ruszyć dalej. Chciałbym, żebyś mnie tu przechowała, zanim nie dojdę do siebie. Potem zniknę, a ty już więcej o mnie nie usłyszysz. Proszę – kolejny raz prosił różowowłosą o ratunek. Nigdy nikogo o nic nie prosił. Nigdy też nie dziękował. Sakura zagryzła dolną wargę, co przykuło uwagę bruneta. W jego brzuchu zapłonęło pożądanie. Zsunął swoje dłonie z jej twarzy na kark kobiety i bez zahamowań przyciągnął ją do siebie, gwałtownie miażdżąc jej usta w rozpaczliwym pocałunku. Czuł, jak sztywnieje, ale to nie pomogło mu oderwać się od niej. Zachłanny pogłębił pieszczotę wsuwając język między jej wargi. 

         Widziała w jego oczach cień paniki i ogromną determinację. Bał się. Był w wielkim niebezpieczeństwie. Gdy zapytał ją, czy mu ufa... Tak, do cholery. Ufała mu jak nikomu innemu. Po prostu całą sobą czuła, że powinna mu pomóc. Nawet...  

Na Jashina – pomyślała, gdy dotarło do niej, że obroni go nawet za cenę własnego życia. A przecież znała tylko jego imię! Zagryzła wargę, pełna niepewności i sprzecznych uczuć, gdy poczuła jego usta na swoich. Były zapalczywe i rozpaczliwe. Cała zesztywniała, gdy w jej wnętrzu rozszalał się istny sztorm pożądania i namiętności. Brunet wtargnął językiem między jej wargi, a Sakura przyjęła go z ochotą i ulgą. Położyła dłonie na jego brzuchu, delikatnie sunąc nimi ku górze. Całowali się zapamiętale. Tak, jakby oboje mieli nie dożyć kolejnego dnia. Sakura obawiała się, że to z tym jutrem może być prawdziwe. Strach na powrót zagościł w jej ciele. Ponownie zesztywniała i delikatnie odepchnęła od siebie Sasuke, który mierzył ją rozognionym spojrzeniem. 

- Możesz zostać – szepnęła. W jego oczach zagościła ulga, co podziałało na Sakurę w ocucający sposób. Zorientowała się, że jej dłonie wciąż znajdują się na torsie Sasuke. Wykorzystała więc sytuację i popchnęła go do tyłu, podążając za nim krok po kroku. – Pozwól, że opatrzę cię do końca – powiedziała, ale w jej słowach czaiła się prośba, którą Sasuke odczytał i zaaprobował. 

Kiedy usiadł na łóżku, Sakura przygotowała resztę potrzebnych jej rzeczy i spojrzała mu w oczy.

- Czy mogę użyć nożyczek? – zapytała. Brunet był zaskoczony sposobem, w jaki się z nim obchodziła. Skonsternowany skinął głową, a kobieta chwyciła narzędzie i przysunęła się bliżej niego. Wyczuła jego napięcie i cicho westchnęła. Podniosła do góry prawą dłoń, w której dzierżyła ostrza, a lewą złapała jego rękę i zamknęła jego palce wokół nadgarstka. Zaskoczenie na jego twarzy wywołało jej delikatny uśmiech. Teraz, ze swoistymi kajdankami na prawej ręce, rozpoczęła przycinanie nowej gazy tak, by pasowała do jego rany. Kiedy skończyła i odłożyła nożyczki, Sasuke rozluźnił palce, chcąc puścić jej nadgarstek. Jednak Sakura szybko złapała za jego rękę i ponownie umiejscowiła ją na swoim przegubie. Tym razem zrobiła to na obu dłoniach. 
Sasuke był zdziwiony kontrolą, jaką mu powierzyła. Zastanawiał się, czy aż tak było widać jego przerażenie i niepewność, że zareagowała w taki, a nie inny sposób. Może jednak to ona była tak wystraszona, że postanowiła przekazać mu władzę, w obawie o własne życie? Druga opcja nie spodobała mu się za bardzo. Nie chciał, żeby się bała. Nie czuł by się z tym dobrze. 

- Boisz się mnie? – zapytał cicho, kiedy docinała plastry, by przymocować gazę. Na jej policzkach wykwitł rumieniec, ale nie odpowiedziała na jego pytanie. Poczuł się dotknięty niemym przytaknięciem. Zupełnie nie pojmował swojej reakcji. Powinna się bać. 

- Gotowe – szepnęła, odsuwając się od niego. Szybko pozbierała z łózka śmieci i spakowała je do torby. – Prześpij się. Powinieneś dużo odpoczywać – poleciła i skierowała się do wyjścia. Sasuke obserwował jej plecy, kiedy opuszczała pokój. – Będę w kuchni.

Kiedy znalazła się w bezpiecznej odległości od Sasuke, bezwiednie opuściła torbę na podłogę i osunęła się po froncie kuchennej szafki. Po jej policzkach spłynęły gorące łzy, ale nie odważyła się załkać. Bezgłośnie szlochała, próbując uspokoić rozszalałe emocje i głucho dudniące serce. Wzięła głęboki oddech, czując, jak jej mięśnie drżą w niemej panice. Zmusiła się, by wstać z podłogi i otrzeć łzy. 

- Gotowanie – nakazała sobie. Wyjęła z szafki garnek i rozpoczęła to, co zawsze ją uspokajało i oczyszczało jej umysł. Pichciła. 

Sasuke obudził się, a jego żołądek ścisnął się w supeł. Przypomniał sobie, że ostatni posiłek spożywał dokładnie trzy dni temu. Jak na zawołanie do jego nozdrzy dotarł przyjemny aromat… No, właśnie. Czego to on nie poczuł. Powoli wstał z łóżka i sprawdził, na jak dużo może sobie pozwolić. Po chwili stwierdził, że spokojnie dotrze do kuchni, gdzie planował dłużej odpocząć i zregenerować siły. Oczywiście przy posiłku. 

Wyjrzał z sypialni i wytężył słuch, by bezbłędnie zlokalizować kuchnię. Chwilę później bezszelestnie stanął w epicentrum zapachu. Sakura stała do niego tyłem. Miała na sobie szorty i luźny podkoszulek. Włosy miała rozpuszczone, a nogi bose. Nuciła coś pod nosem, wymachując do taktu drewnianą łyżką. Tanecznie doskoczyła do lodówki, z której wyjęła puszkę z sosem, a Sasuke obserwował jej ruchy jak zahipnotyzowany. Była pełna gracji i wdzięku, a jej powab praktycznie czynił z niego uzależnionego ćpuna. Narkomana złaknionego jej osoby. 

Na ziemię sprowadził go dźwięk puszki uderzającej o podłogę. Zaraz po niej poleciała drewniana łyżka, która całkowicie rozbudziła go z zawstydzającego transu. 

