poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Gasnąca nadzieja [1]



         Zgrabna dziewczyna weszła do głównego holu miejskiego, renomowanego szpitala i uśmiechnęła się do ochroniarza. Z natury była pogodna i pełna ciepła, a jej dni kipiały optymizmem i zapałem do pracy. Intensywnie zielone oczy bacznie badały każdą napotkaną twarz, niejednokrotnie przyprawiając jej właściciela o zawroty głowy lub niepewność. Gdy uśmiechała się to tak, jakby samo słońce podarowało jej promienność i obezwładniające gorąco, a finezyjnie różowe włosy konfundowały niejednego napotkanego przechodnia. 

- Pani godność? – dziewczyna podeszła do długiego, szklanego kontuaru i wyciągnęła z torebki legitymację studencką. 

- Sakura Haruno – odparła i podała recepcjonistce dokument tożsamości. Kobieta sumiennie prześledziła dane w książeczce i starannie porównała je z tymi, które widniały w grafiku praktyk studentów medycyny tutejszego Uniwersytetu. 

- Piętro numer cztery, oddział onkologii. Doktor Tsunade Senju – Sakura odebrała swoją legitymację, a wraz z nią otrzymała rozpiskę na najbliższy miesiąc i kartę magnetyczną. – Fartuch czeka na panią na miejscu. Uprasza się, by nosić spięte włosy i obuwie ochronne. Wszystkie rzeczy osobiste przechowuje się w swojej szafce, którą otwiera ta sama karta, co drzwi do szpitala i inne pomieszczenia w całym budynku – kobieta instruowała ją uprzejmym, służbowym tonem, a Sakura chłonęła każde jej słowo, starając się nie uronić choćby przecinka. – Życzę miłego dnia.

- Dziękuję i wzajemnie – pożegnała się z recepcjonistką, która posłała jej wyuczony uśmiech i odeszła w stronę wind. Na panelu znajdującym się na ścianie po jej prawej stronie nacisnęła odpowiedni przycisk i czekała na pojawienie się stalowej pułapki. W międzyczasie studiowała grafik w nadziei, że trafiła na oddział z kimś znajomym. Niestety, okazało się, że z całej swojej grupy tylko ona dostała praktyki na onkologii. Przypomniała sobie reakcje swoich przyjaciół, gdy wykładowca podawał możliwości przydziałów. Wszyscy nazywali to miejsce ‘umieralnią’. Szare, ponure ściany, a w nich jeszcze mniej barwni pacjenci. Po jej plecach przebiegł dreszcz, ale nie zraziła się. Człowiek to człowiek. Nie ważne, na co choruje i czy można mu pomóc. Ona nigdy z nikogo nie rezygnowała, niejednokrotnie przepłacając tę postawę cierpieniem i zniewagami. Wsiadła do czekającej windy i wcisnęła czwórkę. Spojrzała na korytarz, w którym nagle pojawił się zziajany chłopak. Spojrzał z przestrachem na zamykające się drzwi klatki, a po chwili strach zastąpiła rezygnacja i dystans. Sakura w ostatniej sekundzie wsunęła dłoń między zasuwające się skrzydła pomieszczenia. Zaskoczony podbiegł do windy i wsiadł do środka. 

- Dzięki – wymamrotał niepewnie, jakby zupełnie stracił wiarę w siłę własnego głosu. 

- Powiedzenie 'nie ma za co ' wydaje się głupim frazesem – rzuciła w jego stronę. Chłopak zmierzył ją wyniosłym spojrzeniem. Wydawało mu się, że Sakura sugeruje mu, by zadość uczynił jej ten przyjazny gest, jakim niewątpliwie było zatrzymanie dla niego windy. – Ale ja kocham frazesy i po prostu powiem: nie ma za co – dodała z szerokim uśmiechem, czym całkowicie zbiła go z tropu. Wyłapała, jak skonfundowany mamrocze coś niezrozumiale, ale nie przejęła się tym za bardzo. Postać chłopaka całkowicie wyparowała jej z głowy w momencie, gdy jej noga stanęła na posadzce oddziału onkologii. 

         Chłodna biel ścian idealnie współgrała z metalowymi szafkami ustawionymi po obydwu stronach korytarza. Zielone linoleum nie raziło kiczem, jak to bywało w większości szpitali publicznych. Tam i z powrotem spacerowali pacjenci, co rusz posyłając jej zaciekawione spojrzenia znad swoich kroplówek. Widok ich zmizerniałych, spuchniętych i zasinionych twarzy sprawił, że wszelka radość uleciała z Sakury jak z pękniętego balonika. Gdy poczyniła krok naprzód, jej ciało przeszyła igła smutku i rezygnacji, a atmosfera śmierci powoli przesiąkała przez jej radosną osobowość. Smętne i pozbawione blasku spojrzenia chorych przeszywały ją na wskroś, odbierając jej oddech i chęć do życia. 

Pomimo faktu, że znajdowała się w szpitalu, wokoło panowała kłująca w uszy cisza. Jedynie co jakiś czas terkotały łożyska w kółkach stojaków na kroplówki i maszyny medyczne, gdy pacjenci spacerowali tam i z powrotem, korzystając z jedynej formy rozrywki, jaką mieli w zasięgu ręki. Dziewczyna wzięła głęboki oddech, a do jej nozdrzy wdarł się zapach sterylnych opatrunków, foliowo zapakowanych chemii i świeżej, wykrochmalonej pościeli. Niepewnie postawiła krok przed siebie, a potem, jak maszyna, dotarła do kontuaru, za którym siedziała starsza kobieta. Podniosła wzrok znad okularów-połówek, a wyraz jej spojrzenia momentalnie złagodniał.

- Kogo szukasz, dziecinko? – zapytała ciepło. Sakura odchrząknęła czując zalegającą w gardle chrypkę. Położyła na szklanym blacie grafik i kartę magnetyczną, a z torebki wyjęła legitymację studencką. 

- Dzień dobry – przywitała się. Zabrzmiało to trochę głupio, gdyż recepcjonistka od razu przeszła do konkretów, ale w głowie różowowłosej zapanowała pustka. – Nazywam się Sakura Haruno i przyszłam rozpocząć przydzielony mi staż – dodała. Pielęgniarka westchnęła i raz jeszcze zmierzyła ją swoim przeszywającym, lecz wciąż przyjaznym spojrzeniem. Odebrała od niej dokumenty i wprowadziła dane do Mac 'a. Cały szpital wyposażony był w markowe sprzęty, których wartość przekraczała miliony, a to z kolei sprawiało, że renoma tego miejsca prześcigała resztę placówek w całym mieście. 

- Doktor Senju czeka w swoim gabinecie. Pokój numer siedemnaście, tym korytarzem prosto, następnie pierwsza w lewo – poinformowała ją i oddała jej dokumenty. – Najpierw sugeruję iść do szatni i przebrać się w fartuch. Doktor Tsunade jest bardzo surowa i restrykcyjna. Nie toleruje nieścisłości i niesubordynacji na swoim oddziale – rzuciła kobieta, nim Sakura skierowała się w wyznaczonym kierunku. 

- A macie jakąś mapkę? – zapytała pół-żartem, a recepcjonistka uśmiechnęła się szeroko. 

- To tutaj – kobieta wskazała ręką drzwi za sobą. – Numer trzynaście. Powodzenia – dodała i wróciła do uzupełniania kart. Sakura westchnęła i przesunęła kartą przez czytnik, a w odpowiedzi usłyszała charakterystyczne kliknięcie i towarzyszący mu pisk. Na wyświetlaczu pojawiło się jej nazwisko, które jarzyło się intensywnie zielonym kolorem, więc dziewczyna pchnęła drzwi i weszła do środka. 

         Pomieszczenie było średniej wielkości. Po środku stały cztery ławki wykonane z dębowego drewna, a po ich zewnętrznych stronach piętrzyły się szafki zbite z tego samego materiału. Gdzieś po prawej stronie Sakura zarejestrowała drzwi do łazienki zarówno męskiej jak i damskiej, ale w tym momencie niewiele ją to interesowało. Szybkim krokiem podeszła do trzynastki i przejechała kartą przez czytnik. Znów usłyszała to samo kliknięcie i ujrzała swoje nazwisko na wyświetlaczu, ale gdy chciała złapać za klamkę z konsternacją stwierdziła, że drzwiczki takiej nie posiadają. Kilka sekund później drewniana płyta automatycznie odskoczyła w jej stronę i zwolniła, płynnym ruchem otwierając przed nią swoje wnętrze.

- Normalnie jak w pięciogwiazdkowym hotelu – mruknęła pod nosem. Wyjęła ze środka luźną, materiałową,  jasnobłękitną koszulkę i tego samego koloru spodnie. Ze swojej torby wydobyła nowe, szare adidasy i szybko przebrała się w monotonny uniform. Włosy spięła w wysokiego koka, a resztę dokumentów wsunęła pod pachę. Nim wyszła z szatni spojrzała w lustro, ledwie poznając samą siebie. – No, Sakura – szepnęła. – Do dzieła. 

         Kiedy znalazła się pod gabinetem Tsunade wzięła głęboki oddech i zapukała. Chwila ciszy przedłużała się w nieskończoność, aż usłyszała wyczekiwane 'wejść'. Potrząsnęła głową i pewnym siebie krokiem weszła do środka, zastanawiając się czy dobrze maskuje strach i niepewność.

- Słucham? – przed nią za wielkim mahoniowym biurkiem siedziała blondynka, której wieku nie dało się oszacować na pierwszy rzut oka. Sakura z konsternacją wpatrywała się w jej orzechowe tęczówki, próbując wyczytać z nich lata doświadczeń zarówno życiowych, jak i zawodowych. 

- Sakura Haruno – przedstawiła się mocnym głosem i położyła na blacie swoje dokumenty. – Mam rozpocząć staż na pani oddziale – Senju spojrzała na papiery, ale nie zagłębiała się w ich treść, co nieco zdziwiło Haruno.

- Wiesz, dlaczego trafiłaś pod moje skrzydła? – zainteresowała się Tsunade. Różowowłosa pokręciła głową.

- Wiem jedynie, że jest pani wymagająca i restrykcyjna – odparła. – Ponadto stanowi pani wybitną jednostkę medyczną w tym kraju – dodała. Patrzyła jej w oczy wytrzymując siłę ich spojrzenia. 

- Od Anko orientuję się, że ty też jesteś ponadprzeciętną studentką – rzuciła z uznaniem, ale było to złudne pochlebstwo. – Jeśli chcesz tu przetrwać przychodzisz pierwsza, a wychodzisz ostatnia – głos kobiety stał się surowy i nieznoszący sprzeciwu. – Wiesz wszystko o wszystkim, pojawiasz się na każdym obchodzie, referujesz przypadki bez najmniejszego zająknięcia, a słowo 'prywatność' przestaje istnieć w twoim słowniku – skończyła. – Czy to jest jasne? 

- Jak słońce – rzuciła hardo Haruno, czym nieco zaskoczyła Tsunadę. Senju spodziewała się spłoszonego spojrzenia i drżącego głosu, a spotkała się z twardą zawodniczką. Planowała dać jej lekcję życia i zastanawiała się, na ile jej charakter okaże się nieugięty. 

- Dzisiaj zapoznaj się z oddziałem i pracownikami, a jutro widzę cię tu z samego rana – Sakura słyszała definitywną nutę w jej głosie, więc skinęła głową i wyszła z gabinetu lekarki. 

- Szykuje się piekło... – mruknęła pod nosem i weszła do pierwszej z brzegu sali. 

         Z każdym kolejno poznawanym pacjentem czuła się, jakby jej cała energia życiowa ulatywała w eter. Chorzy byli anemiczni, bez życia i nadziei na lepsze jutro, a ich nastawienie udzielało się empatycznej Sakurze. Wychudzone popielate twarze witały ją i żegnały tym samym wyrazem beznamiętności i świadomości nieuchronnego kresu, a ona coraz mniej wierzyła, że wytrzyma na tym oddziale cały, okrągły rok. 

- Sakuro – późnym popołudniem różowowłosą zaczepiła Hanako. Dziewczyna podniosła na kobietę nieobecny wzrok znad karty jednego z pacjentów.

- Tak? – zapytała sennym głosem, ale momentalnie doprowadziła się do porządku. 

- Chodź na kawę – uśmiechnęła się do niej recepcjonistka, a dla Haruno te słowa brzmiały jak zbawienie. 

- Istnieje takie coś jak kawa... – jęknęła i zebrała się z krzesła. 

- Tak, istnieje – odparła ze śmiechem Hanako. - I powiem ci, że jestem w jej posiadaniu – Sakura zawtórowała jej chichotem i wolnym krokiem podążyła za pielęgniarką. 

         Pomieszczenie dla personelu onkologii mieściło się tuż przy szatni. Ściany były w kolorze kremowym, a podłogi nie stanowiło linoleum, jak na reszcie oddziału, tylko orzechowe drewno z brązowymi słojami. Pod ścianą stała szeroka popielata kanapa i mały szklany stolik, na którym ścielił się stos babskich czasopism. W kącie pokoju postawiono niewielki aneks kuchenny, nie pomijając niskiej lodówki i dwupalnikowej kuchenki. 

- Przytulnie – Sakura opadła ciężko na kanapę i zamknęła powieki. 

- W wolnej chwili możesz uczyć się tutaj – Hanako nalała wody do czajnika i postawiła go na gazie. 

- Ta kanapa jest zdecydowanie wygodniejsza od plastikowego krzesła – Haruno uśmiechnęła się błogo, walcząc z nadchodzącą sennością. Finalnie potrząsnęła głową i ogarnęła otępiały umysł. Spojrzała na plecy Hanako. – Czy Senju zawsze jest taka... – urwała szukając odpowiedniego słowa, które trafnie opisałoby osobę Tsunade.

- Restrykcyjna i surowa? – podsunęła usłużnie kobieta, ale Haruno pokręciła głową. 

- Tajemnicza i zmienna – odrzekła. Pielęgniarka spojrzała na Sakurę zdziwionym wzrokiem.

- Wiele mówiło się o ordynator – powiedziała i zalała kubki wrzątkiem. – Ale nigdy, że jest tajemnicza lub zmienna. 

- Odniosłam takie wrażenie, gdy dawała mi jasno do zrozumienia, że od dzisiaj jestem robaczkiem, którego będzie deptać swoim markowym obcasem – Sakura z wdzięcznością przyjęła od Hanako parującą kawę i upiła łyk ożywczego napoju. – Zapowiada się ciężki rok.

- Nawet nie wiesz jak bardzo – przytaknęła jej kobieta i dosiadła się do Haruno. – Musisz być na prawdę zdolna – powiedziała po chwili zastanowienia Hanako.

- Dlaczego tak sądzisz? – zdziwiła się Sakura. 

- Tsunade nie bawi się w bycie mentorem – wyjaśniła recepcjonistka. – Nie ma do tego cierpliwości. Kiedyś miała kilku podopiecznych, ale zawiodła się na nich. Jesteś pierwsza po wielu latach przerwy – dodała. Haruno zastanowiła się nad jej słowami. Zawsze, gdy ktoś stawiał jej poprzeczkę skakała najwyżej jak potrafiła. Starała się sprostać każdym wymaganiom, bo inaczej jej ambicja pozostawała nienasycona, a ego rozeźlone. Tym razem sprawa również nie stanowiła wyjątku. Wiedziała, że da z siebie wszystko. Nieważne, jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić. 

         Przebrała się w swoje rzeczy, a uniform odłożyła do szafki. Hanako dała jej do domu karty pacjentów z oddziału i grafiki wszystkich pracowników, by mogła jak najlepiej przygotować się na piekło, jakie niewątpliwie szykowała dla niej Tsunade. Z westchnięciem rezygnacji opuściła szatnię i skierowała się do wyjścia, kiedy za plecami usłyszała szuranie. Przestraszona podskoczyła i odwróciła się za siebie, ale jedyne, co dojrzała, to znikającego w jednej z oddalonych sali pacjenta. Nad jej ciałem zapanowała ciekawość, która walczyła z rozsądkiem. Wiedziała, że powinna wracać, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że mężczyzna, który opuścił swój pokój, zrobił to specjalnie, by zwrócić na siebie jej uwagę. Szybko przekalkulowała numerki na drzwiach i stwierdziła, że dzisiejszego dnia jego sali nie odwiedzała. Przypomniała sobie, że pielęgniarki zabrały go na badania, a później to ona dostała kilka niecierpiących zwłoki obowiązków. Ciekawość zwyciężyła i Sakura ruszyła w stronę pokoju tajemniczego pacjenta. Tłumaczyła sobie w myślach, że miała znać każdy przypadek z oddziału, więc to nie jest akt nadgorliwości, a jedynie wykonywanie odgórnego polecenia. 

- Nie chrzań, Sakura – parsknęła pod nosem, śmiejąc się z samej siebie. – Po prostu jesteś cholernie ciekawa. 

- To nic złego – usłyszała męski, pogodny głos. Podskoczyła. – Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć – podniosła wzrok i utkwiła go w magnetyzującej czerni tęczówek pacjenta. 

- Nie, to ja przepraszam – odparła, odzyskując władzę nad mową. – Nie powinnam chodzić z głową w chmurach. 

- Marzenia dobra rzecz - w jego głosie pojawiła się tęskna nuta, a Sakurę coś nieopisanego ścisnęło za serce. W oczach momentalnie wezbrały łzy, które starannie chowała przez cały dzisiejszy dzień. 

- Sakura Haruno – wyciągnęła w jego stronę rękę. – Jestem stażystką – kąciki ust mężczyzny wygięły się w przyjaznym uśmiechu. 

- Itachi Uchiha – odpowiedział i ujął jej ciepłą, drobną dłoń w swoją wielką i chłodną. – Pacjent – dziewczyna zaśmiała się krótko, ale momentalnie zamilkła w obawie, że dyżurna przyłapie ją na nielegalnych odwiedzinach. 

- Proszę wybaczyć, ale... – Itachi nie pozwolił jej dokończyć. 

- Wiem, wiem. Musisz lecieć – rzucił, ale w jego głosie nie było urazy czy wyrzutu. – Hanari jest wyjątkowo drażliwa. 
 
- Odwiedzę pana jutro – zapewniła go. Jej słowa nie były rzucane na wiatr. Itachi zaintrygował ją swoją pogodą i uśmiechem. Nie znała jego przypadku, ale w tym momencie to nie miało znaczenia. Wszyscy chorzy na onkologii żyli ze świadomością, że są tutaj, by umrzeć. Uchiha wydawał wyłamywać się z tego szablonu. Nie był ponury i apatyczny, a jego spojrzenie mogło pocieszyć niejedną wdowę. 

- Pod jednym warunkiem – mruknął. Sakura posłała mu pytający wzrok. – Mów mi po imieniu.

- Dobranoc – pożegnała się, w żaden sposób nie odnosząc się do jego prośby. Wzrok Itachi 'ego czuła na swoich plecach aż do wyjścia. Potem otuliła ją cisza i spokój nocy oraz samotność, która doskwierała jej od kilku dobrych lat.  

         Kiedy znalazła się w mieszkaniu rzuciła klucze na stolik i z westchnięciem opadła na kanapę w salonie. Podczas drogi powrotnej w jej głowie wciąż gościła osoba Itachi 'ego i jego nietypowe zachowanie. Co sprawiało, że był radosny i pełen optymizmu? Czyżby jego przypadek nie należał do beznadziejnych? Nie wiedziała. Mogła jedynie przypuszczać co kierowało mężczyzną. Zastanowiła się przez moment. Wyszła poza jego powody i mentalność, a skupiła się na wyglądzie. Miał cudowny uśmiech i prosty nos, po bokach którego biegły dwa długie załamania. Oczy... Te były magnetyzujące. Wciągały w otchłań swojej czerni i topiły w jednej wielkiej niewiadomej. Włosy miał do ramion, tego samego koloru co spojrzenie. Był dobrze zbudowany, więc Sakura wywnioskowała, że o chorobie musiał się dowiedzieć niedawno. Może jeszcze do niego nie dotarło, co się z nim dzieje? 

- Przestań – mruknęła do samej siebie. Znów zaczynała mieszać się w jego psychikę, a na dzisiaj miała wszystkiego dość. Nie fatygowała się nawet do sypialni. Sprawdziła tylko czy jej budzik jest ustawiony na odpowiednią godzinę i położyła się na kanapie, zasypiając niemalże w momencie zetknięcia się jej głowy z poduszką. 

         Obudziła się idealnie na czas, ale to nie oznaczało, że była wyspana. Zjechała z kanapy na podłogę, a głowę ułożyła na siedzeniu i westchnęła głęboko.

- Za wcześnie – jęknęła wpatrując się w równą godzinę piątą. Z trudem podniosła się na równe nogi i dotarła do łazienki, gdzie wzięła prysznic i umyła zęby. Przebrała się w czyste rzeczy i wyszła do szpitala. Jej myśli wciąż zaprzątał Itachi. Nigdy nie sądziła, że ktokolwiek wywrze na niej podobne wrażenie co ten mężczyzna. 