- Ładnie pachnie – rzucił chłodnym tonem i podszedł bliżej, by podnieść z ziemi łyżkę i puszkę. Skrzywił się z powodu bólu boku, ale nie dał po sobie poznać słabości. Wyprostował się z obojętnym wyrazem twarzy. Uśmiechnął się drwiąco, kiedy zauważył, że Sakura nie drgnęła ani o centymetr. Spokojnie włożył w jej jedną rękę puszkę, a w drugą łyżkę. Dopiero wtedy kobieta oprzytomniała i zamknęła usta, które skutecznie przyciągnęły uwagę Sasuke. 

- Usiądź do stołu – szepnęła, chrząkając, by wzmocnić słaby głos. – Za chwilę będzie gotowe.
Sasuke skinął głową i usiadł na wolnym krześle. Obserwował Sakurę, która momentalnie straciła na swobodzie. Poruszała się sztywno i bardzo ostrożnie, a na dźwięk piekarnika, który oznajmił gotowość tego, co kryło się w jego wnętrzu, podskoczyła, kolejny raz upuszczając trzymaną w ręce łyżkę. Słyszał, jak liczy pod nosem do pięciu i bierze głęboki wdech. Po chwili ubrała rękawice i wyjęła na blat szarlotkę. Tak. To ciasto z jabłkami Sasuke rozpoznałby z odległości kilometra. Szybko włożyła blachę z powrotem do piekarnika i zamknęła drzwiczki.

- Nakryć do stołu? – zapytał brunet, chcąc rozładować nieco sytuację. 

- Tu są talerze, a tam sztućce – wskazywała po kolei różne szafki. – Tam znajdziesz szklanki, a obok przyprawy – Sasuke stwierdził, że do twarzy jej z władzą, którą tak chętnie mu oddała przy zakładaniu opatrunku. 

Podczas gdy on rozkładał zastawę, Sakura przygotowywała posiłek do podania. Sasuke zdziwiła swoboda i zgranie, z jakimi oboje poruszali się w kuchni. Mijali się instynktownie, dosłownie rozumieli się bez słów. Po kilku minutach siedzieli przy parującym Ramen. 

- Smacznego – wyszeptała różowowłosa i zabrała się za jedzenie. 

- Smacznego – odpowiedział Sasuke i z lekką obawą spróbował zupy. Była wyśmienita. Nawet nie zauważył, kiedy opróżnił talerz. Jego żołądek wołał o jeszcze i nie zawiódł się. Sakura zabrała miski, a na stole postawiła garnek z makaronem i patelnię z gulaszem. Nałożyła Sasuke kopiaty talerz, a kiedy on zabrał się za jedzenie napełniła swoje naczynie. 

- To było niesamowite – mruknął pod nosem Sasuke, sam będąc zdziwiony swoją reakcją. 

- Dziękuję – odparła Sakura, która lekko się rozluźniła. - Mam nadzieję, że masz miejsce na deser – powiedziała i zebrała naczynia. Wyjęła z piekarnika szarlotkę i ukroiła im po wielkim kawałku. Następnie z zamrażalnika wzięła pudełko lodów waniliowych, nakładając po gałce na każdy talerzyk. Pod sam koniec udekorowała wszystko bitą śmietaną i kilkoma listkami mięty. Tak przygotowany deser wylądował pod nosem Sasuke. 

- Już wiem, co knułaś – rzucił brunet, kiedy z jego talerza zniknęło ciasto. Sakura podniosła na niego czujne spojrzenie. – Chciałaś mnie spowolnić, podając mi hurtowe ilości jedzenia – dodał, sam będąc pod wpływem szoku spowodowanego przejawionym przez niego poczuciem humoru. 

- A udało mi się? – zapytała, uśmiechając się zadziornie.

- O, tak – mruknął, czując ciążące powieki. – Śpiewająco.

- W takim razie teraz pójdziesz spać – rzuciła i wstała, podchodząc do niego. Zabrała talerz i zaniosła go do zlewu. Kiedy odwróciła się, stanęła twarzą w twarz z Sasuke. Speszona nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Sasuke przyglądał się jej przez chwilę, po czym złapał za jej podbródek i uniósł go do góry. 

- Dziękuję – wymamrotał i musnął jej wargi. Sakura najpierw zesztywniała, a następnie odsunęła się od niego, przyozdobiona purpurowym rumieńcem. 

- Spać. Teraz – wyartykułowała komendę i odwróciła się w stronę zlewu. Sasuke powstrzymał się od prychnięcia. – Jeśli nie jesteś pewny, co zrobię, to zabierz wszystkie ostre narzędzia i pilnuj ich w sypialni – rzuciła. Podeszła do szafki przy czajniku i wyjęła z niej dwa kluczyki. – Masz. Możesz się zamknąć od wewnątrz bez obaw, że użyję któregoś, by wejść i sama nie wiem, co ci zrobić – dodała, rumieniąc się na dwuznaczność, którą oboje wyłapali w jej wypowiedzi. 

- Jak się zamknę, to w razie wypadku nie będziesz miała jak mi pomóc – zauważył słusznie. 

- Och – wymknęło się spomiędzy jej warg. Sasuke uśmiechnął się drwiąco.

- A może to w ten sposób chciałaś mnie unicestwić, co? – zapytał jadowicie. Oczy Sakury rozszerzyły się maksymalnie, a następnie zaszły łzami. Jej dolna warga zaczęła drżeć niebezpiecznie, co Sasuke obserwował z rosnącym zdziwieniem. 

- Chcieć cię zabić?! Podczas gdy ratowałam cię wbrew własnemu rozsądkowi? Chyba kpisz! – wrzasnęła i odsunęła się od niego na odległość metra. – Jestem na wykończeniu nerwowym! Średnio co pięć minut patrzę przez okno i wyczekuję policji czy kogo tam wkurzyłeś! Ledwie radzę sobie z własnymi emocjami, a ty jeszcze poddajesz je próbie! Rób sobie co chcesz! A najlepiej mnie zabij, zgwałć czy co tam masz w planach i idź w diabły! – zakończyła. W połowie jej wypowiedzi po jej policzkach zaczęły spływać łzy, ale jej głos był zaskakująco stabilny i silny. Teraz rozkleiła się totalnie i, nim Sasuke zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, Sakura puściła się biegiem na górne piętro. 

Kiedy brunet wdrapał się na ostatni schodek, usłyszał, jak Sakura cicho szlocha. Myślał, że szybciej straci kontrolę. Był nawet zdziwiony jej opanowaniem i tylko czekał, aż w końcu wybuchnie. Teraz, chociaż był na to przygotowany, czuł się nieswojo. Podszedł do drzwi, zza których dobiegał płacz i zapukał w nie cicho.

- Sakura – rzucił, a ona rozpłakała się jeszcze głośniej. 

- Co chcesz mi zrobić? Zabijesz mnie czy zgwałcisz, a później zabijesz? – zapytała, a on nie mógł się nie roześmiać. – Co cię tak bawi? – warknęła.

- Ty – odparł, kiedy trochę się uspokoił. 

- Co jest we mnie takiego śmiesznego, co? – zapytała wyraźnie dotknięta jego słowami.

- Po co ci wiedzieć, co chcę z tobą zrobić? – zdziwił się. – Chcesz się przygotować? – cisza, która mu odpowiedziała, była aż nadto wymowna. – Skoro tak, to przed gwałtem koniecznie się wydepiluj – rzucił, opierając się o przeciwległą ścianę. – A przed morderstwem rozściel w pokoju folię. Nie lubię sprzątać – wysapał. Czuł, że się przeforsował. Do tego był znużony i ociężały po jedzeniu, a to wystarczyło, by ledwie mógł się poruszać. 

Drzwi otworzyły się z impetem, a jego oczom ukazała się czerwona twarz Sakury. Jej oczy były zaszklone i pałały gniewem, a usta miała drżące i rozchylone. Na widok stanu, w jakim się znajdował, jej twarz uległa diametralnej zmianie. Sasuke z fascynacją obserwował, jak staje się zawstydzona i troskliwa. 

- Coś cię boli?! – zawołała z przestrachem. Szybko do niego podeszła i wsparła go na swoim ramieniu. Weszła z nim do pokoju, który okazał się być jej sypialnią. Od razu posadziła go na łóżku, a następnie pomogła mu się położyć. – Sasuke, mów do mnie!

- Trochę się przeforsowałem – mruknął, odurzony uwagą, którą mu poświęcała. 

- Jesteś nieodpowiedzialny – warknęła i wyszła do przylegającego pokoju. Po szumie wody Sasuke wywnioskował, że była to łazienka. Po chwili wróciła z namoczonym ręcznikiem, który złożyła w kostkę i zaczęła wycierać mu czoło, twarz i szyję. – Głupi, głupi Sasuke – mamrotała, skupiając się na jego osobie. 

Kiedy skończyła, odwróciła się na pięcie z zamiarem wejścia do łazienki, ale w tej samej chwili Sasuke złapał ją za przegub i pociągnął na łóżko. Natychmiast przewrócił nimi tak, że to on był na górze. Rękami przytrzymał dłonie Sakury na wysokości jej głowy, a udami zablokował jej nogi, by nie mogła go kopać. Skrzywił się pod wpływem bólu, ale po chwili ten ustał, pozwalając mu na kontynuowanie tego, co zaczął. 

Czuł na sobie jej przerażone i uległe spojrzenie. Kąciki jego ust uniosły się ku górze. 

- Jeśli chcesz mnie zgwałcić, to nie zdążyłam się wydepilować – rzuciła na jednym tchu, a Sasuke zaśmiał się cicho w odpowiedzi. 

- Chciałbym, aby jednak ten stosunek odbył się za obopólną zgodą – zamruczał i wbrew rozsądkowi, który kazał mu przestać, pocałował ją gorąco. 

Sakura dosłownie stopniała. Żarliwość pieszczoty rozlała się po jej ciele, wprawiając je w drżenie i spazmatyczne spięcia. Oddawała pocałunek za pocałunkiem, mając na względzie fakt, że po pierwsze był ranny, a po drugie… Chciałaby myśleć, że się go bała, ale nie byłaby wtedy szczera. Ona pragnęła go równie mocno, jak on jej.

- Nie, czekaj – rzuciła na wydechu, kiedy Sasuke chciał się rozebrać. Spojrzał na nią z niezrozumieniem. Sakura zarumieniła się, ale odważnie złapała za jego koszulkę, którą śmiało podniosła do góry. Brunet ochoczo pozwolił się jej rozebrać, ciesząc się z kontroli, którą przejęła. Pomógł jej pozbyć się spodni, ale kiedy dotarli do bokserek, Sakura przerwała inicjatywę. Sasuke podniósł się na łokciach z zawadiackim uśmiechem.

- Skoro się tak wstydzisz, to jakim cudem udało ci się rozebrać mnie poprzednim razem? 

- Zgasiłam światło – szepnęła, chowając ręce za siebie. 

- O nie, panno Sakuro – mruknął. – Dokończy pani to, co pani zaczęła – władczym gestem przyciągnął ją do siebie. – I pamiętaj – szepnął, zanim jego usta opadły na jej wargi. – Nie lubię uległych. Znacznie lepiej zdobywa się te dziksze – dodał i pocałował ją, a Sakura skończyła z myśleniem w jednej chwili. 

Rano obudziła się, a jej ciało dosłownie topiło się w otaczającym ją cieple. Zaspana próbowała się uwolnić, ale ono oplatało ją nieustępliwie niczym macki ośmiornicy. Otworzyła leniwie powieki i namierzyła jego źródło. W jednej chwili jej ciałem zawładnęło pożądanie zmieszane ze strachem. 

- Nie spinaj się tak – jego oddech owionął jej twarz. – W nocy byłaś bardziej komunikatywna – dodał i pocałował ją za uchem, co Sakura skwitowała jęknięciem. 

- Sasuke – wyszeptała ulegle, ale stanowczo wysunęła się z jego ramion i złapała za koc leżący na krześle obok. Owinęła się nim szczelnie i odwróciła przodem do mężczyzny. Widok zaparł jej dech w piersiach. On był piękny. Miał idealnie wyrzeźbione ciało, gęste włosy, płonące spojrzenie i usta stworzone do całowania. Tak, to była prawda. Ale ona chciała poznać jego wnętrze. Historię, która go tworzyła. Pragnęła, by te piękne usta wyznały jej słowa miłości. To wszystko jednak nie miało prawa zaistnieć. 

- Co? – zapytał. Widziała, że wraca powoli na ziemię. Wraca do swojej spapranej rzeczywistości, której częścią teraz była. I bała się tego. 

- Uważam, że to, co się wydarzyło… - urwała, szukając odpowiednich słów. Zagryzła nerwowo wargi i opuściła wzrok. – Idę się umyć, a później zmienię ci opatrunek – powiedziała odległym, zdystansowanym tonem i wyszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. 

Sasuke zbeształ się w myślach za własne oczekiwania. Dał się omamić jej trosce, umiejętnościom kulinarnym i żywiołowości w łóżku, ale teraz to koniec. Musi zebrać się w sobie i odejść. Dla bezpieczeństwa swojego i jej. Warknął na siebie i wyszedł z sypialni, kierując się na dół. 