- Głupia – skarciła się od nosem. Musiała być dzisiaj maksymalnie skupiona, a tymczasem jej myśli rozchodziły się swobodnie, każda w inną stronę. Siłą powstrzymała się, żeby nie dać sobie w twarz. Wzięła kilka głębszych wdechów i weszła do szpitala. Skinięciem głowy przywitała się z ochroniarzem i recepcjonistką, która rozpoznała ją po nietypowym kolorze włosów. 

- Zapomniałam wczoraj zapytać! – zawołała za Sakurą.

- Tak – zaśmiała się różowowłosa, gdyż wiedziała, po co tamta ją zaczepiła. – Są naturalne.

- Na prawdę? – uśmiechnęła się kobieta. – Genialne – Haruno skinęła głową i weszła do windy naciskając czwórkę. Jej myśli jak bumerang wróciły do Itachi 'ego. Już z tym nie walczyła. Po prostu zostawiła je biegnące swoim torem. 

- Haruno – do świata żywych przywrócił ją surowy głos Tsunade. Dziewczyna spojrzała na nią nieprzytomnie. 

- Tak? 

- Nie rób cielęcego wzroku – rzuciła ostro kobieta. – Przebieraj się i biegiem! Myślałam, że zrozumiałaś mój przekaz – Sakura spojrzała na zegarek. Do szóstej miała piętnaście minut.

- Ale... – zaczęła, jednak Senju nie pozwoliła jej skończyć. 

- Ja urzęduję od piątej – uśmiechnęła się chłodno i weszła do swojego gabinetu. 

- Cholera! – warknęła pod nosem różowowłosa. Zapomniała zapytać o grafik Tsunade. Biegiem znalazła się w szatni i zmieniła ubranie na uniform. Spięła niedbałego koka i wyszła na korytarz dokładnie w momencie, kiedy Senju wychodziła na poranny obchód. 

- Można? – głos ordynator ociekał sarkazmem. Sakura spłonęła dorodnym rumieńcem, ale nie zmieszała się. 

- Zapraszam – odparła w przypływie odwagi. Blondynka uśmiechnęła się nieznacznie i weszła do pierwszej sali. Sakura złapała do ręki kartę pacjenta i spojrzała na przełożoną. 

- Referuj – Haruno chrząknęła i rozpoczęła sprawozdanie. Kobieta miała trzydzieści lat, a wyglądała na pięćdziesiąt. Była łysa i wyniszczona, ale dziewczyna nie dziwiła się – dostawała najsilniejszą chemię z możliwych, a rak i tak dawał przerzuty na inne narządy. Ona po prostu tutaj umierała. Z każdym słowem coraz ciężej przychodziło jej dystansować się do przypadku medycznego. Ludzkim odruchem integrowała się z chorą, podzielając smutek, z jakim przyszło się jej zmierzyć. 

Kiedy skończyła, Tsunade podeszła do kobiety i wykonała proste czynności, sprawdzające jej stan ogólny. Apatyczna pacjentka zdawała się nie reagować na jakiekolwiek działania ordynator. Mimowolnie wysunęła rękę do mierzenia pulsu, bezwiednie podążyła za światełkiem latarki, otworzyła usta i wysunęła język, a następnie zsunęła kawałek koszulki, by Senju mogła ją osłuchać. Sakura w tym czasie oddalała się myślami od swojego zawodu, a wcielała się w sytuację tej kobiety. Czuła ogarniającą ją panikę przed nadchodzącą śmiercią i bezradność, która szczelnie odgradzała ją od podjęcia choćby cienia walki.

- Haruno – przez jej otępienie przedarł się zirytowany głos Tsunade. Dziewczyna zamrugała powiekami i utkwiła zaszklony wzrok w twarzy ordynator.

- Przepraszam – mruknęła Sakura i skierowała się do wyjścia. Kiedy znalazły się na korytarzu różowowłosa poczuła na swoim przedramieniu silny uścisk dłoni przełożonej. Zaskoczona wlepiła w nią niezrozumiałe spojrzenie.

- Lepiej przyzwyczajaj się do tych przypadków – zaczęła blondynka. – Inaczej wypalisz się już na początku – dodała i skierowała się w stronę kolejnej sali. Sakura westchnęła i wzięła kilka głębokich oddechów. Nakazała sobie spokój i opanowanie, a następnie podążyła śladem Tsunade.

Kolejną salą okazał się pokój, w którym leżał Itachi. Różowowłosą opanowała panika, kiedy przypomniała sobie poprzednią reakcję przy spotkaniu z przystojnym pacjentem. Wciąż nie wiedziała, z jakim stadium choroby ma do czynienia. Zapomniała przeczytać jego kartę, a teraz nie dość, że czekało ją trudne do osiągnięcia opanowanie, to na dodatek Tsunade w mig zorientuje się, że nie zna jego przypadku.  

Ugotowana – tyle zdołało przemknąć przez jej myśli, gdy ordynator przekraczała próg pokoju. 

- Itachi – rzuciła od wejścia, a mężczyzna uśmiechnął się szeroko. 

- Tsunade – odpowiedział czarującym tonem i wstał, by przywitać się z ordynator. Sakura patrzyła na to z przerażeniem.  

Znają się – pomyślała zaszokowana.  Już jestem martwa. 

- To jest moja stażystka… - blondynka wskazała ręką Haruno, gdy przerwał jej Itachi.

- Sakuro – uśmiechnął się pociągająco, a dziewczyna omal nie zapowietrzyła się z wrażenia. Odchrząknęła jednak i skinęła głową na powitanie. Na miękkich nogach podeszła do łóżka pacjenta i zabrała jego kartę. 

- Itachi Uchiha, lat trzydzieści. Rak trzustki, stadium zaawansowane – z każdym słowem czuła, jak na dnie jej żołądka tworzy się wielka bryła lodu, która paraliżuje jej kończyny. Głośno przełknęła ślinę i kontynuowała. – Hospitalizowany, pouczony o ryzyku odmówił leczenia – na ostatnie słowa spojrzała na mężczyznę z niedowierzaniem i wyrzutem. Uchiha odpowiedział jej przepraszającym wzrokiem. 

- Nadal nie zmieniłeś zdania, Itachi? – zapytała Tsunade. Czarnowłosy westchnął i pokręcił głową. – No, to nic tu po mnie. Pozdrów ode mnie rodziców i brata – rzuciła z cieniem uśmiechu na ustach i opuściła salę. Sakura otrząsnęła się z szoku i nim Itachi zdołał cokolwiek powiedzieć, podążyła śladem swojej przełożonej.

- Odmówił leczenia? Tak po prostu?! – Haruno ledwie hamowała się od krzyku. 

- To jego świadoma decyzja – w głosie Tsunade Sakura słyszała ostrzegawczą nutę. – Chciałabym, abyś szczególną uwagę poświęciła jego przypadkowi. Badaj go regularnie i skrupulatnie notuj wyniki. Pod koniec każdego dnia oczekuję szczegółowego raportu – dodała i odeszła w stronę swojego gabinetu. Stażystka westchnęła ciężko, ale nie pozostało jej nic innego, jak wykonać polecenie Tsunade. Z ciężkim sercem weszła do sali i podeszła do łóżka Itachi ‘ego. 

- Nie odezwałaś się do mnie ani słowem – mruknął obrażonym tonem. Sakura posłała mu mordercze spojrzenie.

- Podpadłam jej dzisiaj – zaczęła i złapała go za przegub. Założyła na jego ramię rękaw, pod który wsunęła głowicę stetoskopu. – Nie chciałam pogarszać swojej sytuacji – dodała i zaczęła mierzyć mężczyźnie ciśnienie, które następnie zapisała w, leżącej obok karcie.

- Boisz się jej? – zapytał z niedowierzaniem. Sakura zmrużyła powieki.

- Czuję przed nią respekt – odparła wymijająco. – Poza tym nie chcę wylecieć z jej oddziału. 

- No, wiesz – rzucił Itachi. – Moglibyśmy się spotykać na korytarzu. Nie musisz ukrywać, że cię pociągam – dodał, a różowowłosa spłonęła rumieńcem. Zmierzyła go groźnym spojrzeniem, ale finalnie zaśmiała się w głos. Tekst może był banalny, ale sam Itachi nie wydawał się być tanim podrywaczem. Wiedziała, że się z nią przekomarzał. 

- Przyjdę po południu, żeby znowu zmierzyć ciśnienie i sprawdzić pana wartości – powiedziała i skierowała się do wyjścia.

- Itachi! – rzucił za nią wesoło. – Itachi!

*** 

Przez cały dzień obserwowała pacjentów, snujących się bez celu po ponurych korytarzach oddziału. Zastanawiała się czy to normalne, że nikt ich nie odwiedza. Mogła policzyć na palcach jednej ręki gości, którzy przyszli do swoich bliskich. Posiedzieli, każdy nie dłużej jak godzinę i wychodzili, a na ich twarzach pojawiał się wymowny wyraz ulgi. Początkowo czuła złość na ich reakcje, ale później sama spróbowała postawić się w ich sytuacji. Westchnęła i spojrzała na zegarek. Czas na kolejną wizytę u Itachi ‘ego.

Wstała z krzesła i ruszyła w stronę jego sali. W głowie miała jego diagnozę, która była daleka od optymizmu. Nie mogła pojąć jego braku chęci do walki. Przecież był młody, przystojny i miał rodzinę, dla której warto podjąć próbę. Może nie znała ich wzajemnych relacji, ale ona starałaby się chociażby dla samej siebie.

- Czas na badania – powiedziała, wchodząc do jego pokoju.

- Już nie mogłem się doczekać – uśmiechnął się zadziornie, na co stażystka zaśmiała się szczerze. – W ogóle mnie nie odwiedzasz. Boisz się? – zapytał. Sakura prychnęła pod nosem.

- Jesteś niepoważny – rzuciła i zmierzyła mu ciśnienie. – Czego miałabym się bać? Chyba jedynie twojego braku chęci do życia – dodała, nim zdołała ugryźć się w język. 

- To, to cię gryzie – powiedział tonem pełnym zrozumienia. – Spójrz na to z mojej strony. Jestem nieuleczalnie chory i miałbym marnować ostatnie chwile swojego życia na bezsensowną chemię, która i tak by mi nie pomogła, a jedynie pogorszyła własne samopoczucie? – Sakura spojrzała na niego zaskoczona. Nie popatrzyła na to od tej strony. 

- No, a rodzice? Brat? – wymieniała. – Co oni na to? Pomyślałeś o nich? – zanotowała wyniki pomiarów i usiadła na krześle przy jego łóżku. Itachi podciągnął się na łokciach i posłał jej ciepłe spojrzenie.

- To moja decyzja. Oni wiedzą, że nie ma dla mnie ratunku – odparł. Haruno ledwie powstrzymywała się, żeby mu nie przywalić. 

- Ale ty umrzesz, a oni zostaną ze świadomością, że poddałeś się bez jakiejkolwiek walki. Myślisz, że poczują się lepiej, bo przecież choroba była nieuleczalna? – zapytała retorycznie. – Nie. 

- Sakura – mruknął, ale w tym momencie do pokoju ktoś wszedł. Dziewczyna poderwała się z krzesła i odwróciła w stronę drzwi. Chwilę przyglądała się przybyszowi, próbując skojarzyć, skąd go zna. Był nim brunet, mniej więcej w jej wieku. Włosy miał krótsze, niż Itachi, ale poza tym cechowało ich duże podobieństwo. I ta głębia czarnych jak noc oczu, która przeszywała ją na wskroś. 

- Braciszku – rzucił Itachi i uśmiechnął się szeroko. Brunet prześlizgnął się spojrzeniem po twarzy Haruno, a następnie spojrzał na Itachi ‘ego. 

- Jak się czujesz? – zapytał. Podszedł do brata i uścisnął mu rękę. 

- Jak widzisz jestem otoczony opieką przez piękną przyszłą panią doktor – długowłosy puścił Sakurze oczko, a ona w odpowiedzi westchnęła ze zrezygnowaniem. 

- Wrócę na wieczorny pomiar – powiedziała i wyszła z sali. Skierowała się w stronę dyżurki, wciąż próbując sobie przypomnieć, skąd zna brata Itachi ‘ego. Była pewna, że takiego rodzeństwa nie zapomina się ot, tak sobie. 

- Hanako – zwróciła się do starszej pielęgniarki. – Pacjentka spod czwórki skarży się na nudności. Podaj jej granisteron – kobieta skinęła głową. – Ja idę do Tsunade.

Wyszła z dyżurki i skierowała się w stronę pokoju ordynator. W drodze przypomniała sobie, że nie wzięła karty Itachi ‘ego, a teraz było jej głupio wejść do jego sali podczas odwiedzin jego brata. Nie mając jednak innego wyjścia postanowiła szybko zabrać to, co potrzebne i zmyć się z prędkością światła.

- …martwią się o ciebie – usłyszała przez uchylone drzwi. Zatrzymała się i nasłuchiwała.

- Dobrze wiesz, jakie jest moje zdanie – głos Itachi ‘ego był spokojny, podczas gdy ton jego brata kipiał złością. – I nie zmienię go. 

- Jesteś uparty jak osioł – warknął młodszy chłopak. Sakura westchnęła i zapukała do drzwi, a następnie weszła do środka. 

- Przepraszam – mruknęła, skupioną na sobie uwagę braci. – Przyszłam po kartę – dodała i złapała za plik kartek, po czym skierowała się w stronę wyjścia.

- Sakuro – usłyszała głos Itachi ‘ego. Zatrzymała się w miejscu i zwróciła się do niego przodem. – Poznaj mojego brata, Sasuke – usłyszała. – Sasuke, to jest Sakura – dodał. Sasuke zmierzył dziewczynę chłodnym i czujnym spojrzeniem, a ona doznała olśnienia. Już wiedziała, gdzie go spotkała. 

- Mam nadzieję, że żadna winda już ci nie uciekła – powiedziała przyjaźnie, przypominając sobie jego zaskoczenie, gdy przytrzymała mu drzwi swojego pierwszego dnia w szpitalu.

- Nie – odparł beznamiętnie i skupił się na swoim bracie. – Możemy porozmawiać w cztery oczy? – Haruno była zaskoczona jego ignorancją. Potrząsnęła głową i wyszła z sali, pozostawiając braci samych. Sasuke zachował się jak ostatni bufon! Obruszona ruszyła w stronę gabinetu ordynator. Kiedy znalazła się na miejscu, zapukała i czekała na zaproszenie. 

- Wejść – usłyszała stłumiony głos. Nacisnęła klamkę i wślizgnęła się do pomieszczenia, szczelnie zamykając za sobą drzwi.

- Pani ordynator – zaczęła i podeszła do biurka, na którym położyła kartę Itachi ‘ego. – To są pomiary z rana i z teraz. Wszystko jest w normie, wartości znajdują się w niższej granicy, ale nie są niepokojące – referowała, wciąż czując rosnącą furię spowodowaną zachowaniem Sasuke. Tsunade słuchała podopiecznej, uważnie się jej przyglądając.

- Haruno – przerwała jej w pewnym momencie. Zaskoczona dziewczyna podniosła na nią swoje spojrzenie. – Jesteś zła i rozkojarzona. Jak się domyślam poznałaś brata Itachi ‘ego – na jej wargach zaigrał zadziorny, ale i ostrzegawczy uśmiech.

- Tak – rzuciła z sarkazmem. – Miałam tę wątpliwą przyjemność. 

- Sasuke jest zdystansowanym młodzieńcem – zaczęła Tsunade, gestem wyjaśnienia. – Choroba brata pogłębiła jego chłód i beznamiętność. Postaraj się być wyrozumiała – kobieta bardziej jej rozkazała, niż ją poprosiła. Haruno zapowietrzyła się. 

- Nie, jeśli ktoś traktuje mnie jak popychadło – warknęła, nie czując respektu z powodu rozmowy z samą przełożoną. – Oczywiście poza panią – dodała, a w kącikach obu kobiet pojawił się cień uśmiechu.

- Przywykniesz – stwierdziła Senju. – A teraz wyjdź, bo muszę uzupełnić kilka teczek. Przyjdź zreferować wieczorne badanie Uchihy, a potem zostaniesz na nocnym dyżurze. Zastąpisz dzisiaj Hanari – dodała. Sakura stała i wpatrywała się w nią oniemiała. Przyszła dzisiaj na szóstą do pracy i jeszcze musiała zostawać na nocną zmianę. – Co tak stoisz? – ponaglona, wyszła, zamykając za sobą drzwi. 

Podczas wieczornego pomiaru nie zamieniła z Itachi ‘m ani słowa. Wykonała swoją pracę, ignorując jego słowne zaczepki. Nie chciała spoufalać się z pacjentami. Jej emocjonalność mogłaby nie znieść jego nagłego odejścia, a rodzina Uchihy mogła nie wyrazić zgody na przyjacielskie relacje między nią, a Itachi ‘m. Cokolwiek by się nie wydarzyło – nie mogła pozwolić sobie na bliskie stosunki z chorym mężczyzną. Poza tym sama Tsunade prawdopodobnie nie tolerowała tego typu zachowań. 

- Czyżby mój brat zraził cię do mnie? – zapytał w końcu Uchiha. Sakura westchnęła i spojrzała na mężczyznę. Zmierzyła go nieodgadnionym spojrzeniem. 

- Twój brat jest oschły i nieuprzejmy – zaczęła. – Nigdy nie uprzedzam się do ludzi, ale Sasuke ma wyjątkowo odpychającą naturę. Nie zamierzam wchodzić mu w drogę, a ty należysz do naszych punktów wspólnych. 

- Cóż za elokwencja – mruknął Itachi, ale na jego twarzy igrał uśmieszek. 
 
- Trafna obserwacja – poprawiła go i wyszła z pokoju. Od razu skierowała się do gabinetu Tsunade. Szybko zreferowała przebieg badania i jego wyniki, a następnie wyszła na korytarz, nie czekając na powtórkę z poprzedniego spotkania. 

Na zegarach wybijała pierwsza w nocy. Sakura ledwie trzymała się na nogach. Zmęczenie sypało jej piasek pod powieki, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Zrobiła rutynowy obchód, jak to nakazała jej Hanari, a następnie opadła na kanapę w dyżurce i głęboko westchnęła. Przymknęła powieki, ale nie dane jej było odpocząć chociaż chwili, gdyż pomieszczenie wypełnił dziki i nieznośny pisk guzika alarmowego. W jej żyłach zaczęła żwawo krążyć adrenalina, która pobudziła ją do ruchu. Zmęczenie odeszło w zapomnienie, a panika walczyła o kontrolę nad jej oddechem. 

- Sakuro! Mamy zatrzymanie akcji serca! – usłyszała głos jednej z pielęgniarek. 

- Który pokój? – zapytała słabo, zakładając na szyję stetoskop. Przypomniała sobie dzisiejsze zalecenie dla kobiety z mdłościami i sama automatycznie poczuła skurcz żołądka.

- Jedynka – odparła pielęgniarka, a Haruno odetchnęła z ulgą. Szybko skierowała się w stronę oddziału i weszła do wskazanej sali. Zatrzymała się gwałtownie, widząc bezwładne ciało pacjentki i bezskuteczne działania reanimacyjne dwóch oddziałowych. 

- Panno Haruno? – usłyszała jak przez mgłę głos pielęgniarki, ale nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Stała oniemiała i próbowała zmusić się do poruszenia jakąkolwiek kończyną, ale bezskutecznie. – Sakuro!

- Ile trwa reanimacja? – zapytała, kiedy w końcu udało jej się wydobyć głos. 

- Dwie minuty – odpowiedziała jedna z kobiet ratujących jej życie. 

- Jest na coś uczulona? Karta – rzuciła. Wzięła głęboki wdech i uspokoiła rozszalałe serce.

- Nie, czysto.

- Informujemy ordynator? – oddziałowa odsunęła się, robiąc miejsce Sakurze.


- Nie ma potrzeby – odparła różowowłosa. – Podać dożylnie jeden miligram adrenaliny. Jeśli wciąż będzie bez zmian powtarzać dawkę co trzy minuty – zarządziła i podwinęła rękawy fartucha. – Ładujemy defibrylator. 

Po dziesięciu minutach walki udało im się przywrócić rytm serca. Sakura odsunęła się od łóżka, robiąc miejsce pielęgniarkom. Haruno opadła ciężko na pobliskie krzesło, a z jej twarzy odpłynęła cała krew. 

- Proszę iść do dyżurki – powiedziała jedna z oddziałowych. – My zajmiemy się resztą. 

- Tak – rzuciła nieprzytomnie różowowłosa. – Tak – powtórzyła. Podniosła się z miejsca i skierowała się do wyjścia. Kiedy tylko opuściła salę i znalazła się na korytarzu puściła się biegiem w stronę łazienek. Dobiegła do jednej z kabin, opadła na kolana i zwymiotowała. 