Weszła pod strumień zimnej wody, żeby ocucić umysł ze słodkiego odrętwienia. Szybko dokonała bilansu strat i zysków w przypadku, kiedy Sasuke wreszcie odejdzie i z trwogą odkryła, że wyjdzie na minusie. Przy nim jej dom stał się domem. Był pełny. Wciąż gryzła się z faktem, że w ogóle się nie znają. Wie, jak ma na imię, jak wygląda nago, opatrywała go i nakarmiła, ale to tyle. Instynkt jej podpowiadał, że Sasuke nie zbawia świata i nie ratuje kotów staruszek, które weszły na drzewo i nie mogą zejść. Nie była facetem z sąsiedztwa. Był mroczny. Pełen tajemnic i niedopowiedzeń. 

Otrząsnęła się z zadumy i wyszła spod prysznica. Szybko ogarnęła się do reszty i z obawą weszła do sypialni, ale go w niej nie zastała. Zdziwiona zeszła na dół, gdzie także go nie dostrzegła. Z dudniącym sercem przeszukała kuchnię, ale tam również go nie odnalazła. Dopiero szum prysznica uświadomił jej, że znajduje się w gościnnej sypialni. Przerażona ulgą, jaka pojawiła się w jej sercu wróciła do kuchni, gdzie nastawiła wodę na kawę i zabrała się za smażenie naleśników. 

Sasuke wszedł do kuchni, skąd rozchodził się apetyczny zapach śniadania, zmieszany z aromatem świeżo parzonej kawy. Szybko zmazał z twarzy uśmiech i przywdział chłodną obojętność. Postanowił nie traktować jej jak wroga, ale też się nie spoufalać. 

- Nie ma prądu – poinformowała go różowowłosa, kiedy tylko wyczuła jego obecność za plecami. – Ale udało mi się przygotować coś do jedzenia.

- Mogę? – zapytał, kiedy Sakura postawiła na stole talerz z naleśnikami i dzbanek kawy. 

- Są dla ciebie – mruknęła, trzymając w ręce parujący kubek. – Ja nie jadam śniadań – po tych słowach skierowała się do drzwi wyjściowych. W jednej chwili drogę zastąpił jej Sasuke. 

- Po co wychodzisz? – zapytał, nie potrafiąc ukryć wrogości i niepewności. 

- Po pocztę – wyszeptała ledwie dosłyszalnym głosem. Znów dostrzegł w jej oczach przerażenie, którego nie chciał być powodem. Skinął głową, ale kolejny raz wiele go kosztowało, by jej zaufać. Wiedział, że od niej zależy jego życie i nie podobało mu się to. Ignorując panikę rosnącą w jego klatce piersiowej, udał się do kuchni, gdzie zabrał się za jedzenie śniadania. 

Po dziesięciu minutach jej nieobecności z zaniepokojeniem zaczął przechadzać się tam i z powrotem, unikając zbliżania się do okien. 

- Ile można odbierać pocztę?! – uniósł się na dźwięk otwieranych drzwi. Ale wtedy ją dostrzegł. Była cała we krwi. Wzrok miała rozbiegany, a oddech przyspieszony. W jednej chwili jego serce się zatrzymało. Ignorując rwący ból, dobiegł do niej i złapał za ramiona. – Sakura, nic ci nie jest? Co się stało? Chryste, komunikuj się! – wołał. 

- Żyję – mruknęła i wzięła uspokajający oddech. – To zdecydowanie nie jest mój najlepszy weekend – powiedziała i potrząsnęła głową. – Muszę wziąć ręczniki i wszystkie twoje zakrwawione rzeczy. Szybko – rzuciła i skierowała się do jego tymczasowej sypialni. Sasuke podążył za nią jak wierny pies, nie rozumiejąc ani na jotę, o co jej chodziło. 

- Co się stało? – zapytał zaniepokojony. – Skąd ta cała krew?

- Masz cholerne szczęście – warknęła i złapała za worek z odpadami po opatrywaniu jego ran. Spojrzała na niego z determinacja. – Właśnie ratuję twój i swój tyłek – rzuciła i wyszła z sypialni.

- Powiesz mi chociaż, w jaki sposób zamierzasz to zrobić? – podążył za nią. Sakura nie skierowała się jednak w stronę głównego wyjścia. Ruszyła do kuchni, gdzie znajdowały się drzwi na tyły domu. 

- Wyszłam po pocztę i zauważyłam ślady krwi z boku ścieżki – zaczęła, siłując się śliskimi palcami z kluczem w zamku. Kiedy chciał jej pomóc, Sakura w odpowiedzi warknęła. – Pamiętałam, że nie szliśmy tamtędy, więc poszłam sprawdzić, co jest grane – kontynuowała. Kiedy udało jej się otworzyć zamek, wyszła na zewnątrz, a Sasuke niepewnie ruszył za nią. 

- I? 

- I sam zobacz – mruknęła. Sasuke spojrzał w stronę, którą mu wskazała. Na trawie leżał młody jeleń, prawdopodobnie zraniony przez myśliwego. Z jego boku obficie sączyła się krew, a chrapy zwierzęcia unosiły się i opadały w spazmatycznych oddechach. – Przy dobrej organizacji i spójnych zeznaniach uwierzą, że ślady w szpitalu to czysty zbieg okoliczności, a reszta krwi należy do jelenia – mruknęła, a Sasuke wyczuł w jej głosie obrzydzenie.

- Brzydzisz się? – zapytał. 

- Tak – warknęła. – Samą sobą… - szepnęła, ale on i tak usłyszał, co powiedziała. Patrzył, jak zabiera się do roboty. Wzięła połowę ampułki epinefryny i tę samą strzykawkę, której użyła na nim. Przelała igłę spirytusem i podała zwierzęciu lek. Po kilku minutach jeleń powoli odzyskał spokojny oddech. Następnie Sakura wzięła z torby nowe bandaże i gazy, wycierając nimi lejącą się z jego boku krew. Wszystko wrzuciła do worka z resztą odpadów, a następnie przystawiła je do boku zwierzęcia. 

- Czemu położyłaś te rzeczy przy jego… No, wiesz przy czym – rzucił Sasuke, nie umiejąc nazwać rzeczy po imieniu. 

- Bo jeśli przyjdą cię szukać i zaczną przeszukiwać kosz, w którym oczywiście zostawię worek z zakrwawionymi rzeczami – zaczęła i otarła ręką czoło. – A przez przypadek wezmą psy, to zapach moczu derenia je rozproszy – dodała. Sasuke przyglądał się jej zaskoczony. 

- Skąd to wiesz? – zapytał. 

- Mój tata był myśliwym – rzuciła. 

Och, czas przeszły – pomyślał Sasuke i nie drążył więcej tematu myślistwa. 

Brunet bacznie śledził jej mimikę. Widział, że chciała za wszelką cenę uratować tego jelenia. Co chwila głaskała zwierzę po chrapach, szepcząc uspokajające słowa. Ruszyła nim jej troska. Znowu. Nie dał jednak po sobie poznać prawdziwych uczuć. 

- A jak wyjaśnisz plamy krwi na siedzeniu auta? – kontynuował sprawdzanie jej pomysłu. Sakura westchnęła. 