- Jashinie – mruknęła, kiedy jej żołądek wrócił na miejsce. – To będzie ciężki rok. 

* * *

Ocknęła się koło godziny piątej nad ranem. Przeciągnęła się na kanapie i ledwie przytomna podeszła do ekspresu, by nastawić dzbanek kawy. W międzyczasie udała się do łazienki przy szatni i wzięła prysznic. Wszystkie mięśnie miała boleśnie spięte, a włosy błagały o litość. Sakura odpięła spinkę i zdjęła gumkę, a następnie wślizgnęła się do kabiny i z ulgą przyjęła odprężające strumienie wody.

Charakterystyczny dźwięk zasygnalizował jej, że kawa już jest gotowa. Kiedy tylko wyszła z łazienki poczuła, jak do jej nozdrzy wdziera się przyjemny aromat świeżo zmielonych ziaren. Szybko wytarła się i przebrała w świeży uniform, a następnie spięła nieposłuszne kosmyki w wysoki kucyk i wróciła do dyżurki.

- Witaj Sakuro – usłyszała ciepły głos Hanako. – Jak minął dyżur? – zainteresowała się kobieta, a różowowłosa westchnęła. 

 - Kobieta spod jedynki zatrzymała się w nocy – odparła i nalała sobie kawy. – Na szczęście udało nam się przywrócić ją do życia – dodała i napiła się gorącego napoju. Z ulgą przyjęła rozlewające się ciepło po jej żołądku.

- Słyszałam, że poradziłaś sobie więcej jak świetnie – powiedziała z matczyną troską Hanako. Podeszła do Sakury i zamknęła ją w swoich miękkich i ciepłych objęciach, a Haruno ledwie pohamowała napływające do oczu łzy. 

- To było pouczające doświadczenie – odparła odległym głosem, za wszelką cenę starając się nie rozpłakać rzewnie. 

- Nie zadzwoniłaś do ordynator – zauważyła niepewnie Hanako. 

- Po co? – zapytała Sakura, pociągając nosem i kierując się w stronę kanapy. – Potem nawrzeszczałaby na mnie, że nie umiem nic zrobić samodzielnie. 

- Teraz też może nakrzyczeć – rzuciła Hanako. – Podejrzewam, że bardziej będzie zaskoczona i pełna podziwu – dodała. Sakura parsknęła.

- Tak – mruknęła z sarkazmem. – Którego nie pokaże, bo przecież pochwała to takie mało wychowawcze działanie – usta praktykantki rozciągnęły się w ironicznym uśmiechu. 

- Sakuro – zaczęła Hanako i dosiadła się do dziewczyny. – Musisz nauczyć się z tym żyć. Inaczej gniew i poczucie niesprawiedliwości sprawi, że do wszystkiego nastawisz się negatywnie i zaczniesz się wypalać – położyła jej dłoń na ramieniu. Sakura mierzyła ją chwilę nieprzystępnym spojrzeniem, które nagle złagodniało i zmieniło się w zmęczone. Dziewczyna westchnęła i odstawiła kubek na stolik. 

- Wiem, Hanako – odparła i podniosła się z kanapy. – Idę na poranny obchód, zanim Tsunade przyjdzie. Będę musiała zdać jej raport z nocnej akcji – uśmiechnęła się delikatnie do zamyślonej kobiety. – Dziękuję – dodała na odchodnym i zniknęła za drzwiami. Hanako westchnęła i pokiwała głową. 

Sakura weszła do sali reanimowanej kobiety i sprawdziła jej funkcje życiowe. Spoglądała na jej spokojną twarz, zatopioną w głębokiej nieświadomości i omal się nie rozpłakała. Nie mogła uwierzyć, że raptem kilka godzin temu ta krucha istota walczyła o życie. Jej serce nie biło, przestając pompować krew do mózgu, który powoli obumierał. Ciałem Haruno wstrząsnął dreszcz, a jej płuca rozdzierało uczucie strachu. Pokręciła gwałtownie głową i szybko zanotowała wyniki w karcie. Odłożyła tabliczkę na swoje miejsce i natychmiast opuściła jej pokój. Odwiedzała kolejne sale, aż w końcu trafiła do Itachi ‘ego. Weszła do pomieszczenia i spojrzała na jego łóżko. Spał spokojnie, a jego włosy były porozrzucane po całej poduszce. Oddychał miarowo przez delikatnie rozchylone wargi, a jego policzki przyozdabiały lekkie rumieńce. Sakura poczuła ukłucie niesprawiedliwości. Był przystojny, inteligentny i bystry, a o jego prawniczej rodzinie mówiono wiele dobrego. Na pewno miał powodzenie u kobiet, więc nie mógł narzekać na samotność. Więc dlaczego nie chciał walczyć? Czemu się poddał?

- Gapisz się na mnie – usłyszała jego senny, ale rozbawiony głos. Była jednak zbyt zmęczona i wypruta z emocji, by odpowiedzieć czymś błyskotliwym.

- Nie chciałam cię obudzić – odparła i spisała wykresy jego funkcji życiowych. Itachi wyczuł rezerwę w jej głosie i usiadł na łóżku. Swoje mądre i badawcze spojrzenie utkwił w jej zmęczonej i ściągniętej twarzy. 

- Co się stało? – Sakura popatrzyła na niego zaskoczona. Ton głosu Uchihy sprawił, że jakaś tama w niej pękła. Po jej policzkach popłynęły gorzkie łzy, ale nie łkała. Pociągała od czasu do czasu nosem i cicho chlipała, ale nie odezwała się ani słowem. Pełen wyrozumienia wyraz twarzy Itachi ‘ego sprawił, że nagle zabrakło jej na wszystko siły. Opadła ciężko na krzesło przy jego łóżku i schowała zapłakaną buzię w dłoniach. 

- Hej, piękna – Itachi położył rękę na jej głowie i delikatnie zmierzwił jej włosy. – Nie płacz – w tym momencie Uchiha utknął w magnetyzującej zieleni jej tęczówek. Jej oczy były wielkie i okrągłe, w tym momencie załzawione i wystraszone. Mężczyzna zatonął w bezradności, którą w nich ujrzał i poczuł w sercu ukłucie. Opuścił nogi na podłogę i objął trzęsącą się Haruno. 

Sakura poczuła się bezpiecznie. Ciepło i siła jego ramion sprawiły, że odnalazła w nich spokój i uwolniła się od tłumionych emocji. Nabrała gwałtownie powietrza, a wraz z nim zapach jego ciała, który poruszył w niej wrażliwą strunę. Tę część duszy i serca, o której obiecała sobie zapomnieć do czasu ukończenia studiów. Odsunęła się delikatnie od niego i uwolniła z jego objęć. Spojrzała mu w oczy, w których dojrzała troskę i zachętę do zwierzeń. Nie musiała długo się wahać. Momentalnie zaczęła opowiadać o wydarzeniach z poprzedniej nocy, a Itachi słuchał jej uważnie, ani na moment nie spuszczając z niej swojego spojrzenia. Delikatnie ujął jej drobną dłoń w swoją nieco większą i tym gestem dodawał jej otuchy przy kolejnych zwierzeniach. 

Kiedy skończyła opowiadać, patrzył w jej oczy i uśmiechał się ciepło.

- Jesteś odważna – odparł w końcu. Sakura skrzywiła się nieznacznie.

- Odważna? – zapytała z kpiną. – Stałam tam i nie wiedziałam co zrobić, a cenny czas przeciekał mi przez palce! – ledwie powstrzymała się od krzyku. Uchiha westchnął. 

- Ale przemogłaś niemoc i podjęłaś się działania z pełną świadomością – powiedział na jej usprawiedliwienie. – Uratowałaś jej życie, reagując z refleksem i profesjonalizmem. Czego więcej od siebie wymagasz, Sakuro? 

Dobre pytanie – przebiegło przez jej myśl. 

- To za mało – mruknęła w odpowiedzi. Nie sądziła, że na onkologii będzie zmuszona do stawienia czoła takim emocjom. Sądziła, że tu wszystko dzieje się po swojemu. Powoli toczy się własnym rytmem, z dala od zgiełku typowego dla oddziału ratunkowego czy też chirurgii. Myliła się. Podniosła wzrok na Itachi ‘ego, który wpatrywał się w nią z konsternacją. 

- Już gdzieś to słyszałem – odpowiedział. – I nie skończyło się to najlepiej – Sakura rzuciła mu pytające i zaciekawione spojrzenie, gdy w tym momencie usłyszała, jak drzwi do jego pokoju otwierają się niemalże bezszelestnie. 

- Drogi Itachi – usłyszała głos ordynator, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. – I panna Haruno. Wyśmienicie – Itachi niepostrzeżenie puścił dłoń dziewczyny i wstałby przywitać się z Tsunade. 

- Mnie również miło cię widzieć – odparł szarmancko i ucałował jej dłoń. 

- Jak zwykle czarujący – odparła Tsunade i posłała swojej podopiecznej badawcze spojrzenie. Sakura wytrzymała jej wzrok wiedząc, że niedługo przyjdzie zmierzyć się jej ze swoją mentorką w cztery oczy. Nagle wpadła w panikę, kiedy pojęła, że nie będzie z nią Itachi ‘ego, kiedy Senju będzie prawić jej morały. Jeszcze bardziej przeraziła się tego, jak szybko zaprzyjaźniła się z Uchihą. – Haruno, proszę za mną do mojego gabinetu – usłyszała jak przez szybę. Wzięła uspokajający oddech i odprowadzana pocieszającym spojrzeniem Itachi ‘ego opuściła jego salę. 

Kiedy znalazły się w gabinecie Tsunade ordynator zamknęła za nimi drzwi i usiadła za biurkiem.

- Siadaj – rzuciła, ale Sakura stwierdziła, że woli utrzymać swoje nogi w gotowości do ewentualnej ucieczki.

- Dziękuję, ale wolę stać – odparła i, o dziwo, ani na moment nie zerwała kontaktu wzrokowego z orzechowym spojrzeniem swojej mentorki. 

- Skoro tak – usłyszała w odpowiedzi. Blondynka rozsiadła się wygodnie w swoim fotelu i lustrowała bacznie postać swojej podopiecznej. Sakura ledwie pohamowała się od panicznego chichotu i odwrócenia wzroku. – Słyszałam o nocnym zajściu – zaczęła Senju. Haruno skinęła głową. – Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? – zapytała. 

Sakura na próżno próbowała doszukać się jakiejkolwiek nuty w jej tonie. Nie mogła znaleźć ani podziwu, ani przygany. Przełknęła ślinę i odchrząknęła.

- Liczył się czas, a skoro opanowałam sytuację to nie widziałam potrzeby, by panią o tym powiadamiać – odparła. Wpatrywała się w nieodgadnione spojrzenie Tsunade i modliła się w duchu o łaskę i ratunek. 

- Skoro udało ci się zapanować nad wszystkim to nie widzę w tym nic złego – rzuciła, a Sakura ledwie pohamowała zdziwienie jej słowami. Czyżby aprobowała jej samowolne  poczynania? Nie wierzyła w to ani przez chwilę. – Jednak na przyszłość informuj mnie o pogarszającym się stanie zdrowia jakiegokolwiek pacjenta. Bez wyjątku, o każdej porze dnia i nocy – dodała i odchyliła się w swoim wielkim, skórzanym fotelu. 

- Oczywiście, pani ordynator – pospieszyła z przytaknięciem. – Czy mogę już odejść?

- Zauważyłam, że nawiązałaś bliższe stosunki z Itachi ‘m – rzuciła mimochodem Tsunade. Gdyby nie czujne spojrzenie można by powiedzieć,  że w rzeczywistości niewiele ją to interesowało. 

Haruno przełknęła ślinę, momentalnie czując się winną jej rozmowy z Uchihą. 

- Rozmawialiśmy, nic więcej – odparła spokojnym głosem, chociaż wewnątrz cała drżała. Senju złapała za długopis leżący na biurku i zaczęła wystukiwać nim rytm o blat mebla. 

- Postaraj się wybadać, dlaczego nie chce podjąć się leczenia – to nie była prośba, ale polecenie i Sakura doskonale o tym wiedziała. Różowowłosa skinęła głową i skierowała się do wyjścia. Obawiała się, że jej przełożona wymyśli kolejne dziwne zadanie, które ona będzie musiała wykonać. 

- Dobrze – rzuciła przed wyjściem. Wiedziała, że pytania o pozwolenie nie wchodziły w rachubę, więc postanowiła oznajmić, że wychodzi. – A teraz proszę wybaczyć, ale obowiązki wzywają – dodała i wyszła, zamykając za sobą drzwi. 

Po wznowieniu porannego obchodu udała się do Tsunade i zdała jej raport. Na szczęście ordynator miała ważną konferencję, która uniemożliwiła jej znęcanie się nad Sakurą, więc już przed południem jej gabinet świecił pustkami, co napełniło dziewczynę nową chęcią do życia. 

Popijając kawę w dyżurce zastanawiała się nad prośbą Tsunade. Z jej zachowania i specjalnego traktowania Itachi ‘ego wywnioskowała, że musieli się dobrze znać z życia prywatnego. Może romans? Nie. Tę opcję wykreśliła natychmiast. Pomijając oczywisty fakt, jakim była różnica wieku, ich zachowania temu przeczyły. Byli nastawieni do siebie po przyjacielsku, ale nic więcej. 

Może ich rodziny znały się od dawna lub adwokatami szpitala byli właśnie Uchiha? Może. Tego pierwszego mogła się domyślać. Drugie mogła sprawdzić, ale jakoś odeszła jej na to ochota. Po prostu dopiła kawę i umyła kubek, a następnie wyszła na korytarz, skąd od razu skierowała się w stronę sali Itachi ‘ego. 

- Dobrze ci tu? – usłyszała, kiedy znalazła się pod jego drzwiami. Przystanęła z konsternacją, nie chcąc podsłuchiwać. Musiała jednak zrobić mu badania, co kazało jej wejść tam i wykonać swoją powinność. 

- Jest wprost niebiańsko – Itachi zaświergotał, co Sakura skomentowała zduszonym chichotem. 

- W takim razie nie mamy co się martwić placówką – głos jego towarzysza był znany Sakurze. Tak samo chłodny i zdystansowany, należący do Sasuke Uchihy. 

- O! – rzucił radośnie Itachi, kiedy Sakura weszła do pokoju. – Właśnie przyszło moje prywatne słońce – dodał, na co Sakura pokiwała z politowaniem głową, jednak kąciki jej ust powędrowały ku górze. 

- Chyba podali ci za dużo leków, Itachi – mruknęła i od razu chwyciła za kartę przy łóżku. 

- Możliwe, ale wciąż obstaję przy tym, że to ty działasz na mnie w tak szczególny sposób – na te słowa puścił jej oczko, a Haruno zarumieniła się delikatnie. Po części ze złości, po części z zawstydzenia i w małym stopniu dlatego, że to właśnie Sasuke był świadkiem tej uwagi. 

- Bredzisz – rzuciła uparcie i złapała do ręki stetoskop, a Itachi posłusznie podciągnął koszulkę do góry, umożliwiając jej dalsze badanie. 

Sakura czuła na karku spojrzenie Sasuke, które starała się zignorować. Jedyne, co nie mogło ujść jej uwadze, to nieuzasadniona wrogość, którą wyczuwała za każdym razem, kiedy się spotykali. Co prawda widzieli się trzy razy, z czego większość na oddziale, ale uczucie było tak intensywne, że nie było mowy o żadnej pomyłce. 

- I co? – zapytał długowłosy, kiedy skończyła zapisywać wyniki. – Już umieram? – chociaż wypowiedział te słowa ze spokojem i pogodą, to Sakura cała zdrętwiała. Już miała mu nagadać, ale uprzedził ją Sasuke. 

- Ty cholerny egoisto – warknął wściekle. Na dźwięk jego tonu Sakurę objęły gwałtowne dreszcze. – Czy już umierasz? Umierasz od miesięcy! Może mam ci namalować transparent, tak dla pewności?! – wysyczał jadowitym głosem. Haruno spojrzała na Itachi ‘ego, który wysłuchiwał tego wszystkiego z miernym zainteresowaniem. 

- Skończyłeś? – zapytał, a dziewczyna zachłysnęła się powietrzem. Była jednocześnie wściekła, zaszokowana, smutna i pełna furii. Wszystkie te emocje skakały w niej, jakby ktoś bawił się przełącznikami na pulpicie sterowania. – Musisz się z tym pogodzić, że ja umieram. Po co wciąż to roztrząsać? – różowowłosa zerknęła na Sasuke, który gotował się do skoku jak pantera. Szybko stanęła między braćmi, kierując swoją twarz w stronę młodszego Uchihy.

- Proszę wyjść – powiedziała chłodno, zaskoczona opanowaniem w swoim głosie. Sasuke rzucił jej jadowite spojrzenie. – Pacjent potrzebuje odpoczynku. To zalecenie odgórne – dodała. Sasuke wykrzywił usta w grymasie niezadowolenia, ale nic nie powiedział. Prychnął rozjuszony pod nosem i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. 

- No, no – usłyszała pełen podziwu głos Itachi ‘ego. – Nieźle sobie poradziłaś…

- Odbiło ci? – warknęła, ale w porę się uspokoiła. Nie chciała dać się ponieść emocjom. Tak, jak to uczynił Sasuke. – Czemu tak mówisz? Nie widzisz, że tymi słowami go ranisz? – zapytała z rezygnacją. Starszy Uchiha przyglądał się jej z zainteresowaniem.

- Tworzylibyście ładną parę – rzucił zupełnie nie w temacie, czym wyprowadził ją z równowagi.

- Itachi, nie żartuj – warknęła ostrzegawczo. – Czemu jesteś tak uparty? Dlaczego się poddajesz? – zapytała. Zdenerwowanie powoli opadło, pozwalając jej na zajęcie pobliskiego krzesła bez ryzyka, że rzuci nim gdzieś w przestrzeń. 

Itachi milczał, lustrując ją uważnie. Sakurze wydawało się, że waży decyzję o podjęciu z nią tematu. W jego oczach widziała wahanie, od którego mogło zależeć jego życie. On sam zdawał sobie z tego sprawę, czym jeszcze bardziej rozgniewał Haruno. 

- Czy nie uważasz, że pogodzenie się ze swym losem jest większym dowodem na siłę, niż podjęcie bezsensownej walki? – tymi słowami trafił idealnie w sam środek jej serca. Zagryzła wargi, czując jak w jej gardle rośnie gula. Zamrugała gwałtownie powiekami, starając się nie rozpłakać. W tej chwili kłócił się w niej wizerunek lekarza, który ratuje życie i kogoś bliskiego, który za wszelką cenę chce oszczędzić mu cierpień. 

- Ale... – zaczęła, niezdolna do sformułowania dalszej wypowiedzi. Starszy Uchiha uśmiechnął się subtelnie. 

- Widzę, że rozumiesz podjętą przeze mnie decyzję – odparł. – Nie chcę, żeby żyli złudną nadzieją na moje wyleczenie. Chciałbym, żeby towarzyszyli mi w tych ostatnich tygodniach jako pogodni ludzie, których znam od zawsze. 

- Chcesz, żeby się pogodzili z tym, że umierasz? – zapytała z niedowierzaniem. 

- Nie – odpowiedział stanowczo Itachi. – Tego nigdy nie będę od nich wymagał. Chcę tylko, żeby pogodzili się z moim wyborem – dodał. – A to różnica. Zastanów się. 

Sakura mierzyła go z konsternacją. Zgadzała się z nim, chociaż przyznawała to niechętnie. Ona nigdy nie pogodziłaby się z faktem, że ktoś z jej bliskich umiera. Ale mogłaby się zgodzić na to, co wybrał Itachi. Doskonale wiedziała, jak wyglądałby jego stan przy tej chemii, którą próbowała wmówić mu Tsunade. Wrak człowieka. Ból tratujący wszelkie granice wytrzymałości, otępienie i ciągła walka z szarpiącymi nudnościami. Nie chciałaby oglądać kogoś bliskiego w takim stanie. 

Z kolei wciąż nie mogłaby się pogodzić z odmową leczenia. Odbierałaby to jako brak chęci do życia. Nieoczywistą próbę samobójczą. 

- Nie sądzisz, że oni odbierają to w inny sposób, niż chciałbyś? – zapytała. 

- Wiem to, Sakuro – odpowiedział Itachi. – Ale po bilansie strat i zysków mój sposób jest najlepszy – dodał. 

- To, co próbujesz im wmówić jest złe i nieskuteczne – odparła. – Po zachowaniu Sasuke wiem, że nie powiedziałeś mu o swoich powodach. 

- I tak puściłby je mimo uszu – żachnął się Itachi.

- I miałby rację! – zawołała, ledwie hamując znów narastający gniew i frustrację. – Ja na jego miejscu walczyłabym o ciebie równie mocno i nieustępliwie! 

- Nie pozwalam ci na wyjawienie moich pobudek – oznajmił jej spokojnie. – Obowiązuje cię tajemnica lekarska, a to wchodzi w jej jurysdykcję – dodał. Sakura wypuściła powietrze z głośnym świstem. Miał rację i nic nie mogła na to poradzić. 

- Piekielny adwokacik – warknęła i wstała z krzesła. Itachi posłał jej rozbrajający uśmiech. 

- Proszę cię tylko o jedno – ton jego głosu zdradzał napięcie i niezdecydowanie. Spojrzała na niego zdziwiona. – Nie pozwól, żeby nienawiść i ból po moim odejściu strawiły go doszczętnie.

Jego prośba była nie do wykonania. Nie przez nią. Mógł o to poprosić dziewczynę Sasuke, kogoś z rodziny, ale nie ją. Wymagałoby to bowiem od niej pełnego zaangażowania i deklaracji, że go nie opuści. A to było już niedorzeczne. 

Widząc spojrzenie Itachi ‘ego nie mogła mu odmówić. Chciała coś dla niego zrobić. Pomóc mu w oswojeniu jego bliskich z zaistniałą sytuacją. Westchnęła.

- Zrobię co w mojej mocy – odparła, unikając jego wzroku. – Ale nie wymagaj ode mnie za wiele. 

- To i tak więcej, niż mógłbym oczekiwać – rzucił pogodnie. Haruno odwróciła się do niego plecami i wyszła na korytarz. 

Kiedy znalazła się w dyżurce, cały stres związany z kłótnią braci i trudną rozmową między nią, a Itachi ‘m opadł, pozostawiając ją dziwnie pustą i niespokojną. W tej samej chwili dotarło do niej, że zna powody, dla których Uchiha nie podejmuje się leczenia, a o które tak bardzo zabiega Tsunade. Zrozumiała również, że znajduje się w kropce, bo nie może ich wyjawić swojej przełożonej. Westchnęła głęboko i opadła na kanapę, a jej powieki zaciążyły niebezpiecznie.

- Czy zastałem pannę Haruno? – usłyszała i podniosła się do pozycji siedzącej. Rozpoznała ten głos, który rezonował w jej ciele i domagał się reakcji. Spłoszona spojrzała na zegarek i z ulgą stwierdziła, że Hanari ma zacząć zmianę za dziesięć minut, więc ona szybko umknie do szatni, a potem zniknie.

Nie chciała spotkać się z Sasuke Uchiha. Czuła do niego niechęć, chociaż doskonale znała powody, dla których był zimny i nieprzystępny. To jednak nie motywowało jej do schodzenia mu z drogi. 

- Jest w dyżurce. Proszę wejść – Hanako była stanowczo zbyt miła. Sakura westchnęła i potarła dłońmi policzki, by nadać im więcej koloru. Szybko spięła włosy w gładkiego koka i poprawiła zmięcia na fartuchu.

- Sakuro, ktoś do ciebie – głowa Hanako pojawiła się między drzwiami a futryną. Różowowłosa skinęła na znak, że może wejść i czekała.

- Możemy porozmawiać? – do środka wszedł Sasuke. Nagle Sakurze dyżurka wydała się za mała jak dla niego. A może to panika wywoływała u niej klaustrofobię? 

- Za chwilę kończę dyżur – rzuciła, ale on musiał pojąć to odwrotnie, niż zamierzała.

- Poczekam – odparł i usiadł w pobliskim krześle, a Sakura westchnęła. Chciała dać mu do zrozumienia, że się spieszy i powinien streścić cel swojej wizyty, a nie zachęcić go do poczekania, aż będzie miała więcej czasu na wysłuchanie jego żali i pretensji.

- Cześć – do pokoju weszła Hanari i aż zaniemówiła, widząc, kto siedzi w krześle obok. 

- Cześć – przywitała się z nią Sakura i wstała z miejsca. – Pójdę się przebrać. Hanako wyda ci odpowiednie dyrektywy – swoje słowa skierowała do Hanari, która skinęła głową, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od Sasuke. 

Haruno szybko przebrała się w swoje codzienne ciuchy i żałowała, że nie ma więcej czasu, by wziąć prysznic. Chociaż mogła zrobić Sasuke na złość i przedłużać jego oczekiwanie, to nie miała ku temu specjalnych powodów, poza nieuzasadnioną niechęcią. 

Wyszła z szatni i natknęła się na spojrzenie Uchihy, stojącego pod przeciwległą ścianą z wyczekiwaniem wymalowanym na jego twarzy. 

- Możemy? – zainteresował się. 

- Chodźmy – Sakura mruknęła niechętnie i skierowała się w stronę windy. Gdy stanęli pod metalowymi drzwiami, dłonie obojga równocześnie wystrzeliły ku przyciskowi ze strzałką w dół. Spłoszona Sakura szybko cofnęła rękę i schowała ją za siebie, za to Sasuke sztywnym gestem nacisnął guzik, który podświetlił się na zielono.  

- Słyszałem, że dobrze się opiekujesz moim bratem – w jego tonie Haruno podchwyciła dwuznaczną nutę. Obruszyła się na to stwierdzenie, ale nie dała tego po sobie poznać.

- Z polecenia Senju mam poświęcać jego przypadkowi więcej czasu – wyjaśniła zdawkowym tonem. Uchiha prychnął w odpowiedzi.

- Więcej czasu niż pozostałym pacjentom? – zapytał z kpiną. 

- Nie – odparła. – Tyle samo, co innym plus mój czas wolny – dodała cierpliwie. Na jej szczęście winda nadjechała, co przełamało chwilę niezręcznego milczenia. Weszli do środka i tym razem to Sakura wcisnęła guzik z literą P. 

- Jak on się czuje? – zapytał. Różowowłosa chciała mu odparować, żeby sam go o to zapytał, ale powstrzymała się. Zdążyła na tyle poznać Itachi ‘ego, że nawet gdyby umierał z bólu, to nic by nie powiedział. Robiłby dobrą minę do złej gry, ufając, że nikt się nie połapie. 

- Na razie jest dobrze – odparła, nie wiedząc, ile może w tym momencie wyjawić. 

- Na razie? – Sasuke uchwycił się pierwszej części jej zdania. Sakura westchnęła. 

- Pogarszanie się jego stanu zdrowia jest nieuniknione – odpowiedziała. – W tym momencie Itachi czuje się dobrze, ale jego organizm słabnie. Bez podawanej chemioterapii ten proces będzie postępował stale – dodała i zagryzła wargi.

- A z chemią? – Uchiha był zbyt dociekliwy. 

- Chemia nie gwarantuje polepszenia. Na pewno spowolni proces rozwoju komórek rakowych, ale też sprawi, że organizm pana brata osłabnie, powodując więcej bólu i cierpienia nie tylko dla niego, ale też dla jego bliskich – wyjaśniła. 

- Jednak zyskamy więcej czasu, tak? – chciał się upewnić Sasuke. W Sakurze coś się zagotowało. Spięła wszystkie mięśnie i po raz pierwszy spojrzała mu w oczy. 

- Więcej czasu na co? On i tak cierpi. Dlaczego postępujesz tak egoistycznie? Po prostu postarajmy się mu ulżyć, a nie przysparzać więcej bólu. On chce… - na ostatnim się zawiesiła, przypominając sobie prośbę Itachi ‘ego, by nie wyjawiała jego powodów dla odmowy leczenia.

- Czego on chce? – zapytał jadowicie Sasuke, jakby tylko czekał na te słowa. – O czym myśli? Co nim kieruje? – wystrzeliwał z kolejny pytaniami, co wmurowywało Sakurę w podłogę. Zapadła chwila ciszy, w której wpatrywali się sobie w oczy ze skrajnymi emocjami. 

- Nie powiedział ci? – zapytała z niedowierzaniem, sądząc, że tylko rodzice nie wiedzą, dlaczego nie podjął się chemioterapii. 

Jej spojrzenie sprowadziło go do pionu. Była w autentycznym szoku.

- Nie ważne – mruknął, co tylko utwierdziło ją w przypuszczeniu, że nic nie wiedział. Drzwi windy rozsunęły się z cichym szelestem, ukazując główny hol szpitala. – Do widzenia – pożegnał się z nią oficjalnie i wyszedł, szybkim krokiem kierując się do wyjścia. 

Sakura mozolnie udała się w jego ślady. W głowie miała tę dziwną wymianę zdań z windy. Itachi nie powiedział nikomu, dlaczego nie chce się leczyć. Nawet bratu, chociaż Sakurze wydawało się, że są ze sobą blisko. Nawet samo zachowanie Sasuke pozwalało domniemać, że próbuje wybić Itachi ‘emu z głowy ten idiotyczny pomysł z ulżeniem wszystkim w bólu. 

Teraz czuła żal na myśl o Sasuke. Było jej go szkoda. Nie wiedział nic, poza tym, że jego starszy brat nie chce się leczyć. Co ona by sobie pomyślała na jego miejscu? Że Itachi chce umrzeć? Tak, to na pewno. Że już mu na niej nie zależy? To pewnie też. Że ma już dość życia? Tak… Zapewne. 

Szybko pokręciła głową. Musiała porozmawiać o tym z Itachi ‘m. Ale z drugiej strony, czy miała do tego prawo? To nie była jej sprawa. Ona była tylko stażystką na oddziale onkologii i całkowicie przez przypadek została wplątana w sytuację, która niosła ze sobą dylematy moralne i nie tylko. 

Mam prawo mu nagadać – stwierdziła wreszcie. 

Przecież wplątał ją w swoją historię życia, w pokrętne rozumowanie i potworne zapędy. Ponadto zmusił ją do milczenia, czego nigdy mu nie wybaczy po doświadczeniu miny Sasuke. Pełnej bólu i determinacji. Postanowiła. 

W domu dowlekła się do łazienki i wzięła szybki prysznic. Przebrała się w piżamę i odgrzała sobie kawałek pizzy, którą zamówiła zeszłego dnia. Zjadła ją z apetytem, doszukując się więcej, jednak lodówka bezlitośnie świeciła pustkami, co całkowicie ją dołowało. Z uczuciem niedosytu zapatrzyła się w zgaszony ekran telewizora. Rozważała czy chce jej się iść do sklepu po coś do jedzenia, czy może przetrwa do rana. W tej chwili zaburczało jej w brzuchu, wywołując jej głośny śmiech. 

- No, dobra, dobra – rzuciła w przestrzeń i wstała z kanapy. Szybko przebrała się w stare dresy i podkoszulkę. Nogi wsunęła w trampki i wzięła do ręki portfel. Zamknęła za sobą drzwi i zbiegła na dół, wypadając po chwili na świeże, wieczorne powietrze. Z uśmiechem na ustach weszła do osiedlowego sklepu i złapała do ręki koszyk. 

Po kolei zgarniała jogurty, chleb, sałatę, pomidory i ogórki, a kiedy dotarła do półek z tuńczykiem w puszcze, nadęła policzki i stanęła na palcach, żeby go dosięgnąć. Nie była niska, ale ktoś wyjątkowo wysoko postawił jej ulubioną rybę, z której nie zamierzała rezygnować. Stęknęła pod nosem, ale to i tak jej nie dodało kilku brakujących centymetrów. Dokładnie w chwili, w której chciała podskoczyć, czyjaś dłoń wystrzeliła w kierunku półki i zdjęła upragnioną puszkę z tuńczykiem. 

- Dziękuję – rzuciła wesoło i odwróciła się w stronę wybawiciela. Zamarła, gdy ich spojrzenia się spotkały. Koszyk wypadł jej z rąk, a dłoń  zatrzymała się w połowie drogi po puszkę. – Ty…

- Sakura – usłyszała swoje imię brzmiące tak zimno i nieprzystępnie.

- Sasuke – odparła. Potrząsnęła głową i uklękła, by pozbierać rozsypane zakupy. Uchiha przyłączył się do niej i złapał pomidora, który uciekł gdzieś w bok, chowając się przed wzrokiem dziewczyny. – Dziękuję – powtórzyła, gdy podał jej warzywo. 

- Jeszcze tuńczyk – powiedział, gdy Haruno wstała z zamiarem odejścia. 

- Chyba już go nie chcę – mruknęła niepewnie, a chłopak nie mógł się nie zaśmiać. 

Dźwięk ten rozbrzmiewał w jej głowie echem przez kilka sekund, powodując stan przedzawałowy. Oczarowana wpatrywała się w jego błyszczące tęczówki.

- Wybacz, ale ci nie uwierzę  - powiedział, gdy już przestał się z niej naśmiewać. – Walczyłaś o tę puszkę tak zaciekle, jak gdyby od tego zależało twoje życie – dodał i włożył tuńczyka do koszyka dziewczyny.

- Nie podejrzewałabym cię o poczucie humoru – odparła i uśmiechnęła się zajadle. 

- Wielu rzeczy o mnie nie wiesz – powiedział tak, jakby rzucał jej wyzwanie.

- I nie chcę ich poznać – odfuknęła, kierując się w stronę regału z jajkami. Złapała za pudełko i włożyła je do koszyka. 

- Opiekując się Itachi ‘m poznasz mnie lepiej, niżbyśmy sobie tego oboje życzyli  - mruknął i również wziął do ręki jajka. Sakura westchnęła, w duchu przyznając mu rację. 

- Po prostu schodźmy sobie z drogi – zaproponowała i dołożyła do zakupów karton mleka, a Sasuke poszedł w jej ślady. 

- To niemożliwe – odpowiedział. – Zawsze, kiedy u niego jestem, muszę natknąć się na ciebie. 

Sakurze wydawało się, że wyczuła w jego tonie niesmak. Zirytowana jego podejściem chciała utrzeć mu nosa i weszła na dział z podpaskami i tamponami. Niczym nie zrażony chłopak ruszył za nią. 

- Nikt ci nie każe ze mną rozmawiać – warknęła i złapała za pudełko z wkładkami gotowa ujrzeć, jak Uchiha robi to samo. On jednak tylko jej towarzyszył. – Ani teraz, ani w szpitalu – dodała. 

- I zamierzam się tego trzymać – powiedział jak gdyby nigdy nic. 

- To po co za mną łazisz? – odwróciła się do niego gwałtownie.

- Chciałem zobaczyć twoje rozczarowanie, gdy nie wezmę do ręki paczki z podpaskami – jego usta wykrzywiły się w pobłażliwym półuśmiechu, na co dziewczyna spłonęła dorodnym rumieńcem. 

- A szkoda – rzuciła. – Bo zachowujesz się, jakbyś miał miesiączkę – po tych słowach odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę kasy. 

Po ekspresowym spakowaniu zakupów opuściła sklep. Siłą powstrzymała się przed obejrzeniem się za siebie, by sprawdzić, czy przypadkiem Sasuke nie przyszło do głowy jej śledzić. Sama nie wiedziała, jaki miałby w tym cel, ale po jego dotychczasowym zachowaniu mogła stwierdzić, że jest nieprzewidywalny. 

Kiedy dotarła do mieszkania, zatrzasnęła za sobą drzwi i zamknęła je na wszystkie możliwe zamki. Odłożyła siatki na podłogę i spojrzała przez Judasza, gotowa ujrzeć Sasuke na korytarzu. Na jej szczęście nie zastała go na swojej klatce, więc odetchnęła i włączyła sekretarkę, przypominając sobie, że nie robiła tego od kilku dni. 

Rozpakowując zakupy słyszała, jak monotonny głos maszyny informuje ją, że nie ma żadnych nowych wiadomości. Westchnęła ciężko, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Wiedziała, że nie miała na co czekać, ale wciąż się łudziła, że ktokolwiek jeszcze o niej pamiętał. Myliła się. 
 
- I co z tego – mruknęła pod nosem, jednocześnie nie umiejąc pohamować cisnącego się na usta komentarza. – Przecież mnie to nie interesuje. Żyję sobie tutaj, w Tokio. Mam dobrą pracę, świetne mieszkanie i stać mnie na kupienie sobie ładnej sukienki – jednak z każdym słowem jej głos się łamał, a oczy zachodziły łzami. – I jestem sama. Nie mam kota ani nawet roślinki. Przyjaciele o mnie nie pamiętają, a o chłopaku to mogę pomarzyć – łkając, wyjęła z szafki zachomikowaną czekoladę i zabrała ją do salonu, gdzie w rekordowym tempie pochłonęła ją w całości. 

Nie pamiętała ile płakała, ani o której zasnęła. Obudziła się na kanapie z kolosalnym bólem głowy i drapaniem w gardle. Mlasnęła suchym jak wiór językiem i podniosła się na równe nogi. Zakręciło jej się w głowie, ale nie poddała się przyciąganiu ziemskiemu i weszła do łazienki, gdzie wzięła zimny, ożywczy prysznic. 

Kiedy wycierała się ręcznikiem, w przedpokoju rozdzwoniła się jej komórka. Jak oparzona wybiegła z łazienki i wysypała zawartość torebki na podłogę, żeby znaleźć upierdliwy telefon.

- Halo? – wysapała w ostatniej chwili. Wiedziała, że dzwonią ze szpitala, bo miała ustawioną specjalną melodyjkę. Teraz wsłuchiwała się w poważny i zaniepokojony głos Hanako, a to, co usłyszała przyprawiło ją o ciarki. – Będę za dwadzieścia minut – rzuciła i rozłączyła się. Natychmiast pobiegła do sypialni, by przebrać się w coś bardziej cywilizowanego niż ręcznik i już po chwili zbiegała po schodach, dzwoniąc w tym samym czasie po taksówkę. 

W szpitalu znalazła się dokładnie po dwudziestu minutach. Jak na dopingu wbiegła po schodach na czwarte piętro i przejechała kartą przez czytnik. W szatni przebrała się w uniform i natychmiast odszukała Hanako.

- Sakuro! – usłyszała wołanie, kiedy tylko znalazła się przy recepcji. – Sala Uchihy – dodała, a dziewczyna skinęła głową i udała się we wskazanym kierunku. 

W środku znajdowała się Hanari, przebrana w białe, lateksowe rękawiczki i maseczkę. W dłoni trzymała strzykawkę, bezradnie wpatrując się w wykrzywioną w grymasie twarz Itachi ‘ego. Obok stał Sasuke, który zaciskał bezradnie pięści, a w jego oczach gościł gniew i strach. 

- Sakura – usłyszała swoje imię wychodzące z ust starszego z braci. 

- Co się stało? – Haruno zwróciła się do Hanari. 

- Dostał ostrego ataku bólu, ale odmówił podania leków uśmierzających – wyjaśniła. – Zażądał twojej obecności – dodała z wymownym spojrzeniem, ale Sakura nie zmieszała się. Gdyby sytuacja nie była poważna, na pewno zarumieniłaby się i odwróciła wzrok. Teraz jednak poczuła niepokój i złość na Itachi ’ego. 

- Daj mi strzykawkę – zażądała, w międzyczasie ubierając świeże rękawiczki. Hanari posłusznie oddała jej leki, które Sakura bez wahania podała w wolny wenflon.  

- Pójdę uzupełnić dokumenty – mruknęła pielęgniarka i z głośnym westchnięciem opuściła salę Uchihy. Sakura mierzyła chłodnym spojrzeniem rozluźniającą się twarz Itachi ‘ego, na której rozciągał się teraz szeroki uśmiech. 

- Odbiło ci? – warknęła, nie zważając na obecność Sasuke. – Skończyłam zmianę, a tak nawiasem dwie, a ty myślisz, że możesz wzywać mnie jak taksówkę?! – uniosła się, ale nie zamierzała na tym zakończyć tyrady. – W ogóle co to za pomysł z buntowaniem się Hanari? Jest tak samo wykwalifikowana jak ja, by móc podawać ci leki – wzięła oddech, który następnie ciężko opuścił jej płuca. 

- Tobie ufam – stwierdził bez ogródek. Sakura z niedowierzaniem wpatrywała się w jego twarz, a następnie wyrzuciła ręce do góry i opuściła jego pokój. Mamrocząc pod nosem, weszła do dyżurki i opadła na kanapę. Dopiero teraz poczuła skutki swojego zmęczenia. Spojrzała na zegarek i z szokiem stwierdziła, że jest czwarta nad ranem. Nawet nie zwróciła uwagi na godzinę, kiedy wybiegała z mieszkania. Jak na zawołanie pod powiekami poczuła piasek, a jej głowa zaciążyła, opadając lekko w przód. 

- Sakuro – usłyszała głos Hanari. 

- Przepraszam – rzuciła natychmiast Haruno. – Nie chciałam podważać twojego autorytetu. Po prostu zadziałałam impulsywnie – wyjaśniła. 

- To nie jest ważne – rzuciła i podała jej wyniki badań Itachi ‘ego. – Choroba postąpiła. Nie widzę tego najlepiej – różowowłosa złapała za plik kartek i przejrzała dane, które nie napawały optymizmem. 