- Muszę go zaciągnąć do środka – rzuciła i ponownie pogłaskała zwierzę po pysku. – Potem pojadę z nim do weterynarza. To jedyny sposób, żeby uwiarygodnić moją wersję. 

- To się może udać – zauważył Sasuke. – Tutejsza policja jest nieogarnięta – mruknął, jednak doskonale wiedział, że to nie stróżów prawa w tej chwili powinni się obawiać. Ludzie, którzy chcieli go złapać nie nabiorą się na rannego jelenia. 

- Może się udać z miejscową policją, ale nie z ludźmi, którzy cię szukają – wymamrotała Sakura i obserwowała gasnące spojrzenie derenia. Sasuke zaskoczyła jej przenikliwość i spostrzegawczość. – Nie żyje… - szepnęła, a po jej policzkach stoczyła się pojedyncza łza, którą szybko otarła. Podniosła się z klęczek i spojrzała na worek z odpadami, który ociekał moczem. Sasuke nawet nie zauważył, kiedy to się stało. 

- Nie dasz rady zaciągnąć go w pojedynkę – stwierdził Sasuke. 

- Ciebie dałam rady, a jelenia nie? – zapytała, co ubodło mężczyznę do żywego. Nic jednak nie powiedział, tylko przypatrywał się, jak Sakura wstaje i łapie zwierzę za poroże. – Poza tym jest młody i niepełnych gabarytów.

- I tak będzie ci ciężko – podszedł bliżej, żeby jej pomóc, ale Sakura warknęła.

- Nie zachowuj się jak dżentelmen, ale jak człowiek, który za wszelką cenę chce ratować swoje życie – rzuciła zasadniczym tonem i zaparła się piętami w ziemię, ciągnąc derenia za poroże. Kiedy ciało ruszyło, Sakura krok za krokiem posuwała się w stronę swojego auta.

- Właź do środka – warknęła zdyszana, kiedy przyłapała go na przyglądaniu się jej. – Nie chcę, żeby wszystko szlag trafił, bo gapisz się na mnie, stojąc na widoku – Sasuke, choć niechętnie, skierował się w stronę tylnego wejścia. Rzucił Sakurze ostatnie spojrzenie i zniknął w kuchni, zamykając za sobą drzwi.

Sakura omal się nie rozpłakała. Mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa, a na palcach pulsowały bąble, jednak nie poddała się. Otworzyła drzwiczki od strony pasażera z tyłu auta, a następnie wtoczyła się do środka, ciągnąc truchło derenia za sobą. Po dwudziestu minutach siłowania się ze zwierzęciem, zamknęła drzwi i weszła do domu, by zabrać ze sobą kluczyki i dokumenty.

- Jadę – rzuciła, krzyżując się spojrzeniem ze wzrokiem Sasuke. Widziała w jego oczach niepewność i chłód, spowodowany obawą o swoje bezpieczeństwo. – Przecież cię nie wydam, do jasnej cholery! – wrzasnęła wściekła, czując, jak granica jej wytrzymałości właśnie zostaje przekroczona. 

- Uspokój się – mruknął i podszedł bliżej, ale Sakura cofnęła się o krok. 

- Postaraj się nie narobić hałasu – powiedziała, a Sasuke ledwie pohamował śmiech. Traktowała go jak idiotę, ale gdyby tylko wiedziała, co on potrafi… - Wrócę najszybciej, jak to będzie możliwe – i po tych słowach wyszła, zamykając za sobą drzwi. Sasuke westchnął i wrócił do swojej tymczasowej sypialni. 

Sakura jechała, starając się skupić na drodze. Całe jej zdenerwowanie, które opuściło ją na kilka chwil powróciło, paraliżując jej zdolność logicznego myślenia. 

- Opanuj się, idiotko – rugała się w myślach. – Dowieź zwłoki na miejsce i rozpocznij przedstawienie.

Kilka chwil później parkowała na parkingu pod lecznicą dla zwierząt. Zagryzła wargi i wzięła głęboki wdech przez nos. Szybko wyskoczyła z auta i pobiegła w stronę recepcji.

- Niech mi ktoś pomoże! – zawołała drżącym głosem. Siedząca za kontuarem kobieta poderwała się z miejsca i ruszyła za Sakurą, nie zadając żadnych pytań. 

- Co się stało? – zainteresowała się na, gdy różowowłosa podeszła do drzwi pasażera swojego auta. Otworzyła je na oścież, dłonią wskazując nieżyjącego już derenia.

- Znalazłam go w swoim ogrodzie – zaczęła, kiedy kobieta podeszła do zwierzęcia i zaczęła oględziny. – Był ranny, ale wciąż żywy. Jestem pielęgniarką, więc podałam mu ampułkę epinefryny i wciągnęłam go do samochodu – mówiła dalej. Na wzmiankę o transportowaniu jelenia, kobieta z weterynarii spojrzała na Sakurę z niedowierzaniem. Na potwierdzenie swoich słów, różowowłosa pokazała jej poranione i spuchnięte dłonie. 

- Jak się pani nazywa? – Sakura wyczytała z jej plakietki imię Akemi. 

- Sakura. Sakura Haruno – odparła, ledwie panując nad wahaniem w swoim głosie. Bała się zdradzać swoje dane osobowe, ale poniekąd to właśnie było częścią jej planu. Nie mogła zatajać niczego, jeśli nie chciała wyglądać podejrzanie. Po raz pierwszy cieszyła się z faktu, że była zamiłowaną fanką kryminałów. 

- Jeleń zdechł – rzuciła, a w jej oczach ujrzała współczucie i pocieszenie. Różowowłosej chciało się śmiać. Co innego, gdyby przywiozła swojego psa albo kota, ale derenia? 

- Och, nie udało mi się? – zapytała, grając swoją rolę. Akemi pokręciła głową. 

- Proszę za mną – rzuciła, dłonią wskazując wejście do lecznicy. – Musimy spisać kilka informacji, nim przyjmiemy truchło do utylizacji – dodała gestem wyjaśnienia. Sakura skinęła głową i cała spięta podążyła za Akemi. 

Kiedy już podała imię i nazwisko, adres oraz przybliżony czas zdarzenia, sanitariusze wynieśli ciało jelenia z jej auta i dali jej środki do usuwania plam po krwi i żywicy. Sakura przypilnowała, by odebrać kwit potwierdzający jej obecność w lecznicy i wsiadła do samochodu. Wewnątrz unosił się zapach zwierzęcia. Jego dławiący, słodkawy aromat wywołał u niej odruch wymiotny, ale szybko go stłumiła. Z trzaskiem zamknęła drzwiczki i odjechała w stronę domu.