- Zmieniła się klasyfikacja – mruknęła Hanari.

- T4 – jęknęła Sakura. – No, dobra. Idę do niego – wstała z kanapy i skierowała się w stronę sali Itachi ‘ego. Wewnątrz panowała cisza, więc albo już jest po ostrej kłótni między braćmi, albo Sasuke już wyszedł. 

- Sakura – usłyszała swoje imię wychodzące z ust młodszego Uchihy. 

- Mam twoje wyniki badań – zwróciła się do chorego, ignorując swoje imię. – Mam referować? – zapytała. Długowłosy skakał spojrzeniem z Sasuke, na Sakurę i z powrotem, ale w końcu skinął głową. 

- Może wreszcie się czegoś dowiem – skomentował sytuację Sasuke. Bracia wpatrywali się w Haruno z wyczekiwaniem. 

- Nie jest dobrze – rzuciła bez ogródek. Słyszała, jak Sasuke zapowietrza się, a Itachi po prostu wzdycha. – Klasyfikacja guza zmieniła się.

- Co to oznacza? – zirytował się młodszy Uchiha. – Wy lekarze potraficie jedynie bełkotać. Jak mamy cokolwiek z tego zrozumieć?! – uniósł się. 

- Spokojnie, braciszku – Itachi uśmiechnął się kojąco w stronę brata, który uspokoił się, chociaż po jego minie można było wnioskować, że zrobił to niechętnie. 

- Klasyfikacja guza zmieniła się na T4 – zaczęła i przewróciła kilka kartek. – To oznacza, że guz zaczął naciekać na pień trzewny i tętnice krezkowe górne – dodała, ale wiedziała, że oni i tak nic nie rozumieją. – Rozprzestrzenia się w nieopanowany sposób – dopowiedziała ciszej. 

Sasuke nie wytrzymał i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami, a Itachi momentalnie spochmurniał. 

- On tego nie zniesie – stwierdził, a Sakura wiedziała, że mówił o Sasuke. Skinęła słabo głową i zamknęła powieki. 

- W zaistniałej sytuacji pojawia się moje pytanie o podjęciu przez ciebie leczenia – zaczęła. 

- Nie – rzucił twardo Itachi, ale jego spojrzenie pozostawało łagodne i zmęczone. Dziewczyna wiedziała, że cierpiał. Nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Ją bolało to, że nie mogła mu pomóc. 

- W takim razie polecę Hanako, by przygotowała klauzulę o odmowie leczenia – odparła i westchnęła.

- Przecież już jedną podpisałem – zauważył Itachi. 

- Tak, ale twój stan uległ znacznej zmianie. My, lekarze, wciąż żyjemy nadzieją, że pacjenci podejmą się leczenia – dodała. – W końcu naszym priorytetem jest ratowane zdrowia i życia, nie? 

- W takim razie czekam na dokumenty – Itachi uśmiechnął się. Chciał coś dodać, ale Sakura pokręciła głową i opuściła jego salę. 

- Hanari – zaczęła, gdy tylko ujrzała pielęgniarkę. – Weź Uchihę na USG jamy brzusznej i CT – poprosiła, a kobieta potaknęła i podeszła do telefonu, by zamówić badania. 

Sakura weszła do dyżurki w poszukiwaniu Hanako, ale jej tam nie zastała. Podejrzewała, że poszła do któregoś z pacjentów. Odwróciła się za siebie z zamiarem opuszczenia pokoju i omal nie wrzasnęła, gdy przy drzwiach dostrzegła Sasuke. 

Chłopak opierał się o framugę, a następnie zamknął ich na klucz, powoli zbliżając się do Sakury.

- Czego tu szukasz? – zapytała, ledwie hamując złość zmieszaną z niepewnością. Nie wiedziała, czego mogła się po nim spodziewać. To ją przerażało i jednocześnie fascynowało. Na Ziemi istniało niewiele osób, których nie potrafiłaby rozszyfrować. Aż tu pojawia się taki Sasuke Uchiha, który zdaje się być chodzącą definicją zagadki. Podobnie z resztą jak jego brat.

- Jak poważny jest stan Itachi ‘ego? – zapytał i zatrzymał się jakiś metr przed nią. Sakura przymknęła powieki i potarła palcami skronie, czując zbliżającą się migrenę. 

- Poważniejszy z każdą chwilą – nie dała mu jasnej odpowiedzi. Sama nie wiedziała, dlaczego stosuje uniki. Przecież Sasuke był przy ich rozmowie z Itachi ‘m, więc nie miała powodów, by ukrywać cokolwiek. Jednak starała się odwlec w czasie tę niewątpliwie nieprzyjemną rozmowę. 

- Nie bawmy się w te gierki – warknął, zdradzając pierwsze oznaki irytacji i nieopanowania. 

- Co mam ci powiedzieć? – zapytała retorycznie. – Jest źle. Z każdym dniem coraz gorzej, a Itachi jest uparty i nie zamierza nic z tym robić – widziała w oczach Sasuke pogrążającą go rozpacz, której zaciekle starał się nie poddać. W przypływie nagłej troski podeszła do niego i niepewnie położyła na jego ramieniu dłoń, chcąc go jakoś pocieszyć. W odpowiedzi złapał ją za ramiona i wpił się zachłannie w jej wargi. 

Sakura stała jak wmurowana, za wszelką cenę starając się nie poddać temu, co ją właśnie ogarniało. Wstrząsała nią chęć pogłębienia pocałunku i druga, równie silna ochota, by wyrwać się mu i uciec jak najdalej stąd. 

Nim w ogóle zaczęła rozważania, Sasuke oderwał się od niej, a dziecięce przerażenie, jakie jeszcze chwilę temu widziała w jego oczach, topniało, ustępując miejsca chłodnej rezerwie. 

- To nie miało miejsca – rzucił. Przekręcił klucz i z agresją szarpnął drzwiami, znikając w czeluści korytarza. Haruno w bezsilności opadła na kanapę i po prostu się rozpłakała. Nie sądziła, że przypadek Itachi ‘ego okaże się wykraczać poza jej możliwości czucia i pojmowania. Zderzyły się w niej troska o człowieka, pomimo jego skazańczego losu, złość i bezradność, bunt i przymus patrzenia na cierpienie jego bliskich. To było ponad jej siły. 

Wstała i skierowała się do łazienki, gdzie przemyła twarz zimną wodą. Spojrzała w swoją zmizerniałą twarz i matowe oczy.

- Gorzej już być nie może – powiedziała sama do siebie, pocieszając się tą myślą. Wszystko to jednak było jedynie obłudą, która miała spłynąć jak lukrowa polewa w czasie upalnego dnia, ukazując monstrum, które żyje, by niszczyć. 

Wpatrywała się w wyniki badań Itachi ‘ego i zastanawiała się, jak to możliwe, że ten mężczyzna jeszcze żyje. Dane przerażały, a rokowania nie pozostawiały złudzeń. Itachi Uchiha zmierzał ku nieuchronnej śmierci. I chociaż wmawiała sobie, że to nieprawda, to nawet samej siebie nie umiała oszukać. 

Jak na zawołanie przed jej oczami pojawił się obraz zagubionego Sasuke. Jego bezbrzeżnie smutne spojrzenie i rosnący w sercu Uchihy jego własny nowotwór – gniew i chęć zemsty. Poczuła ogromny żal i palącą potrzebę, by go chronić, chociaż znała go zaledwie kilka dni. Wiedziała, że pomimo otoczki silnego i twardego mężczyzny, kryje się w nim słaby chłopiec. Zahukany i przerażony, nierozumiejący tego, co się wokół niego dzieje. 

- Ech – westchnęła i podniosła się ociężale z kanapy. Rozprostowała zastane kości i wyruszyła na obchód. Chociaż Hanari mówiła jej, by poszła do domu odpocząć, Sakura wolała siedzieć w szpitalu. Spotkanie Sasuke w osiedlowym sklepie dawało jej podstawy, by sądzić, że dzisiaj równie łatwo może się na niego natknąć, co wczoraj. Podejrzewała z kolei, że już dawno opuścił szpital, więc tu mogła się czuć bezpiecznie. 

Kiedy dotarła do sali Itachi ‘ego, zamarła z ręką w pół drogi do klamki. Zagryzła wargi, które wciąż przyjemnie mrowiły od pocałunku Sasuke. Szybko odgoniła tę myśl, a jej miejsce natychmiast zajęła nowa, która kazała jej się zastanowić, czy chce stanąć oko w oko z Itachi ‘m. 

- Wiem, że stoisz za drzwiami – usłyszała stłumiony głos Uchihy. Westchnęła i weszła do środka. – Jak tam? – zapytał wesoło, a dziewczyna jęknęła. Nie skomentowała jednak jego zachowania, które świadczyło o postępującej ignorancji i całkowitym pogodzeniu się z własnym losem. 

- Lepiej zapytałbyś o to swojego brata – mruknęła, nie potrafiąc ugryźć się w język. 

- Sasuke wie, co mnie czeka – rzucił Itachi, nie zauważając rumieńców na jej policzkach. A może je widział i specjalnie je zignorował? – Właśnie dlatego tak denerwuje go jego bezsilność. 

- A ty wydajesz się być zadowolony z tego znęcania się nad nim – warknęła, czując niepokojącą falę złości. Spojrzała dziko na Itachi ‘ego, który przyglądał się jej z zaciekawieniem.

- Coś między wami zaszło – stwierdził, a różowowłosa prychnęła pod nosem, martwiąc się, jak niebezpiecznie blisko prawdy był Itachi.

- Coś ci się pomieszało – rzuciła, machinalnie sięgając po opadający kosmyk włosów, czym zdradziła się przed Uchihą. 

- Denerwujesz się – odparł. – Poza tym wcześniej trzymałaś dystans, gdy o nim rozmawialiśmy, a teraz naskoczyłaś na mnie jak szalona – dodał. Haruno w porę sobie przypomniała, że nie musi z nim o tym rozmawiać. Odetchnęła. 

- Za chwilę Hanako przyniesie ci odpowiednie dokumenty – powiedziała i skierowała się do wyjścia, ale zatrzymał ją głos Itachi ‘ego. 

- Jesteś moim jedynym sojusznikiem, Sakuro – dziewczyna stała nieruchomo, zwrócona do niego plecami. Wiedziała o tym, ale to nie oznaczało, że zgadzała się z tym stanowiskiem. Wzruszyła ramionami i wyszła z pokoju. 

Gdy znalazła się w dyżurce, na spokojnie przeanalizowała każdy moment dzisiejszego przedpołudnia. Jednak im bardziej zagłębiała się w sytuację z Itachi ‘m i Sasuke, tym bardziej czuła się przytłoczona i zmuszona do podejmowania decyzji, które zapewne nie powinny do niej należeć. 

Naprawdę rozumiała stanowisko Itachi ‘ego, który nie chciał, by jego bliscy zapamiętali go jako wrak człowieka, który w ogóle nie kontaktuje ze światem. Jednak z drugiej strony czuła ból jego rodziny, spowodowany poddającym się Itachi ‘m. 

Z przerażeniem stwierdziła, że jej instynkt lekarza, który za wszelką cenę miał popychać ją do  ratowania ludzkiego życia, spadł na ostatnią pozycję. Jęknęła, żałując, że nie dostała jej się chirurgia lub interna. 

- Sakuro – usłyszała głos Hanako. Haruno spojrzała na nią nieprzytomnie. – Tsunade cię wzywa.

- Już idę -  Sakura wstała i na miękkich nogach skierowała się do gabinetu Senju. Zapukała do drzwi i natychmiast usłyszała pozwolenia, by wejść. 

- Referuj – momentalnie nakazała Tsunade, a różowowłosa zaczęła zdawać sprawozdanie z przypadku Itachi ‘ego, bo wiedziała, że o to pytała ją przełożona. 


- Już podpisał kolejną odmowę odnośnie leczenia – zakończyła, widząc, jak Senju otwiera usta w niepohamowanej złości.

- Jaki on jest uparty – warknęła, dając upust furii, która kłębiła się w niej od kilku dni. – Widzi, jak wszyscy wokoło cierpią, ale nie ma zamiaru temu zapobiec. Nie mogę w to uwierzyć. 

- Ja też nie – wtrąciła dziewczyna. W gabinecie zapadła cisza, przerywana tykającym natrętnie zegarkiem. 

- W ogóle co tu robisz, Haruno? – zapytała Tsunade, wbijając w nią ostre spojrzenie, ale na Sakurze nie zrobiło to wrażenia. Była zbyt zmęczona i potargana przez gwałtowne emocje, by reagować na cokolwiek. 

- Itachi zażądał, bym to ja podawała mu leki. Dostał ostrego ataku przerzutu, a kiedy Hanari chciała dać mu zastrzyk, to odmówił, każąc zadzwonić po mnie – wyjaśniła i spojrzała tęsknie na krzesło, ale nie zapytała o pozwolenie spoczynku. 
 
- Pamiętasz swoją obietnicę? – Sakura zadrżała na myśl, w jak trudnej sytuacji została położona. Skinęła jednak głową, licząc, że nie zostanie pociągnięta za język. – Ufam twojemu osądowi. Wiem, że wyjawił ci powody swojego postępowania. Wiem też – przerwała różowowłosej, która szykowała się do odparcia jej słów. – że powołał się na twoją przysięgę Hipokratesa i nie możesz mnie poinformować o poufnych danych. Mam rację? – zapytała, a milczenie stażystki wzięła za potwierdzenie. 

- A gdyby tak powiedzieć rodzinie, że się leczy, a w rzeczywistości po prostu nic się nie zmieni? – zasugerowała dziewczyna. 

- Nie możemy kłamać, Haruno – rzuciła Tsunade, ale Sakura w jej spojrzeniu dostrzegła błysk świadczący o szybkiej kalkulacji jej pomysłu. 
 
- Proszę wybaczyć, ale już od początku traktujemy jego przypadek w dość osobliwy sposób – zauważyła różowowłosa. Pod skórą czuła, że posunęła się za daleko.

- Wybaczam – mruknęła sucho Senju, umyślnie ignorując jej zuchwałą uwagę. – A teraz marsz do domu. Widzę cię jutro na popołudniowej zmianie. Zmęczona na nic mi się nie przydasz – Haruno wiedziała, że ordynator  właśnie pokazała jej miejsce w szeregu. Skinęła głową na pożegnanie i wyszła na korytarz, gdzie zderzyła się nie z kim innym jak z Sasuke Uchiha. 

- Przepraszam – rzuciła zdawkowo i poderwała się z podłogi, nie korzystając z pomocnej dłoni chłopaka. 

- Możemy porozmawiać? – usłyszała jego spokojny głos. Odwróciła się do niego przodem, cały czas idąc tyłem w stronę dyżurki. 

- Nic się nie stało – powiedziała i zmusiła się do uśmiechu. – Trzymaj się! – zawołała i szybko umknęła przed jego badawczym spojrzeniem. Dzisiejszy dzień zaliczała do tych trudniejszych, chociaż wspomnienie gwałtownego i pełnego rozpaczy pocałunku wywołało w jej podbrzuszu miłe skurcze. 

W domu zabrała się za porządki. Chociaż chciała położyć się do łóżka i zasnąć, to nie mogła, bo sen uparcie ustępował miejsca dylematom i trudnym wyborom. Dzisiaj jednak coś się zmieniło. Epicentrum jej umysłu zajmował Sasuke i jego pocałunek. Sakura wiedziała, że była spragniona uczuć i pieszczot, ale to, co czuła przy chłopaku było elektryzujące i pełne niewypowiedzianego, nieokiełznanego pożądania. On był zagubiony, a ona osamotniona. To tak, jakby sam Wszechświat ich ku sobie popychał. 


Zdenerwowana rzuciła ścierką i poszła do kuchni, by sprawdzić jej obiad na najbliższe dni. Ramen gotował się na wolnym ogniu, a ciasto kończyło się piec w piekarniku, wypełniając mieszkanie apetycznym aromatem. Nagle rozległ się dzwonek. Szczerze zdziwiona rzuciła rękawice na blat i otarła czoło z resztek mąki. Nie sprawdzając Judasza, otworzyła drzwi na oścież i omal nie dostała zawału. 

- Co ty tu robisz? – zapytała piskliwym głosem. 

- Musimy porozmawiać – ton Sasuke był nieznoszący sprzeciwu. Dziewczyna westchnęła i odsunęła się, robiąc mu przejście. Uchiha wszedł do środka i ściągnął kurtkę, a następnie buty i odczekał, aż Sakura zarygluje drzwi. 

- Już mówiłam, że nic się nie stało. Nie rozumiem twojego uporu – mruknęła, prowadząc go do kuchni, gdzie wyłączyła piekarnik i zgasiła pod ramen.

- No, to jedną sprawę mamy za sobą – odparł i rozsiadł się pobliskim krześle, a Sakurze znów wydawało się, że obecne pomieszczenie jest za małe jak dla niego. 

- A ta druga sprawa, która tak nie dawała ci spokoju? -  zapytała niechętnie. 

- Itachi – zaczął, a dziewczyna zirytowała się.

- Nic ci nie powiem! – ryknęła, nie umiejąc zapanować nad burzą emocji, która kłębiła się w niej od kilku dni, a która teraz znalazła ujście. – Nie mogę i koniec! Zabronił mi, a mnie obowiązuje przysięga lekarska. Kiedy wreszcie to zrozumiesz?! – zawołała. Sasuke podniósł się z zajmowanego miejsca i zmierzył ją spojrzeniem pełnym furii. 

- To jest mój brat, do cholery! – on też miał już pod korek. – Nic nie wiem! O niczym mi nie mówi, a kiedy trafiam na jedyną osobę, która cokolwiek wie, to zaczynam błądzić jak dziecko we mgle! – jego irytacja sięgała zenitu i Sakura doskonale o tym wiedziała. Jednak mimo szczerych chęci, nie mogła nic powiedzieć. 

Jej wzrok złagodniał, ale powstrzymała się od podejścia do niego, pamiętając, jak to się ostatnio skończyło. 

- Chciałabym ci wszystko opowiedzieć – mówiła szczerze. – Ale nie mogę. Boli mnie jak widzę, co wyprawia, jednak nie mam nad nim żadnej władzy. Znam go tylko kilka dni – jej ton zdradzał rezygnację. Sakura szukała w oczach Sasuke zrozumienia, ale te jak na złość pozostawały beznamiętne i nieruchome. 

Podszedł do niej, zmniejszając dzielącą ich odległość do zaledwie kroku. Różowowłosa zastanawiała się, co zrobi. Wyglądał tak, jakby chciał ją udusić, ale momentalnie odgoniła od siebie tę irracjonalną myśl. Nie był mordercą. Chyba.

Sasuke złapał jej policzki w swoje dłonie i delikatnie musnął jej usta, pozwalając jej zadecydować, jak to wszystko ma się dalej potoczyć. Sakura całkowicie zdębiała, zapominając o brutalności poprzedniej pieszczoty. Ta była zadziwiająco subtelna i za grosz nie pasowała do Sasuke. Nie znała go za wiele, ale już na początku mogła stwierdzić, że romantyzm nie pasował do młodszego Uchihy. Nie zdążyła jednak zareagować, bo chłopak odsunął się od niej, a jego szczęki zacisnęły się z siłą imadła. 

- Zapomnij, że to się wydarzyło – rzucił i skierował się do wyjścia. Sakura stała jak oniemiała, słysząc, jak ubiera kurtkę i buty, a następnie opuszcza jej mieszkanie. Cichy trzask drzwi pozwolił jej wyrwać się z otępienia i pojąć, co miało miejsce chwilę temu. Co więcej, jego odejście wywołało w niej jeszcze większe poczucie samotności niż dotychczas. W jej oczach wezbrały łzy, które nieposkromioną kaskadą zaczęły spływać po jej policzkach. Weszła do sypialni i padła na łóżko, rycząc przez kolejne kilka godzin. Znów zasnęła, nie wiedząc, kiedy.

Obudziła się nad ranem, drugiego dnia. W parszywym nastroju wzięła prysznic i przebrała się w zwykły dres i obszerną koszulkę. Na śniadanie ukroiła wielki kawałek tarty truskawkowej, którą wczoraj upiekła i zaparzyła sobie ogromny kubek kawy. Wychodząc z kuchni, uważała, by nie stanąć w miejscu, w którym wczoraj Sasuke ją pocałował. Zachowywała się dziecinnie, ale taka ostrożność pozwalała jej na nabranie dystansu przed ich kolejnym spotkaniem, które ze względu na Itachi ‘ego było nieuniknione. 

Do wyjścia do pracy szukała sobie zajęć, które nie pozwalały jej na długie rozmyślania. Zrobiła pranie, segregując je kolorami, podliczyła rachunki i powkładała je do teczek, sprawdziła pocztę elektroniczną, usuwając z niej spam i kilka reklam, a następnie przebrała się w jeansy i białą koszulę, którą zapchała starannie do spodni, nogi wsunęła w trampki i złapała za torebkę. Kiedy upewniła się, że wszystko ma ze sobą wyszła, zamykając za sobą drzwi.

Droga do szpitala minęła jej na rozmyślaniu o Sasuke i jego postępowaniu. Wiedziała, że był zagubiony pierwszy raz, kiedy ją całował, ale wczoraj? Wczoraj szukał pocieszenia lub ujścia negatywnym emocjom, które się w nim tliły. Rozumiała go, ale nie chciała stać się obiektem jego wyżyć uczuciowych. 

Po kilkunastu minutach na horyzoncie zaczął majaczyć budynek szpitala. Wchodząc do środka, modliła się, by nie zastać tam Sasuke.

- Coś nowego? – zapytała Hanari, która przebierała się w szatni w świeże ubrania. 

- Stan Uchihy bez zmian. Dostał kolejne leki przeciwbólowe i wciąż o ciebie wypytuje – odparła. Sakura wymamrotała pod nosem kilka nieartykułowanych wyrazów, a następnie z furią otworzyła swoją szafkę. 

- Dziękuję – zwróciła się do kobiety. 

- Tsunade dzisiaj nie będzie – rzuciła Hanari, która zamykała drzwiczki swojego schowka. Sakura posłała jej zaciekawione spojrzenie. – Pojechała na spotkanie z dobroczyńcami szpitala. 

- Kamień spadł mi z serca – westchnęła Haruno. Hanari uśmiechnęła się pod nosem.

- Nie tylko tobie – powiedziała i obie zaśmiały się cicho. – To do zobaczenia. 

- Cześć – różowowłosa pożegnała się z kobietą. Kiedy tylko drzwi za nią trzasnęły, Sakura zorientowała się, że nie zapytała, czy ktoś jest u Itachi ‘ego. Klnąc na siebie w myślach, wyszła z szatni z mocno bijącym sercem. 

Zaczęła tradycyjny obchód, by uspokoić skołatane nerwy. Cały czas przyłapywała się na oglądaniu się za siebie w obawie, że Sasuke jakimś trafem ją śledzi i tylko czeka, aż straci czujność. 

Na całe szczęście nie było go na oddziale. Mimowolnie zastanawiała się, jak chłopak spędza wolny czas. Miała wrażenie, że obecnie wciąż przesiadywał w szpitalu, ale przecież przed zachorowaniem jego brata Sasuke musiał mieć jakieś życie towarzyskie. Na myśl o młodym Uchiha z inną kobietą, w jej sercu zrodziła się zazdrość. Zdenerwowana irracjonalnością uczucia, warknęła na siebie pod nosem i weszła do sali Itachi ‘ego. 

To, co ujrzała wywołało w jej sercu ból. Starszy Uchiha miał podkrążone oczy, zmizerowaną twarz i spojrzenie pozbawione blasku. Widziała cierpienie wymalowane na jego obliczu. Serce jej zmiękło, ale nie zamierzała tego pokazywać.

- O, moje słońce wzeszło – usłyszała słaby głos mężczyzny, na co jej wnętrzności ścisnęły się w supeł i spłynęły do podbrzusza.  

- Pytanie cię o samopoczucie wydaje mi się nie na miejscu – szepnęła, ledwie hamując łzy. 

- Ale będzie w dobrym tonie – odparł żartobliwie, co jeszcze bardziej nakreśliło Sakurze beznadzieję sytuacji. 


- Och, Itachi – wymamrotała w desperacji i ciężko opadła na krzesło przy jego łóżku. – Co ty najlepszego ze sobą robisz? – zapytała, nie umiejąc powstrzymać cierpienia w swoim głosie. Była zbyt wrażliwa na wszystko, co się wokół niej działo. Także teraz czuła, jakby był jej rodziną, chociaż znali się tak krótko. 

- Nie płacz przeze mnie – poprosił i złapał ją za rękę.

- Jeśli mój płacz może cokolwiek zmienić, to wyleję morze łez, Itachi – odparła poważnie, ale w kącikach jej oczu czaił się strach i troska. 

- Oboje doskonale wiemy, że mnie już nic nie pomoże – powiedział. – Chciałbym jedynie, żeby mój braciszek nie cierpiał… - dodał, a Sakura po raz pierwszy widziała, jak Itachi płacze. 

Jego troska o swojego brata wzruszyła nią do głębi. Do tego stopnia, że słowa, które właśnie opuściły jej usta, były poza władzą jej umysłu.

- Przysięgam, że się nim zaopiekuję – rzuciła. – Chociażby mnie nienawidził, gardził mną, odpychał mnie, to ja nigdy nie poddam się w walce o niego.

- Sakura – szepnął Itachi, a spojrzenie miał pełne wdzięczności i dręczącej go troski. Zmęczony, zamknął powieki i zasnął, co pozwoliło Sakurze rozpłakać się rzewnie. 

- Czy on… - usłyszała odległy i pełen bolesnego niedowierzania głos Sasuke. Szybko odwróciła się w jego stronę i pokręciła głową. 

- Po prostu usnął – mruknęła, ocierając łzy. Ulga, która przemknęła po twarzy młodego Uchihy, wywołała u niej kolejną salwę płaczu. – Przepraszam… - rzuciła zdławionym głosem i szybko opuściła salę Itachi ‘ego. Miała już dość. Emocje kipiały w niej jak w wulkanie, siejąc wokoło same spustoszenia. Już nie czuła się dawną Sakurą. Ten krótki czas spędzony na onkologii zaczynał zmieniać ją w osobę, której sama nie umiała rozpoznać. To ją przerażało i wzmagało w niej chęć ucieczki. Rodziła się w niej nienawiść do losu, który spotkał tych ludzi, ale nie umiała przy tym celebrować życia. Po prostu zaczynała pokutować chorobę tych wszystkich, którzy leżeli na oddziale onkologii. Obarczała się winą za ich cierpienie, chociaż nie miała z tym nic wspólnego. 

- Baka! – zbeształa się i wybiegła z korytarza, kierując się w stronę magazynu. Pchnęła gwałtownie drzwi i opadła na kolana, przytłoczona nadmiarem negatywnych emocji. Zawsze mówili jej, że niepotrzebnie bierze wszystko na swoje barki, ale taka już była. Wrażliwa a może przewrażliwiona? Samotna a może osamotniona? Wyrozumiała, a może tak bardzo egoistyczna, że nic nie zauważała? 

Wcisnęła się w najciemniejszy kąt i załkała żałośnie. Zęby szczękały o siebie, kiedy próbowała rozewrzeć szczęki z bolesnego skurczu. Podciągnęła kolana pod brodę i ciasno oplotła je ramionami. W jednej chwili poczuła się taka mała, krucha i beznadziejna. 

Usłyszała kroki dochodzące z korytarza. Mimowolnie skuliła się jeszcze mocniej, nie chcąc być zauważoną. Ktoś zatrzymał się przed drzwiami do magazynu, a Sakura modliła się w duchu, żeby sobie poszedł. Zauważyła jednak, że nie domknęła skrzydła, a to na pewno zwróci uwagę  osoby na korytarzu. 

- Sakura? – usłyszała głos Hanari i odetchnęła z ulgą. 

- Tutaj – wymamrotała na tyle głośno, by koleżanka mogła ją usłyszeć. W jednej chwili pomieszczenie zalała fala zimnego światła jarzeniówek, a sekundę później Hanari siedziała przy Sakurze i wsłuchiwała się w pokrętne wyjaśnienia jej stanu psychicznego.

- Jeśli dobrze rozumiem – mruknęła skonsternowana Hanari, gdy Haruno umilkła. – Starszy Uchiha zobowiązał cię do milczenia, a młodszy molestuje cię, żeby cokolwiek z ciebie wyciągnąć. Dobrze myślę? – Sakura w odpowiedzi skinęła głową. 

- Dokładnie – skwitowała ponuro różowowłosa i westchnęła. – Jak ty to robisz? – zapytała w jednej chwili.

- Co jak robię? – Hanari spojrzała pytająco na Sakurę. 

- Jak sobie z tym radzisz? – Haruno nakreśliła ręką przestrzeń dookoła, mając na myśli cały oddział. – Jak hamujesz tę całą pesymistyczną aurę?

- Po prostu nie zagłębiam się w ich życie – odparła Hanari, wzruszając ramionami. – Nie stawiam się w ich położeniu, nie gdybam, nie analizuję – wymieniała. 

- Masz jakąś radę dla kogoś, kto nie umie się tak wyłączyć? – zapytała Sakura, a Hanari spojrzała na nią ze współczuciem.

- Mogę polecić ci dobrego psychiatrę – zasugerowała całkiem poważnie. – Przepisze ci jakieś środki na uspokojenie – dodała. Różowowłosa pokręciła głową i wstała z podłogi. Razem z Hanari opuściły magazyn i udały się w stronę dyżurki. 

Słowa pielęgniarki podziałały na Sakurę otrzeźwiająco. Była zbyt dumna i zbyt silna psychicznie, by dać się zapiąć w kaftan i pakować w siebie psychotropy. Uświadomiła to sobie dopiero wtedy, gdy ktoś trzeci powiedział jej na głos, co ją czeka, jeśli nie weźmie się w garść. Musiała być silna. Może to brzmiało dziwacznie, ale chciała być podporą dla Itachi ‘ego, którego nikt nie rozumiał. Sama doskonale wiedziała, co czuł Uchiha. I chociaż nie zgadzała się z metodą, którą wybrał, to postanowiła milcząco go wspierać. 

Wyszła z dyżurki i udała się do sali Uchihy, by zebrać pomiary. Będąc pod drzwiami, słyszała Sasuke, który najwidoczniej jeszcze nie opuścił szpitala. 

- Głupi, uparty ośle – mamrotał, ale w jego głosie Sakura nie dosłyszała się złości czy chłodu. Ton miał przepełniony bólem i tęsknotą. Brzmienie jego głosu zacisnęło na sercu różowowłosej żelazną obręcz. – Co ja bez ciebie zrobię? – takiej bezradności jak w głosie Sasuke jeszcze nie doświadczyła. Ostrożnie wycofała się w głąb korytarza i z cichym świstem wypuściła powietrze. 

- Och, Itachi – szepnęła i usiadła na krześle przy sali obok, by spokojnie uzupełnić resztę kart pacjentów. Nie chciała, żeby Sasuke podejrzewał ją o podsłuchiwanie. Pragnęła dać im czas, którego zostało im bardzo niewiele.  

- Jak z nim? – podskoczyła na dźwięk słów Sasuke. Wzięła uspokajający oddech i ośmieliła się spojrzeć mu w oczy. 

- Muszę zrobić pomiar – odparła i wstała z krzesła. W milczeniu wyminęła młodszego Uchihę, który ruszył w ślad za nią.

Sakura spisała wykresy funkcji życiowych, sprawdziła przepływ kroplówki, odnotowała godzinę do zmiany woreczka, a następnie odwiesiła kartę na ramę łóżka i odwróciła się w stronę wyjścia. 

- I? – ton Sasuke był nieustępliwy i natarczywy. 

- Bez zmian – odpowiedziała i złapała za klamkę. – Jutro zabiorą go na dokładniejsze badania i wtedy będziemy mogli określić, jak bardzo postąpiła choroba – dodała. 

- Sakura – usłyszała swoje imię, a jego brzmienie w ustach Sasuke cholernie jej się spodobało. 

- Tak, panie Uchiha? – zapytała, musząc się zdystansować. Sasuke posłał jej zaskoczone spojrzenie. 

- Panie Uchiha? – zdziwił się. 

- Jesteśmy w szpitalu, gdzie jesteś dla mnie rodziną chorego – odparła służbowym tonem. – A więc owszem, panie Uchiha – dodała z odrobiną przekory. Sasuke zmrużył powieki. 

- A więc dobrze, panno Haruno – odpowiedział zajadle, a Sakura niemal mogła zobaczyć dystans, jaki się między nimi wytworzył. – Ufam, że wie pani, co robi – dodał i sprężystym krokiem opuścił salę Itachi ‘ego. Kiedy mijał ją, ich ramiona otarły się o siebie, co wywołało u dziewczyny niekontrolowany dreszcz. Złapała głośno powietrze, ale nic nie powiedziała. Obecnie cieszyła się, że Sasuke sobie poszedł. 

- Prąd, jaki między wami krąży niemal mnie poraził – usłyszała senny, słaby głos Itachi ‘ego.

- Od jak dawna nie śpisz? – zapytała, odwracając się do niego przodem. 

- Twoje imię wypowiadane przez mojego brata brzmi jak namaszczenie – rzucił i podniósł się na drżących rękach. Sakura momentalnie doskoczyła do niego i oparła dłonie na ramionach mężczyzny. 

- Leż spokojnie – warknęła, w myślach chcąc zmazać uwagę Itachi ‘ego odnośnie relacji między nią a Sasuke. – Powinieneś odpoczywać, a nie zajmować się tak błahymi sprawami. 

- Och, Sakuro – usłyszała jego szept. Spojrzała na jego twarz, bojąc się, że znów ma atak. On jednak płakał. Kolejny raz łzy spływały po jego policzkach, a w oczach dostrzegała ból i cierpienie. – Nie chcę dla nich tego, co zbliża się nieuchronnie – powiedział zdławionym głosem. Sakura przysiadła na materacu i pozwoliła, by Itachi schował się w jej ramionach. 

Był taki kruchy i wątły, chociaż sprawiał wrażenie silnego mężczyzny, którym niewątpliwie był przed skazującą diagnozą. Pogładziła go po miękkich włosach i westchnęła ciężko. Nie miała słów pocieszenia, ale w tej chwili wiedziała, że wystarcza mu sama jej obecność. Nachyliła się lekko i nosem musnęła czubek jego głowy. 


- Itachi, Itachi – szepnęła. Usłyszała, jak załkał. – Ci, spokojnie – zakołysała się lekko. Machinalnie pogładziła go po włosach, mimowolnie zaczynając nucić pod nosem piosenkę, którą śpiewała jej mama, gdy za dziecka budziły ją w nocy koszmary. 

Śpiewała o dobrym świetle, którego ciepło dodawało otuchy. O dotyku anioła, który nie pozwoli, by działa się komuś krzywda. Mruczała, że będzie przy nim zawsze, kiedy zgubi się w ciemnościach i odszuka go, by bezpiecznie przeprowadzić przez niepewną drogę. 

Nie wiedziała, ile czasu siedziała z nim w ramionach. Itachi spał teraz, oddychając miarowo, a na jego twarzy widniało kojące rozluźnienie. Sakura miała ścierpnięte ramiona i zdrętwiałe nogi, ale nie czuła tego w dotkliwy sposób. Może dlatego, że w jej myśli wkradło się otępienie, skutecznie hamując bodźce docierające z zewnątrz? 

- Mamo, tato – usłyszała, co wybudziło ją z transu. Spojrzała przed siebie, gdzie w drzwiach ujrzała mężczyznę, po którym bracia niewątpliwie odziedziczyli majestat i emanującą pewność siebie oraz kobietę o czarnych jak noc oczach i włosach jak krucze pióra. Gdzieś zza nich dobiegał ją głos Sasuke, który właśnie wyszedł na przód pochodu. – To Sakura Haruno – przedstawił ją rodzicom. – Ona opiekuje się Itachi ‘m na co dzień. 

Różowowłosa wstała i wyprostowała kitel. Odchrząknęła i poczyniła krok przed siebie.

- Witam, miło mi państwa poznać – odparła i przywitała się z małżeństwem. 

- Jak mój syn? – usłyszała w odpowiedzi zimny i tnący ton Fugaku Uchihy. Znała ich dane z karty Itachi ‘ego, ale dopiero teraz mogła stwierdzić, jacy byli naprawdę. Fugaku był twardy i nieustępliwy. Świadczyła o tym jego postawa i teraz także władczość pobrzmiewająca w jego tonie. 

- Fugaku – warknęła Mikoto Uchiha. Sakura niemalże z rozbawieniem obserwowała, jak ten rosły mężczyzna kuli się na dźwięk głosu swojej żony. – Przepraszam za jego zachowanie.

- Nie, nie – rzuciła szybko Sakura. – To zrozumiała troska rodzica o dziecko – dodała. Tak. Mikoto wyglądała na subtelną, delikatną kobietę, którą niewątpliwie była, ale Sakura wiedziała, że drzemie w niej siła i drapieżność lwicy, co dawało jej władzę nad krnąbrnymi i niesfornymi mężczyznami Uchiha. 

- Nie zastaliśmy Tsunade w jej gabinecie – odparł Fugaku, a jego ton nieco złagodniał. – Gdy do niej zadzwoniliśmy, przekierowała nas z pytaniami do pani – dodał i zmierzył ją powątpiewającym wzrokiem, który rozeźlił Sakurę. Ludzie mogli niedowierzać jej we wszystkich kwestiach, poza medycznymi. Była wykwalifikowaną, zdobywającą doświadczenie młodą lekarką. Nikt głupi i nieodpowiedzialny nie dotarłby w miejsce, w którym ona stała na piedestale. 

Spięła wszystkie mięśnie i godnie uniosła czoło. Jej oblicze przybrało na surowości, a spojrzenie spoważniało. Widziała, jak na twarzy Fugaku odmalowuje się lekkie zaskoczenie, ale nie pozwoliła sobie ani na moment odpuścić jego nietaktowi.

- Chętnie udzielę odpowiedzi na państwa pytania – zaczęła. – Oczywiście tylko na te, do których omawiania mnie upoważniono – dodała, widząc, jak szykują się do zmasowanego ataku. 

- Czyli nie powie nam pani, co kieruje Itachi ‘m w podejmowanych przez niego decyzjach? – zapytała żałośnie Mikoto, a Sakura wiedziała, że rozmowa nie będzie należała do najlżejszych.

- Przykro mi – mruknęła. – Jednak stan jego zdrowia uległ znacznemu pogorszeniu i obecnie to ta sprawa zajmuje nam najwięcej czasu – dodała i gestem wskazała wyjście. – Pozwólmy mu teraz odpocząć.

Gdy znaleźli się na korytarzu, Sakura odszukała Hanako.

- Gdzie mogłabym na spokojnie porozmawiać z rodziną Itachi ‘ego Uchihy? – zapytała, a kobieta zastanowiła się prze chwilę. 

- Senju zawsze gościła ich w swoim gabinecie – wymamrotała. Sakura jęknęła.
 
- Skorzystam z poczekalni przed jej pokojem – mruknęła. Za nic nie chciała, by Tsunade się dowiedziała o jej nalocie na Kącik Dyktatorski Senju.

- Niekoniecznie – odparła Hanako, której nagle zaświtał pomysł. – Jest gabinet lekarza prowadzącego, którego aktualnie nie mamy – dodała i wzięła z haczyka kluczyk z breloczkiem w kształcie maleńkiej wisienki. Sakura zaśmiała się cicho, a Hanako podłapała aluzję. – Może kiedyś, Sakuro…

Te słowa sprawiły, że Haruno momentalnie zaczęła się zastanawiać nad swoją przyszłością w tym szpitalu. Nie była do końca pewna, czy chce wiązać ją z oddziałem onkologii. Potrząsnęła głową i odebrała klucze.

- Napiją się państwo czegoś? – zapytała. 

- Kawy – odparła Mikoto. 

- Wszyscy? – po potrójnym przytaknięciu, Sakura skinęła głową na Hanako i posłała jej wdzięczne spojrzenie. Następnie udała się w stronę gabinetu, w którym zamierzała odeprzeć chmarę pytań i nawałnicę przykrych emocji, które były nieuniknione w przypadku Itachi ‘ego.

Otworzyła drzwi, a jej oczom ukazał się urządzony w klasycznym stylu pokój. Podłogę wyścielała bordowa wykładzina, z kolei ściany pomalowane były na ciemnoszary kolor. Mahoniowe biurko stanowiło centralny punkt tylnej części gabinetu. Za nim, na tle wielkiego panoramicznego okna stał czarny, skórzany fotel, ale mniej okazały od tego należącego do Tsunade. Z przodu zaś ustawione były trzy krzesła, obite materiałem tego samego koloru co fotel lekarski. Po prawej i lewej stronie, od podłogi aż po sufit piętrzyły się regały z tomami medycznymi, a kątem oka Sakura dostrzegła zamknięte drzwi, za którymi prawdopodobnie znajdowała się maleńka łazienka i łóżko z pojedynczą szafką na ubrania. 

- Zapraszam – powiedziała, starając się nie zabrzmieć, jakby to miejsce należało do niej. Była tu obca w równym stopniu, co państwo Uchiha. Szybko zajęła miejsce za biurkiem, ale odczekała, aż jej goście usiądą najpierw. Dopiero wtedy sama usadowiła się w fotelu przed nimi.