Kiedy zajechała na swój podjazd, jej oczom ukazał się czarny samochód z przyciemnianymi szybami. Jej serce zatrzepotało niespokojnie, a panika zdławiła jej oddech. Drżącymi dłońmi wrzuciła bieg i zaciągnęła hamulec ręczny, a następnie zgasiła silnik. Nagle zdała sobie sprawę, że jest cała we krwi derenia. Jęknęła pod nosem, zmuszając swoje ciało, by reagowało zgodnie z jej poleceniami. 

Wysiadła i zatrzasnęła drzwiczki. Dokładnie w tym samym momencie z obcego samochodu wyszło dwóch mężczyzn ubranych w garnitury. 

- Panna Sakura Haruno? – zapytał jeden z nich, mierząc ją podejrzliwym wzrokiem. 

- Tak. A panowie to? – starała się nie okazać zdenerwowania, więc usilnie wpatrywała się w niezapowiedzianych gości.

- Czy to jest krew? – zainteresował się drugi z nich, nie umiejąc ukryć niedowierzania związanego z tym oczywistym faktem. 

- Kim panowie są? – ponowiła pytanie Sakura, kładąc nacisk na chęć uzyskania odpowiedzi. 

- Tajne Służby Specjalne – odparł pierwszy. – Poszukujemy zbiega. Bardzo możliwe, że ukrywa się w pani domu – dodał. – Jest niebezpieczny i dla własnego bezpieczeństwa prosimy, by pani z nami współpracowała.

- Tak, to jest krew – odparła, unikając bezpośredniej odpowiedzi na zarzuty względem Sasuke. Nie chciała niczego zdradzić. – Krew jelenia – uściśliła. 

- Można jaśniej? – wystrzelił drugi agent. 

- Może wejdziemy do środka? – zapytała, gratulując sobie w duchu swobodnego tonu. Gdyby nie chciała ich wpuścić, podejrzewaliby, że faktycznie coś ukrywa. Miała jedynie nadzieję, że Sasuke zdołał się ukryć. 

Obaj skinęli głowami i podążyli jej śladem, bacznie rozglądając się w każdą stronę. Sakura wsunęła klucz do zamka i przekręciła go, z ulgą przyjmując szczęk zapadek. Gdy znaleźli się w środku, różowowłosa wskazała im dłonią salon, a sama kątem oka omiotła resztę parteru, odnotowując, że Sasuke nie ma na horyzoncie, i że wciąż nie naprawili linii wysokiego napięcia. 

- Proszę wybaczyć, że nie zaproponuję kawy, ale od dwóch godzin mam przerwę w dostawie prądu – wyjaśniła, czując się dumna z tego, jak sprawnie wmanewrowała w rozmowę element swojego planu. 

- Czy może nam pani wyjaśnić, skąd wzięła się krew przy pani miejscu parkingowym w Szpitalu Miejskim? – zapytał jeden, a Sakura przełknęła ślinę. No, to się zaczęło. 

- Na tym parkingu wiecznie jest ciemno. Faktycznie, poślizgnęłam się na czymś śliskim, ale wytarłam podeszwę o beton i wsiadłam do auta – zaczęła. – Nie wiedziałam, że to była krew. 

- I w domu się pani nie zorientowała? – podejrzliwość w głosie drugiego sprawiła, że w gardle różowowłosej urosła gula. 

- Byłam po kilkunastogodzinnym dyżurze, więc niech mi pan wybaczy, jeśli po powrocie do domu nie patrzyłam na buty, kiedy je ściągałam – żachnęła się. 

Spokój, Sakura – nakazała sobie. Będąc niegrzeczną ściągnie na siebie więcej problemów. 

- Co było później? – wrócili na tok rozpoznawczy. Różowowłosa wzięła głęboki wdech.

- Wróciłam do domu i rzuciłam rzeczy gdzieś w kąt – zaczęła. – Poszłam pod prysznic, a następnie położyłam się spać. Kiedy rano wstałam, zrobiłam kawę i naleśniki. Wtedy zabrakło prądu. Wyszłam więc po pocztę – mówiła, gdy przerwał jej jeden z nich.

- W sobotę po pocztę? – zdziwił się. 

- Nie lubię, kiedy reklamy zapychają mi skrzynkę – mruknęła i wzruszyła lekko ramionami. Tą uwagą udało jej się trochę go przytemperować. – Ujrzałam krew z boku ścieżki. Zaniepokojona poszłam jej śladami i wtedy zobaczyłam rannego jelenia. 

- Wcześniej go pani nie widziała? – zapytał agent. Jego ton nie był jednak nachalny i deprymujący. Po prostu upewniał się w faktach. 

- Jeśli ma pan na myśli, czy były tam wczoraj, to nie. Nie było ich – odparła spokojnie Sakura. Kiedy agenci skinęli, kontynuowała. – Podałam mu epinefrynę i odczekałam, aż się uspokoi. Wtedy zaciągnęłam go za poroże do auta i udałam się do lecznicy. Niestety, nie udało mi się go uratować i zdechł w drodze – dodała, czując autentyczny smutek na tę myśl. Pod powiekami zapiekły ją łzy, ale nie dała im płynąć. Musiała poczekać, aż będzie sama i bezpieczna. Wtedy… Tak, wtedy. Ta myśl pozwoliła jej się uspokoić. 

- Jest pani wątłej budowy – zaczął jeden z nich, lustrując ją z góry na dół. W Sakurze zagotowała się krew. – Jak… - chciał coś powiedzieć, ale różowowłosa uniosła się, przerywając mu w pół pytania. 

- Jestem pielęgniarką. Zdarza się, że nastawiam złamania, noszę kartony z zaopatrzeniem i pcham kilkunastokilowe łóżka. Niech panie nie zadaje głupich pytań – żachnęła się. – Poza tym byłam pod wpływem adrenaliny. Nie na co dzień widuje się krew w ogrodzie – dodała już spokojniej. Mężczyźni skinęli głowami, nie komentując jej słów w żaden sposób, co zaniepokoiło Sakurę. Nie wiedziała, czy łyknęli jej wyjaśnienia. 

- Co zrobiła pani ze zużytym sprzętem? – zapytał jeden z nich. 

- Jest w ogrodzie – mruknęła.

- Możemy obejrzeć pani samochód i obejście? 

- Oczywiście – odparła i poprowadziła ich do kuchni, skąd wyszli na tyły domu. Na trawie wciąż lśniła krew derenia, a wokół porozrzucane były gazy i bandaże. – Tutaj jest strzykawka i ampułka po lekach. Proszę wybaczyć smród – zaczęła, pociągając nosem. – Po epinefrynie nie czuł, co robi i po prostu moczył się co kilka chwil – dodała. 

- Cuchnie – mruknął jeden agent, a jego partner skinął głową.

- Teraz samochód – Sakura posłusznie poprowadziła ich w stronę swojego auta, uważając, by nie wdepnąć w ciemnie, maziste plamy. 

- W lecznicy dostałam środki do czyszczenia ciężkich zabrudzeń – rzuciła, gdy otworzyła drzwiczki. Pierwsze, co rzucało się w oczy to krew na tapicerce i butelka chemii gospodarczej. 

Agenci dokładnie obeszli jej samochód, uważnie przyglądając się wszystkiemu dookoła. 

- Nie zadzwoniła pani, by ktoś przyjechał po zwierzę? – zdziwił się jeden z nich. 

- Komórka mi padła – na potwierdzenie słów pokazała wyłączone urządzenie. – A telefon domowy bez prądu raczej nie zadziała – dodała pouczającym tonem. Mężczyźni nie skomentowali jej słów, ale na ich policzkach wykwitły delikatne rumieńce. 

- W takim razie dziękujemy pani za poświęcony czas – rzucił jeden agent na pożegnanie. 

- Gdyby zauważyła pani coś niepokojącego – dodał drugi i podał jej wizytówkę. – Proszę do nas zadzwonić. 

- Mogę chociaż wiedzieć, kogo poszukujecie? – zapytała, odbierając kartonik z ręki agenta. 

- Sasuke Uchiha – powiedział poważnie. – Poszukiwany za zdradę stanu i zabójstwo – dodał i skinął jej na pożegnanie. 

- Dziękuję – rzuciła słabym głosem, siląc się na spokój. – W razie pytań…

- Będziemy się kontaktować – dokończył za nią i po tych słowach wsiedli do swojego auta, odjeżdżając w stronę miasta. 

Na słaniających się nogach wróciła do domu i zamknęła za sobą drzwi. Zjechała po nich na ziemię i wzięła drżący wdech.  

Zdrada stanu. Zabójstwo… Zabójstwo… Słowa agentów odbijały się echem w jej głowie, siejąc w niej spustoszenie i panikę. 

- Poradziłaś sobie z nimi podręcznikowo – w głosie Sasuke usłyszała nutę podziwu. Wstała z podłogi, ale gdy chciał jej dotknąć, cofnęła się gwałtownie, uderzając plecami w drewniane skrzydło. Sasuke spojrzał na nią niepewnie, badając jej dalszą reakcję. 

- Za co cię ścigają? – zapytała cicho, podświadomie szukając drogi ucieczki. Twarz Sasuke ściągnęła się w konsternacji i zimnej kalkulacji. 

- Co ci powiedzieli? – odpowiedział pytaniem na pytanie. 

- Zdrada stanu i zabójstwo – szepnęła, zaczynając się trząść ze strachu. Zaklął pod nosem. Jeśli jeszcze łudził się, że to wszystko było snem, jednym wielkim nieporozumieniem, to właśnie teraz się obudził i doznał olśnienia. Postąpił krok w jej stronę, odnotowując panikę w jej spojrzeniu. Położył dłoń na jej policzku, a Sakura zacisnęła powieki i wstrzymała oddech.

- Sakura – wymruczał, gładząc skórę jej twarzy. Nie chciał, żeby się go bała. Był niewinny. Musiał jedynie zdobyć na to dowody. 

- Zrobiłeś to, o co cię oskarżają? – zapytała, a on westchnął.

- Nie, nie zrobiłem tego – odparł, ciesząc się, że podjęła próbę komunikacji werbalnej. 

- Skąd mam wiedzieć, czy mówisz prawdę? – to go ubodło. Już przestał dziwić się swoim reakcjom. Przez te kilkanaście godzin spędzonych z Sakurą, zaskoczyło go więcej rzeczy niż przez całe jego dotychczasowe życie.

- Musisz mi zaufać – odparł i bez ostrzeżenia wpił się w jej wargi. 

Sakura obudziła się, kiedy zegarki wskazywały późne popołudnie. Leniwie przeciągnęła się, by rozciągnąć przyjemnie obolałe mięśnie. Musiała przyznać, że Sasuke w łóżku był jak nieokiełznany płomień. Obróciła się w stronę drugiej połówki materaca, ale nie zastała go tam. Szybko narzuciła na siebie podkoszulkę i majtki, a następnie wyskoczyła spod kołdry i ruszyła w stronę jego tymczasowej sypialni. Ze zdziwieniem odkryła, że tam też go nie ma. Dławiąc rosnące uczucie paniki, weszła do kuchni, ale nikogo tam nie zastała. Wytężyła słuch, chcąc wyłapać jakikolwiek dźwięk, ale na próżno. Nie było go. Jęknęła, ledwie hamując szloch. 

Podniosła wzrok i ujrzała małą karteczkę przyczepioną magnesem do drzwi lodówki. Podeszła do niej i złapała zwitek, szybko go otwierając. Przebiegła wzrokiem po dwóch wyrazach, nabrzmiałych emocjami i przesiąkniętych obietnicą. Uśmiechnęła się przez łzy.

Ufasz mi?

Skinęła bezwiednie głową, a po jej policzkach potoczyły się słone łzy.

- Tak, Sasuke – szepnęła w przestrzeń. – Ufam ci…

* * * 

Wyszła ze szpitala, uprzednio pożegnawszy się ze wszystkimi obecnymi na oddziale. Zeszła do podziemi parkingu i odszukała swój samochód. Przygaszoną zielenią spojrzenia rozejrzała się po oświetlonej przestrzeni, podświadomie szukając śladów krwi przy swoim aucie. Wiele się zmieniło od tamtego pamiętnego dnia. 

Konserwator wymienił żarówki, beton został oczyszczony, a pasy oddzielające miejsca parkingowe odmalowane. Wybiegając myślami, Sakura przypomniała sobie ten dzień, w którym Sasuke zniknął. Ulotnił się równie szybko, jak się pojawił, siejąc zamęt w jej życiu. Jego odejściu towarzyszyło morze łez idące w parze z uśmiechem oraz zapach chloru, który unosił się podczas czyszczenia zabrudzonej tapicerki swojego wozu. Pokręciła głową i otworzyła drzwiczki. Ignorując chęć spojrzenia na tylne siedzenie, wrzuciła za siebie torbę i zatrzasnęła skrzydło. Odpaliła silnik i ruszyła do wjazdu. 

W drodze kalkulowała czas, który minął od ostatniej nocy, a raczej przedpołudnia spędzonego z Sasuke. Dokładnie jedenaście miesięcy, dwa tygodnie i trzy dni. Nie, żeby wpadała w obsesję, ale po prostu nie umiała wyrzucić tej daty ze swoich wspomnień. Pojawienie się Uchihy w jej życiu było dosłownie jak rażenie piorunem. Czuła go każdą komórką swojego ciała. Włoski na jej skórze jeżyły się na samo wspomnienie jego dotyku, a w  podbrzuszu kumulowało się znajome, bolesne napięcie, któremu zaradzić mógł jedynie Sasuke. Westchnęła, bębniąc palcami o kierownicę. Koniec z myśleniem. 