- Jak się więc prezentuje sprawa naszego syna? – oczywiście to Fugaku przejął dowodzenie nad całą sytuacją. Sakura miała jednak niejasne wrażenie, że nie na długo. 

- Jego stan uległ pogorszeniu – zaczęła, starając się odnaleźć odpowiednie słowa, by nie zabrzmiało to tak dramatycznie, jak w rzeczywistości było. – Nie do końca można mówić o przerzutach, bo tych jeszcze nie ma, ale sam guz nacieka na okoliczne miejsca – upraszczała, jak tylko mogła, jednak oni i tak wpatrywali się w nią z przerażeniem i niezrozumieniem. – Co jest niebezpieczne dla życia waszego syna – zwracała się bezpośrednio do Mikoto i Fugaku, bo z Sasuke już odbyła podobną rozmowę. 

- Czyli co? – zapytała Mikoto, a jej głos był słaby i cierpiący. Sakura westchnęła. 

- Rokowania nie są najlepsze – mruknęła. W głowie echem odbijały jej się słowa wykładowcy, który w kółko powtarzał, że zawsze należy mówić o faktycznym stanie pacjenta, niż wyrażać się niejasno, dając złudną nadzieję. Sakura jednak nie umiała powiedzieć wprost, co jest grane. Już otwierała usta, by coś wykrztusić, ale uprzedził ją Sasuke.

- On umiera, mamo – warknął. – To stara się wam powiedzieć panna Haruno – dodał i wstał z zajmowanego krzesła. – A ten idiota nie ma zamiaru podejmować leczenia! I tylko ona wie, co siedzi w tym jego zakutym mózgu! – wycelował oskarżycielsko palec w jej stronę, a Sakura poczuła mdłości. 

W tej samej chwili do gabinetu weszła Hanako, niosąc ze sobą tacę. Postawiła na biurku trzy filiżanki, dzbanek z kawą, drugi, mniejszy, z mlekiem i cukiernicę. Posłała Sakurze pytające spojrzenie, ale Haruno skinęła głową, dając jej znak, że może odejść. Poczuła się jeszcze gorzej z tym, jak wydała polecenie Hanako, która była od niej starsza, ale postanowiła uporać się z dzisiejszym dniem w zaciszu własnego mieszkania. Teraz musiała zaczerpnąć skądś więcej siły, niż to było możliwe na stan obecny. 

Trzask drzwi za wychodzącą Hanako skurczył Sakurę jeszcze bardziej. Zagryzła jednak wargi i spojrzała w oczy każdemu Uchiha po kolei. 

- Państwa syn ma rację – zebrała się na odwagę. – Itachi umiera i nic nie możemy na to poradzić – Mikoto zaszlochała, natychmiast wtulając się w ramię swojego męża. Fugaku zesztywniał, spinając każdy mięsień swojego ciała, a Sasuke wyglądał, jakby miał jej wydrapać oczy. 

- A leczenie? – zapytał pan Uchiha. – Co, gdyby podjął leczenie?

- Panie Uchiha – zaczęła Sakura, ledwie panując nad zmęczeniem w swoim głosie. – Państwa syn bardzo cierpi. Jego choroba jest nieuleczalna, a ewentualna chemioterapia przedłużyłaby jedynie jego męki – dodała. Pod skórą czuła, jak zbierają się nad nią czarne chmury. Tsunade nie puści jej tej wypowiedzi płazem. O nie. Ona uprzykrzy jej życie do końca stażu, a następnie wywali na zbity pysk, jeśli jakimś cudem Sakura sama nie skapituluje. 

- Mówi to pani jako lekarz czy przyjaciel? – zapytała Mikoto, ufnie wpatrując się w twarz Sakury. Haruno poczuła, jak dylemat moralny w końcu ją dogania i łapie za kostki, powalając na ziemię. 

Właśnie, Sakura – mruknęła na nią jej podświadomość. Pora podjąć decyzję. 

- Gdyby chodziło o twojego brata, Sakura? – Sasuke położył nacisk, próbując uderzyć w nią z emocjonalnej strony. 

- Nie mam rodzeństwa – mruknęła, mówiąc zanim pomyślała. Sasuke prychnął w odpowiedzi.

- Teraz już rozumiem, dlaczego jesteś tak egoistyczna – warknął. Zabolały ją jego słowa, ale wiedziała, że kieruje nim gniew i gorycz. Przełknęła więc rosnącą w jej gardle chęć płaczu i wyprostowała się. 

- Itachi jest dorosły i uważam, że to jemu powinno się zostawić prawo podejmowania decyzji – odparła dyplomatycznie. Nie była jednak z siebie dumna. Zrobiła paskudny unik, postępując jak tchórz. Ale z drugiej strony nie miała obowiązku mówić, co mają zrobić. Westchnęła. Ciężko było rozmawiać, kiedy nie wszystko było przeznaczone dla ich uszu. 

- Mamy walczyć o niego? – zapytał Fugaku. Sakura już miała na końcu języka, że jedynie odbywa tu swój staż i nic jej do tego, ale wtedy wyszłaby na ignorantkę i niekompetentną idiotkę. Jednak z drugiej strony, czy miała prawo ferować wyroki? 

- Proszę próbować przekonać go do zmiany decyzji – powiedziała, dokładnie ważąc każde słowo. – Jednak nic na siłę. Teraz państwa syn potrzebuje wsparcia – zakończyła. Mikoto i Fugaku wymienili się krótkim spojrzeniem i podnieśli się z krzeseł. 
 
- Dziękujemy za rozmowę – mama braci złapała Sakurę za rękę i ścisnęła ją w geście wdzięczności. – Teraz przynajmniej cokolwiek wiemy.

- Raczej niewiele – wymamrotał niewyraźnie Sasuke, ale doskonale wiedział, że Sakura wyłapała każde jego słowo. 

- Zachowuj się – zagrzmiał Fugaku. Chociaż w oczach Sasuke malował się bunt i upór, to usłuchał ojca, zachowując kamienną twarz. – Do widzenia – pożegnał się pan Uchiha i odczekał, aż jego żona opuści gabinet. Sakura przymknęła powieki, a kiedy je rozwarła, z niemiłym zaskoczeniem stwierdziła, że Sasuke ani drgnął. Zirytowana do granic możliwości zgromiła go wzrokiem.

- Proszę wyjść – rzuciła, ledwie hamując tłumione w sobie negatywne emocje. – Natychmiast.

Sasuke zmierzył ją chłodnym spojrzeniem, ale finalnie ustąpił i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Sakura jęknęła i padła na fotel, chowając twarz w dłoniach. Była za słaba, by móc tak dalej ciągnąć. Po prostu ginęła pod lawiną nieustępliwych emocji.  

Kiedy wreszcie jej zmiana dobiegła końca, Sakura z ulgą przebrała się w codzienne ubranie i ociężale skierowała się do wyjścia. 

- Do zobaczenia – pożegnała się z Hanako, która posłała jej zatroskany wzrok. 

- Wszystko w porządku? – zapytała, zatrzymując Sakurę w miejscu. Różowowłosa pokręciła lekko głową. 

- Chyba nie do końca – mruknęła i wyszła z oddziału. Jej ciało obejmowało odrętwienie, które pozwalało jej na dotarcie do domu i machinalne przebranie się. Zrobiła sobie herbaty i owinęła się kocem, kiedy jej ciałem wstrząsnęły gwałtowne fale dreszczy. 

- Och – westchnęła i rozpłakała się. Łkając i zachodząc się łzami, odstawiła kubek na blat stolika w obawie poparzenia, a następnie szczelniej zawinęła się w puszysty koc i dała upust reszcie swoich emocji. 

Wyła i smarkała w najmniej z możliwych kobiecych sposób, ale teraz nie było to ważne. Płacz zazwyczaj działał na nią oczyszczająco i uspokajająco, ale nie dzisiaj. Wraz z kolejnymi falami łez stawała się bardziej niespokojna i rozemocjonowana. Czuła, jak bardzo brakuje jej kogoś, kto przytuliłby ją teraz, pocałował w czoło i powiedział, że jest na tyle silna i odważna, by dać radę. 

Przez swój płacz i zawodzenie ledwie wyłapała, jak ktoś głośno wali do drzwi. Zdziwiona, że przybysz nie użył dzwonka wygramoliła się z koca i otworzyła gościowi. Nie wiedziała, kto jest bardziej zaszokowany – ona czy Sasuke. Po kilku sekundach stagnacji wytarła dłonią twarz, ale łzy same z siebie spłynęły po jej policzkach, niwecząc jej działania. 

- Czego tu chcesz? – zapytała niemalże wrogo. Była na siebie wściekła, że kolejny raz nie spojrzała w Judasza. Gdyby wiedziała, że to on, na pewno by mu nie otworzyła.

- Przyszedłem… – zaczął, ale urwał, widocznie nie chcąc teraz o tym rozmawiać. – Coś się stało? – Sakura widziała, że wiele go kosztowało, by ją o to zapytać. Ona też dużo teraz płaciła, by nie rozpłakać się na nowo.

- Zakładam, że sprawdzanie mojego samopoczucia nie jest celem twojej wizyty – mruknęła, ale wciąż nie odsunęła się, by wpuścić go do środka. Co z tego, że otworzyła mu drzwi? To wcale nie obligowało jej do zapraszania go do środka. Nie ważne, jak bardzo teraz potrzebowała czyjegokolwiek towarzystwa. 

- Nie – wymamrotał, a przez jego twarz przemknął wyraz zakłopotania. – Widzę jednak, że nie dasz rady rozmawiać o tym, o czym ja chcę – dodał i przestąpił z nogi na nogę. 

- Brawo, Sherlocku – sarknęła, ale nawet gniew nie pozwolił jej stłumić upartych łez, które kaskadami zaczęły spływać po jej twarzy. – Na co się gapisz?! – warknęła łamiącym się głosem. Sasuke dosłownie wdarł się do jej mieszkania i zatrzasnął za sobą drzwi. Zrzucił kurtkę i buty, a następnie zamknął zaskoczoną dziewczynę w niedźwiedzim uścisku. To podziałało na Sakurę jak katalizator. W ułamku sekundy rozpłakała się rzewnie, kurczowo czepiając się koszulki Uchiha. 

- Na miłość boską – wymamrotał Sasuke, czując, jak Sakura dosłownie dławi się własnymi łzami. Poprowadził ją do salonu i usiadł z nią na kanapie. 

- Prze… Prze-przepraszam – wyjąkała, łykając powietrze. Tak bardzo chciała mu wszystko powiedzieć. Podzielić się tym, czym została obciążona, ale nie mogła. Nie, jeśli kosztem byłoby złamanie danego słowa. 

- Już, spokojnie – szeptał w jej włosy, a Sakura ze zdziwieniem obserwowała, jak jej własne ciało bez jej udziału uspokaja się i odpręża.

- Jak… - zaczęła, ale nie musiała kończyć, bo Sasuke wszedł w jej zdanie.

- Nie wiem – odparł skonsternowany, sam próbując rozgryźć to, jak na nią zadziałał. – Nie ważne. Przynajmniej przestałaś topić się własnymi łzami – dodał, a Sakura po prostu się zaśmiała. To podziałało na nią oczyszczająco. 

- Tak bardzo chciałabym móc ci wszystko powiedzieć – szepnęła, pesząc się jego bliskością. Wstyd sparaliżował jej ciało, utrwalając ją w pozycji, w której ciasno przylegała do jego torsu, zaciskając palce na jego koszulce. – Ale nie mogę. I boli mnie to – w jej tonie znów pojawił się ból i drżenie zwiastujące kolejną salwę płaczu. 

- Ci ii – wymamrotał. Na pewno nie poradziłby sobie z następnym atakiem histerii w wykonaniu rozchwianej emocjonalnie Sakury. – Wiem. 

- Więc po co tu przyszedłeś? – zapytała. 

- Sam nie wiem – jego szczerość dosłownie powaliła ją na ziemię. Podniosła na niego zaskoczone spojrzenie. Co najlepsze, Sasuke sam wydawał się być zaszokowany własną odpowiedzią. – Wyszedłem z domu, żeby pomyśleć. Nogi same mnie tu przyniosły. Początkowo chciałem znowu wypytać cię o Itachi ‘ego, ale widok ciebie zapuchniętej od płaczu skutecznie przegonił rosnący we mnie gniew – odparł. 

Wow – pomyślała Sakura. To była najdłuższa i najszczersza wypowiedź, jaką od niego usłyszała. Poczuła się w niejasnym obowiązku, by odpłacić się tym samym. 

- Wiesz – zaczęła, próbując ubrać w słowa to, co stanowiło nagą prawdę. – Istnieje pewien typ ludzki – kontynuowała, szybko wyswobadzając się z jego uścisku. – Który za wszelką cenę chce chronić swoich bliskich – dodała i wstała, czując na sobie badawcze spojrzenie Sasuke. 

- Co… - próbował cokolwiek powiedzieć, ale Sakura podniosła rękę, uciszając go. Uchiha obdarzył ją nierozumiejącym wzrokiem, ale widząc poczucie winy i konsternację na jej twarzy zrozumiał, że właśnie próbuje mu przekazać część tego, co on chciał usłyszeć. Posłusznie więc zamilknął, koncentrując się na jej słowach. 

- I ci ludzie nie zważając na nic. Obojętny jest im ich własny ból, cierpienie, wyrzeczenia – mówiła, co chwila zagryzając wargi z niepewności. – Wszystko maskują uśmiechem, odsuwając bliskich od bolesnych dylematów. Ja należę do tych ludzi, wiesz? – zapytała z gorliwością, szukając jego aprobaty. Sasuke jednak nie zareagował. Na jego twarz wkradł się chłód, który zaczynał ją odpychać. – Sasuke! – zawołała go. – Sasuke, powiedz mi, że przyjąłeś to do wiadomości – zażądała w panice. Chłopak skinął sztywno głową. 

- Nie rozumiem! – zawołał z goryczą. Wstał gwałtownie z kanapy i wplótł palce we włosy. Spojrzał na nią wzrokiem zranionego zwierzęcia. – Jak?! No jak! – jego dezorientacja i ból były dokładnie tym, co Sakura tłumiła w sobie od kilku dni. – Przecież to niedorzeczne!

- Sasuke – szepnęła. Podeszła do niego, ale Uchiha cofnął się o krok, patrząc na nią, jakby była trędowata. – Proszę… - jej ton był błagalny, jednak Sasuke wciąż stał obcy i nieustępliwy. Niemalże biegiem skierował się do wyjścia. W ekspresowym tempie ubrał buty i wybiegł z mieszkania, zostawiając za sobą kurtkę i niedomknięte drzwi. Sakura wzięła materiał do ręki i przytuliła do niego nos, wdychając odurzający zapach Sasuke. Jęknęła i zamknęła drzwi, ryglując je na wszystkie możliwe sposoby. Wiedząc, że rozmyślanie znów zmieni ją w kłębek nerwów, położyła się do łóżka i otuliła kurtką Uchihy. Znów odleciała, zupełnie nie wiedząc, kiedy.

Na drugi dzień machinalnie wykonała poranne czynności i wyszła z domu, zabierając ze sobą kurtkę Sasuke. Postanowiła oddać mu ją w szpitalu, korzystając z neutralności gruntu. Już od wejścia na oddział wiedziała, że coś jest nie tak. Utwierdziła ją w tym Hanako, która z poważną miną wyłapała jej spojrzenie i natychmiast pospieszyła w jej kierunku.

- Tsunade cię oczekuje – odparła. – Szybko się przebierz i biegiem do jej gabinetu. Ciężko było stwierdzić, w jakim jest humorze – dodała, próbując nakreślić Sakurze rys sytuacji. Różowowłosa poczuła, jak zimny strach kumuluje się w jej żołądku. Skinęła głową i natychmiast podążyła do dyżurki, żeby się przebrać. 

Z mocno bijącym sercem stanęła przed drzwiami gabinetu Senju i zapukała. Niemalże natychmiast usłyszała beznamiętne ‘wejść’. Zbierając w sobie tyle odwagi, ile tylko mogła weszła do środa, cicho zamykając za sobą drzwi. 

- Chciała mnie pani widzieć – rzuciła, czując bezsensowność swojej wypowiedzi. 

- Nie ma mnie zaledwie jeden dzień, a tobie już udaje się zająć resztę mojego wolnego czasu. Nie podoba mi się to – głos ordynator był jednostajny, wciąż tak samo monotonny i beznamiętny. 

- Proszę wybaczyć, ale nie rozumiem – rzuciła Sakura, przystępując z nogi na nogę. Tsunade prychnęła.

- Rozmawiałam z państwem Uchiha – odparła, a Haruno struchlała. – Tak, tak. Masz się czego obawiać – w jej tonie pobrzmiewała teraz złowrogość i groźba. Tak cicha i rzeczywista, że skutecznie odebrała różowowłosej już i tak płytki oddech. 
 
- Poinformowałam ich jedynie o stanie rzeczywistym ich syna – zaczęła odważnie. – A następnie w miarę możliwości odpowiedziałam na ich pytania. Nie widzę w tym nic sprzecznego z etyką zawodową – dodała, gratulując sobie w duchu odwagi. Jeśli jednak myślała, że swoją postawą wzbudzi w ordynator podziw, to się grubo myliła. 

- Skutkiem tego jest ich żądanie wyłącznej opieki nad ich synem – syknęła, a Sakura zapowietrzyła się. Czuła w powietrzu, co się święci. – I to ciebie zamierzam oddelegować do tego zadania. 

- Dlaczego mnie? – Haruno już nie dbała o powściągliwość. Wiedziała, że ta sprawa jest dla niej karkołomna. 

- Och, już ty dobrze wiesz, dlaczego – z jednej strony Sakura ucieszyła się, że Tsunade nie wie o wszystkim, co się wydarzyło nie tylko między nią, a Itachi ‘m, ale także między nią a Sasuke. Ton głosu jej przełożonej sugerował, że chce ją ukarać i dać jej lekcję życia. Cóż, na razie świetnie jej szło. – Oczekuję, że poświęcisz jego przypadkowi cały swój wolny czas – kontynuowała. – Ma się rozumieć z wyjątkiem twoich regularnych obowiązków takich jak obchód, uzupełnianie kart i opieka na pozostałymi pacjentami – no, to teraz Tsunade wbiła gwóźdź do trumny Sakury. Wzrok Haruno stał się beznamiętny, chociaż wewnątrz szalała z wściekłości i bezsilności. 

- Czy coś jeszcze, pani ordynator? – zapytała różowowłosa, która swoimi słowami po raz drugi wprawiła Tsunade w lekkie zaskoczenie. 

- Możesz zająć gabinet lekarza prowadzącego – dodała, ale dla Sakury to nie stanowiło wyjątkowej gratyfikacji. Wolała nie mieć tutaj stałego miejsca, które podświadomie wmawiałoby jej, że utknęła na oddziale onkologii na wieczność. 

- Jeśli to wszystko, to już pójdę – mruknęła Haruno i opuściła gabinet Tsunade. Odrętwiała i niepocieszona skierowała się w stronę dyżurki, gdzie miała nadzieję znaleźć Hanako. 

- I co? – kobieta doskoczyła do Sakury natychmiast po jej wejściu do pokoju.

- Dostałam gabinet – mruknęła. – I więcej obowiązków – dodała i ciężko opadła na kanapę. Szybko streściła Hanako przebieg jej rozmowy z Tsunade. 

- Dasz sobie świetnie radę, Sakuro – zapewniła ją kobieta. – Jesteś pojętna i zdolna. Wierzę w ciebie – dodała i położyła dłoń na ramieniu różowowłosej, dodając jej tym otuchy. 

- No, nic – rzuciła Sakura. – Mogę klucze od mojego gabinetu? – przetestowała brzmienie słowa MOJEGO i stwierdziła, że nie do końca jej się to podoba. 

- Tak, oczywiście – Hanako uśmiechnęła się i poprowadziła ją do recepcji. – Poczekaj, dam ci jeszcze służbowy laptop – dodała i naprędce wyjaśniła jej co i jak. – Zaniosę go do twojego gabinetu, a ty leć na obchód.

- Dziękuję – rzuciła nieśmiało Sakura i zrobiła tak, jak poleciła jej kobieta.

Wchodząc do sali Itachi ‘ego miała duszę na ramieniu. Obawiała się, że spotka w niej Sasuke, ale z ulgą stwierdziła, że go tam nie ma. Uchiha nie spał, widocznie wyczekując jej wizyty.

- Witam moje słońce – rzucił, ale Sakura nie zareagowała na te słowa. W ciszy podeszła do jego karty i zaczęła ją uzupełniać. – Och, gdzie twoja promienność? – zapytał żartobliwie, ale dziewczyna wyczuła w jego głosie badawczą nutę. 

- Zgasła – mruknęła beznamiętnie i odłożyła kartę, kierując się do wyjścia. – Hanari!

Po kilku chwilach w drzwiach pojawiła się pielęgniarka.

- Tak?