Weszła do domu i zapaliła światło. Dzień chylił się ku końcowi, otulając okolicę pierzyną cieni. Szybko zamknęła za sobą drzwi i przekręciła klucz. Rzuciła wszystko w kąt pokoju i weszła do kuchni, rozświetlając ją ciepłą żółcią kinkietów. Podniosła wzrok i ujrzała małą, białą karteczkę przyczepioną znajomym magnesem do drzwi lodówki. Jej oddech przyspieszył, a kolana zmiękły. Szybko zamrugała powiekami, chcąc odgonić złudzenie, jednak gdy ponownie spojrzała na lodówkę, mała karteczka wciąż zajmowała swoje miejsce. Chwiejnym krokiem podeszła do niej i delikatnie zdjęła magnes. Złapała malutki zwitek i drżącymi dłońmi rozwinęła złożony papier. Zachłysnęła się tym, co przeczytała. 

Ufam Ci…

Poczuła na karku czyjś oddech. Odrętwiała nie była w stanie wykonać żadnego ruchu. Osobnik za nią również nie poruszył się ani o milimetr. Sakura niepewnie obróciła się za siebie, a jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości. 

- A więc ufasz mi? – szepnęła płochliwie. 

- Ufam – tak proste słowo. Tak niewiele. Sakura wyciągnęła przed siebie dłoń i opuszkami palców przesunęła po policzku Sasuke. Mężczyzna zamknął powieki, a jego usta rozciągnęły się w leniwym uśmiechu. 

- Jesteś bezpieczny? – zapytała. Skinął głową, otwierając oczy, w których Sakura dojrzała pewność siebie i żarliwość. – Och, Sasuke… - westchnęła i zarzuciła ręce na jego szyję, czując, jak oplata ją swoimi ramionami i zamyka ją w żelaznym splocie.

- Czy jest tu dla mnie miejsce? – zapytał i odsunął ją od siebie, kładąc dłoń w miejscu jej serca. Na policzkach Sakury wykwitł dorodny rumieniec, ale nie spłoszyła się. Złapała rękę Sasuke i zacisnęła na niej palce. 

- Jest całe twoje – powiedziała na wydechu i z ulgą przyjęła ochocze usta Sasuke. 

- Moje – usłyszała. Uśmiechnęła się i poddała się chwili rozpoczynającej nowy rozdział w jej życiu. 
_____________________________________________________________________________________________________

Jak widzicie ze spisu po prawej zniknęła Gasnąca nadzieja [1]. Bez obaw. Wróci, jak będzie w całości i gotowa, a to już niedługo. Do niedzieli powinnam ją skończyć. Ufasz mi [1] to przerywnik, który długi, długi czas nie dawał mi spokoju. Wiem, wiem... Nie niesie ze sobą żadnej prawdy życiowej, ale czy każda historia musi w nią obrastać? Czasami po prostu dobrze jest coś przeczytać, po czym głowa nie pęka jak na kolosalnym kacu. Uciec od rzeczywistości i móc nacieszyć się lekkością i łatwizną, którą Wam oferuję tym OS. Dziękuję, że jesteście i czytacie. 
Z pozdrowieniami ze słonecznej Grecji, 
.romantyczka

7 komentarzy:

  1. I słusznie. Ot lekkie opowiadanko na dobranoc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tego mi było trzeba! Świetne, świetne, świetne... Dziękuję, za to opowiadanie.
    Lekkie, przyjemne, wręcz dla mnie rewelacyjne!
    To prawda nie każde musi nieść jakąś mądrość życiową, czasami przyjemnie jest przeczytać coś w takim stylu dla odprężenia i nabrania dobrego humoru :)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, droga Annkorn.

      Czasami budzisz się z ideą, która nie daje Ci spokoju. Zabijasz ją w głowie na milion sposobów, stając się seryjnym mordercą wszech czasów, ale ona i tak niestrudzenie wraca i Cię nawiedza. Męczy w snach i koszmarach, łazi za Tobą jak cień. Nagina się do rzeczywistości zaginając rzeczywistość. Wgryza się w świadomość i zajmuje każdą część Twoich skojarzeń.

      No. Tak mogłabym napisać proces tworzenia 'Ufasz mi?'. To mi się po prostu przyśniło, a ja pamiętam większość swoich snów. Także... Podziękowania należą się mojej Wyobraźni, która najwyraźniej stanowi osobny organizm, którego jestem żywicielem :)

      Pozdrowienia,
      .romantyczka ;)

      Usuń
  3. Dobrze, więc zacznę od przeprosin.
    Miałam sprawdzić w piątek i sprawdziłam, ale nie ten, w który obiecałam. Przepraszam, ale teraz mam tyle na głowie... nie dość, że od cholery nauki, to jeszcze dopadły mnie problemy zupełnie innej natury i nic mi się nie chce. Przepraszam.

    Co do samego opowiadania, urzekła mnie jego równoczesna prostota i zawiłość. Mamy tutaj prostą, miłosną historię pt. "miłość od pierwszego wejrzenia",a z drugiej, Sasuke uwikłany jest w jakieś dziwne sprawy, które nie do końca wyjaśniasz i dobrze. W ten sposób czytelnik ma prawo do zabawy w zgadywanki, które czasem są mu potrzebne, by się rozwijał ;)

    Mądrość życiowa... czy ja wiem, czy jej nie ma? Na pewno nie ma takiej typowej miłości, ale wydaje mi się, że występuje tu w trochę innej postaci. Przesłaniem tekstu jest tak zwane "chwytaj szczęście". Szczęście pojawia się pod różnymi postaciami i w tym sęk, by wiedzieć, jak je rozpoznać.

    Drugie, to ewidentna rada, by trwać przy tych, którzy są dla nas ważni, nawet, jeśli robią coś nie do końca przez nas rozumianego. Nie chodzi tu o bezgraniczne, głupie zaufanie. O coś pomiędzy właśnie tym typem zaufania, a chłodną kalkulacją, czy zaufanie takiej osobie się opłaca.

    (możliwe, że się zamotałam, miałam dziś kiepski dzień, więc wybacz raz jeszcze)

    Bardzo mi się podobało. Nawet nie waż się rzucać pisania. Nie pozwalam! :p Jesteś zbyt cennym nabytkiem blogosfery, by odchodzić. Potrzebujemy Cię.

    Buziaki :*
    Gosiak

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam przesłania dla tej partówki, ale jednak odnalazłaś je. A to wszystko zależy od momentu w życiu, w którym się znajdujesz. Cieszę się, że jednak się tu pojawiłaś.

    Nie wiem, co mam więcej napisać. Nie czuję tego rytmu, to nie ma już dla mnie znaczenia. Myślę, że pora na zmiany.

    Pozdrawiam,
    .romantyczka

    OdpowiedzUsuń
  5. Idealna lektura po przeczytaniu gasnącej nadziei, taka lekka, szybko sie ją czyta :)

    OdpowiedzUsuń