- Standardowy zestaw badań. Wyniki przynieś mi do gabinetu – dodała, odnotowując lekki uśmiech na ustach koleżanki. 

- Lekarza prowadzącego? – upewniła się, chociaż nie miała wątpliwości. Sakura skinęła głową, ledwie kryjąc irytację. – Na badania musimy poczekać, bo obecnie wszystko jest zajęte.

- Chryste, nie mają nic lepszego do roboty?! – zdenerwowała się Sakura, sama nie rozumiejąc powodu swojej wściekłości. Zapewne miało to coś wspólnego z tyradą Tsunade, napięciem między nią a Sasuke i dostaniem własnego gabinetu. Westchnęła. – Przepraszam. Nie chciałam na ciebie naskoczyć – powiedziała skruszona, a Hanari pokiwała głową ze zrozumieniem. 

- Sakura – zaczął Itachi i wzrokiem dał znać pielęgniarce, żeby ich zostawiła. Kobieta szybko umknęła na korytarz, zamykając za sobą drzwi. – Co się stało? 

- Co się miało stać? – warknęła w odpowiedzi, znowu czując się winną za swój kolejny wybuch. – Lepiej mi powiedz jak się czujesz – rzuciła, zmieniając temat. 

- Dobrze – odparł, uporczywie wpatrując się w nią świdrującym spojrzeniem.

- Dobrze, bo dostałeś podwójną dawkę leków przeciwbólowych – żachnęła się i opadła na pobliskie krzesło. – Wczoraj rozmawiałam z twoimi rodzicami – mruknęła i spojrzała na niego spod powiek. Widziała, jak jego twarz tężeje. 

- I co? – zapytał, a różowowłosa nie była w stanie odgadnąć nic z jego tonu.

- Powiedziałam im o pogorszeniu się twojego stanu – zaczęła, a Uchiha rzucił jej spojrzenie pełne wyrzutu. – Nie wściekaj się po mnie, Itachi – warknęła ostrzegawczo. – Pragnę przypomnieć, że informowałam cię o tym w obecności Sasuke. Równie dobrze to on mógł ich o tym powiadomić.

Przez chwilę mierzyli się nieprzystępnymi spojrzeniami. Finalnie to Sakura odpuściła, wiedząc, że Itachi jest na to zbyt uparty. Wciąż nie mogła nic wyczytać z jego twarzy. Zamknął się na nią, a Sakura poczuła się dotknięta. 

- Naprawdę, Itachi? – zapytała znużona. – Będziemy się w to bawić?

- Bawić w co? – zapytał, a jego ton był zdystansowany.
 
- W obrażone dziecko? – powiedziała i wstała z zajmowanego miejsca. 

- Nie udawaj, że nic nie wiesz – rzucił, a jej serce zamarło. Zmierzyła go pytającym spojrzeniem.

Właśnie – warknęła jej podświadomość. Nie udawaj, że nie wiesz.

- O co ci chodzi? – grała głupią, chociaż pod skórą czuła, że w jakiś sposób dowiedział się o jej rozmowie z Sasuke. 

- Co nagadałaś mojemu bratu? – zapytał dobitnie, a Sakura z sykiem wypuściła powietrze.

- Nic, co by ci zaszkodziło.

- Powiedziałaś mu, czemu nie chcę się leczyć – warknął. To ukłuło ją w sam środek serca. 

- Proszę cię, nie rób z niego idioty – wściekła się, złością maskując rozczarowanie jego reakcją. – Pragnę też zaznaczyć, że jestem pańskim lekarzem, panie Uchiha i liczę, że będzie mnie pan traktował z należytym szacunkiem – swoimi słowami wprawiła go w osłupienie, ale miała to gdzieś. Koniec z Sakurą, którą można się bawić jak lalką. 

- Masz pazur – mruknął, a na jego oblicze wróciła mała część Itachi ‘ego, którego poznała. 

- Tak, panie Uchiha – odparła i powściągnęła emocje. – I zamierzam go od teraz używać – po tych słowach opuściła jego salę, kierując się do swojego gabinetu. Pierwszy raz tego dnia cieszyła się z własnego kąta. 

Około południa usłyszała pukanie. Podniosła wzrok znad laptopa.

- Proszę – rzuciła i przymknęła klapę komputera. Do pokoju weszła Hanari, a w ręce trzymała plik kartek. 

- Na mailu masz elektroniczne wyniki badań Uchihy, gotowe do skopiowania do systemu, a tutaj są wydruki do wpięcia w kartę – podeszła do biurka Sakury i położyła teczkę na blacie.

- Przed chwilą sprawdzałam pocztę – mruknęła skonsternowana dziewczyna. Hanari uśmiechnęła się lekko. 

- Masz służbowego maila, skarbie – rzuciła i obeszła biurko. – To twoje nazwisko i imię, oddzielone kropką. Później małpa – tłumacząc jej wszystko wklepywała w między czasie dane do jej laptopa. – onkologia kropka com – wstukiwała po kolei. – A hasło to twoje imię i nazwisko pisane razem. Oczywiście później będziesz mogła je sobie zmienić wedle własnego uznania. 

Na ekranie pojawił się jej profil ze zdjęciem. Z fotografii spoglądała na nią pogodna różowowłosa dziewczyna, która miała niewiele wspólnego z jej aktualnym odbiciem lustrzanym. Jedynie kolor włosów, oczu i rysy twarzy. Na tym podobieństwo się kończyło. 

- Aha – skwitowała Sakura. – Dzięki.

- Nie ma sprawy – rzuciła Hanari i wyszła z gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Sakura wczytała się w wyniki badań Itachi ‘ego. Ze smutkiem stwierdziła, że uległy pogorszeniu, co według podręcznika było naturalną koleją rzeczy w przypadku tego guza. Jednak podświadomie liczyła na jakąkolwiek poprawę. 

Głupia – skarciła się w myślach i zabrała się za uaktualnianie danych w systemie. 

Nawet nie zauważyła, gdy koniec jej zmiany minął. Westchnęła ociężale, ale niespecjalnie chciała wracać do domu. Wiedziała, że puste mieszkanie spowoduje napływ negatywnych emocji. W takim wypadku wolała uciec się w pracę, niż ryczeć w poduszę i pochłaniać kolejną tabliczkę czekolady. 

Wstała i zaczęła spacerować po gabinecie, chcąc rozprostować zastane kości. Potarła zmęczone oczy i wpatrzyła się w krajobraz za oknem. Było późne popołudnie, a niebo emanowało różowo-złotą poświatą. Znak, że zaczynało zmierzchać. 

Zastanawiała się, co w tej chwili porabiali jej znajomi. Była ciekawa czy ich doba trwa dwadzieścia cztery, a może czterdzieści osiem godzin. Czy paprali się po łokcie we krwi pacjentów, czy może uzupełniali papierki i lizali tyłki przełożonym? Westchnęła. Na pewno mieli lepiej jak ona. 

Z rozmyślał wyrwało ją pukanie do drzwi. 

- Proszę – powiedziała i skierowała się za biurko. 

- Cześć – usłyszała głos Sasuke, od którego skóra na jej ciele ścierpła. Zacisnęła szczęki, modląc się o cierpliwość i spokój, które wyparowały dosłownie w sekundę. 

- W czym mogę pomóc? – zapytała z zawodową uprzejmością, nie siląc się na przyjazny ton. 

- Przyszedłem zapytać o wyniki badań swojego brata – rzucił spokojnie. 

- Musimy zapytać o zgodę pacjenta na ujawnienie tych danych – odparła i złapała za teczkę Itachi ‘ego. – Proszę – rzuciła i wskazała dłonią drzwi. Sasuke jednak przepuścił ją przodem. Sakura wyszła na korytarz i odczekała, aż Uchiha opuści jej gabinet, a następnie zamknęła go na klucz i ruszyła w stronę sali Itachi ‘ego.

- Jak się pan czuje? – zapytała, kiedy znaleźli się w pokoju chorego. Sasuke posłał bratu pytające spojrzenie, dotyczące służbowego tonu Sakury. Itachi jedynie pokręcił głową, dając mu tym samym do zrozumienia, żeby nawet nie pytał.

- Skończmy z tym ‘pan’ – żachnął się Itachi. – Sakura, na litość boską. 

- Pytałam o samopoczucie – warknęła. Starszy Uchiha westchnął.

- Czuję się dobrze – odparł. 

- Czy zgadza się pan na ujawnienie wyników badań pańskiemu bratu? – zapytała, skacząc spojrzeniem z Itachi ‘ego na Sasuke i z powrotem. 

- Tak – rzucił, finalnie podejmując formalny ton rozmowy. 

- Niestety, pański stan uległ pogorszeniu – powiedziała, ledwie hamując smutek, który próbował wedrzeć się do jej głosu.

- Tak szybko? – zapytał z niedowierzaniem Sasuke i rzucił bratu żałosne spojrzenie, jakby ten w ogóle miał nad tym panowanie.

- W obecnym stadium tak nagły postęp choroby jest nieunikniony – wyjaśniła. – I z każdym dniem będzie coraz gorzej. Już podajemy panu silniejsze leki przeciwbólowe – dodała, odnotowując coś w karcie. 

- Itachi – mruknął Sasuke. Między braćmi toczyła się niema wojna, w którą Sakura nie chciała zostać wciągnięta. 

- Czy są jakieś pytania? – zapytała. – Jeśli nie, to wrócę do swojego gabinetu.

Odpowiedziała jej cisza, toteż skierowała się do wyjścia. 

- Zostań – warknął Sasuke, który zdążył się zirytować z jakiegoś niejasnego powodu. 

- Tylko, jeśli rozmowa dotyczyć będzie stanu zdrowia pana Uchihy – odparła, czując przygniatającą ją atmosferę. 

- Przestań mówić per pan! – wściekł się Itachi, który momentalnie się skrzywił. Zaalarmowana Sakura podbiegła do niego i odrzuciła kołdrę. 

- Boli? – zapytała, naciskając na brzuch. W odpowiedzi Itachi zawył rozpaczliwie. – Hanari! – zawołała Sakura, ubierając lateksowe rękawiczki. – Wyjdź – warknęła do Sasuke, który wpatrywał się w brata z przerażeniem. – Powiedziałam wyjdź! – krzyknęła. Młodszy Uchiha mozolnie skierował się do drzwi, wciąż wpatrując się w Itachi ‘ego. 

- Sakura? – różowowłosa usłyszała pytający ton Hanari.

- Zabierz stąd Uchihę – warknęła. – I szybko przynieś mi kolejną dawkę leku. Ma atak – dodała, próbując przytrzymać wijącego się z bólu Itachi ‘ego w miejscu. Hanari złapała Sasuke za ramię i pociągnęła go do wyjścia, a po kilku minutach przyniosła leki. 

- Jego brat pyta co z nim – mruknęła Hanari, pomagając Sakurze podpiąć elektrokardiogram.

- Na razie nic nie wiem – rzuciła. – Ale przypilnuj, by tu nie wchodził – dodała, bacznie obserwując rozluźniającego się Itachi ‘ego. – Nie jest dobrze. Pierwsza dawka mu nie pomogła. Obawiam się, że naciek się zwiększył, bezpośrednio zagrażając jego życiu – powiedziała, wprowadzając do urządzenia dane Uchihy. 

- Powiedzieć jego bratu?

- Nie – odparła po namyśle Haruno. – Poczekamy na wyniki badań. Dopiero potem zaczniemy się tym martwić.

- Zostajesz? – zainteresowała się Hanari, która za chwilę kończyła swoją zmianę. Sakura skinęła głową. 

- Ale ty idź – zapewniła koleżankę różowowłosa. – Dam sobie radę – Hanari w odpowiedzi skinęła głową i wyszła. Sakura obserwowała jak Sasuke do niej doskakuje i wymachuje gwałtownie rękami, podczas gdy ona mu coś tłumaczy. Następnie Haruno doświadczyła lodowatego spojrzenia młodszego Uchihy, który zmroził ją do samego szpiku. 

Przez pager przywołała do siebie Hanako, którą następnie poprosiła, by poinformowała Tsunade o stanie krytycznym Itachi ‘ego. Sama usiadła przy łóżku śpiącego mężczyzny i głęboko westchnęła.

- Wyniki Uchihy na cito – usłyszała głos pielęgniarza, który niepostrzeżenie wszedł do sali Itachi ‘ego. 

- Dziękuję – mruknęła. – Aha. Nie informuj tego na korytarzu o niczym. Musimy poczekać na Tsunade – dodała, a chłopak skinął głową. Sakura wczytała się w wykresy i liczby, które były zatrważające. Opuściła bezsilnie ramiona i odwróciła się tyłem do korytarza, a następnie się rozpłakała. 

- Och, Itachi – szepnęła, delikatnie muskając palcami chłodną dłoń mężczyzny. 

Po godzinie oczekiwania do pokoju Itachi ‘ego wpadła Tsunade. 

- Referuj – warknęła, sprawdzając czynności życiowe Uchihy. Sakura rozpoczęła sprawozdanie, siląc się na spokój. Kiedy skończyła, ordynator wpatrywała się w spokojną twarz pacjenta, podczas gdy na jej własnej malował się niepokój i smutek. 

- Informowałaś rodzinę? – zapytała, wbijając w nią twarde spojrzenie.

- Jeszcze nie – mruknęła Sakura. – Chciałam poczekać na wyniki i skonsultować się z panią. 

- Dobrze – rzuciła Tsunade odległym głosem. – Ja do nich zadzwonię – dodała i skierowała się do wyjścia. – Ty poinformuj jego brata. 

Westchnęła i wyszła na korytarz, gdzie czekał Sasuke. Gdy tylko ją ujrzał, wstał z krzesła i cały spięty podszedł do niej.

- I co z nim? – w jego głosie słyszała wściekłość i niepokój. Przymknęła powieki i wzięła głęboki oddech. 
 
- Nastąpiło nagłe pogorszenie się jego stanu zdrowia – zaczęła i urwała, szukając siły i odwagi, by kontynuować. 

- Nie chrzań do mnie, tylko mów – warknął. 
 
- Sasuke, lepiej się z nim pożegnaj – szepnęła przez ściśnięte gardło. – Itachi może nie przeżyć nocy. 

To, co ujrzała w jego oczach pocięło jej serce i duszę na kawałki. Niedowierzanie i rozpacz, graniczące z obłędem. W jednej chwili odwrócił się na pięcie i pognał w stronę wyjścia. Sakura chciała za nim pobiec, ale nie mogła się przemóc. Nogi wrosły jej w ziemię, uniemożliwiając ruszenie się z miejsca. W gardle urosła jej wielka gula, kiedy powoli dopuściła do siebie świadomość, że Itachi umiera. 

Nagle zdała sobie sprawę, że to była jej wina. Gdyby się z nim nie pokłóciła… Gdyby okazała więcej zrozumienia i empatii. Z tą myślą weszła do jego pokoju i spojrzała na śpiącego mężczyznę. W jednej chwili jej oczy zaszkliły się, a po policzkach spłynęły gorące łzy. Podeszła bliżej i opadła na krzesło, chowając twarz w dłoniach. 

- Och, Itachi – szepnęła przez ściśnięte gardło i złapała go za rękę. 

- Hej – usłyszała zachrypnięte powitanie.

- Jak się czujesz? – zapytała. Starała się, by jej głos zabrzmiał pewnie, ale nie mogła powstrzymać drżenia. 

- Dobrze – odparł, chcąc podnieść się do pozycji siedzącej, ale Sakura położyła dłonie na jego ramionach i zmusiła go, by leżał spokojnie.

- Nie forsuj się – poprosiła, ponownie łapiąc go za rękę. Itachi przyglądał się jej uważnie, a jego spojrzenie było zmęczone i pełne cierpienia. Różowowłosa z trudem znosiła jego ból, biorąc za jego istnienie winę. Wiedziała, że to przez nią jego stan uległ gwałtownemu pogorszeniu. 

- Nie obwiniaj się – szepnął i uwolnił dłoń z jej uścisku, by następnie palcem wskazującym rozmasować zmarszczkę między jej brwiami. 

- Gdybym nie była taka nieustępliwa… - odparła z bólem i zamknęła powieki, nie chcąc, by Itachi widział jej cierpienie. 

- Proszę – szepnął błagalnie. – Nie obarczaj się winą. 

- Jak, skoro to właśnie ja spowodowałam to pogorszenie? – zapytała z goryczą, nie mogąc znieść odpowiedzialności za swoje głupie zachowanie. W klatce piersiowej ścisnął ją nieopisany ból. 
 
- Sakura – jego ton kazał jej poświęcić mu uważne spojrzenie. – Zostało mi tak niewiele czasu… Nie chcę go marnować na takie rozmowy – dodał. Haruno uśmiechnęła się delikatnie, co wywołało podobną reakcję na twarzy Uchihy. – Tak lepiej – powiedział i puścił jej oczko. 

- Jesteś nieoprawny – rzuciła, ale zaśmiała się cicho, postanawiając zostawić sobie pokutę na czas, kiedy znajdzie się w domowym zaciszu. 

Po godzinie rozmowy Itachi zasnął, poddając się zmęczeniu i silnemu działaniu leków. Sakura subtelnie wyswobodziła dłoń z uścisku Uchihy i delikatnie pogładziła go po policzku. Szybko wyszła z jego sali, gdzie spotkała się twarzą w twarz z Tsunade. 

- Idź do domu – powiedziała ordynator głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Daj im możliwość pożegnania się – Sakura skinęła głową, doskonale wiedząc, że jej obecność była więcej jak niepożądana. 

- Do jutra – mruknęła.

- Nie – rzuciła Senju, a świat Sakury stanął w miejscu. Czyżby ją wyrzucała? Szybko spojrzała na ordynator przerażonym wzrokiem. – Jutro masz wolne. 

- Och – szepnęła Sakura. – Do widzenia – wymamrotała i poszła się przebrać. Już po dziesięciu minutach znajdowała się poza oddziałem. Nie chcąc natknąć się na rodzinę Itachi ‘ego, zrezygnowała z windy i skorzystała ze schodów. Szybko wymknęła się na zewnątrz i niemalże biegiem ruszyła w stronę domu. 

* * *

Szlajał się po mieście bez żadnego celu. Wyłączył w sobie emocje, zniewolił myśli i za żadne skarby nie chciał dopuścić do siebie wiadomości, że Itachi umiera. Zastanawiał się, co ma ze sobą począć. Kilka razy pomyślał, by zajść do Sakury, ale za każdym razem rezygnował, nie będąc gotowym na spotkanie z nią. 

To ona stanowiła źródło złych wieści. W tym momencie kojarzyła mu się z chorobą Itachi ‘ego, a skoro nie był gotowy na spotkanie ze swoim bratem, to jak miał obcować właśnie z Sakurą? Westchnął. Spojrzał na zegarek, który wskazywał pierwszą w nocy. 

Itachi. 

A co, jeśli… Co, jeśli Itachi już odszedł, podczas gdy on łaził bez celu po mieście, zapominając o całym świecie? Co, jeśli właśnie zaprzepaścił szansę, by się pożegnać? Z przerażeniem puścił się biegiem w stronę szpitala, przeklinając się za własną głupotę i modląc się, by zostało mu trochę czasu. Nie patrzył na światła, ani na czyhające niebezpieczeństwa. Gnał na złamanie karku, myśląc tylko o Itachi ‘m. 

Kiedy dotarł do szpitala, natychmiast pobiegł w stronę wind. Z niecierpliwością czekał na pojawienie się którejś, w tym samym momencie sprawdzając swoją komórkę. Miał dziesięć nieodebranych połączeń od swoich rodziców, ale teraz to nie było ważne. Oni nie stanowili teraz centrum jego wszechświata. Teraz liczył się Itachi.
 
Gdy w końcu udało mu się dotrzeć na onkologię, natychmiast dopadł się drzwi sali Itachi ‘ego. Spojrzał przez szybę i z ulgą stwierdził, że jego brat leży w łóżku i oddycha. Przekonała go o tym podpięta do niego aparatura. Niepewnie nacisnął na klamkę i wszedł do środka, natychmiast uginając się pod ciężarem świadomości  o zbliżającym się kresie. Pod powiekami zapiekły go słone łzy, ale nie mógł teraz się poddać. Jeszcze nie czas…

- Braciszku – szepnął z bólem i usiadł na krześle przy jego łóżku. Subtelnie ujął jego dłoń i ścisnął pokrzepiająco. Sam nie wiedział, czy pocieszał siebie, czy jego. – Nie rozumiem – zaczął, próbując przełknąć gulę, która urosła w jego gardle. – Dlaczego? Dlaczego ty? Czemu mnie zostawiasz? Co ci zrobiłem? – pytał, powoli poddając się wątpliwościom, które towarzyszyły mu od dnia, w którym dowiedział się o chorobie Itachi ‘ego.


- To nie twoja wina – usłyszał chrapliwy głos Itachi ‘ego. Podniósł na Itachi ‘ego załzawione spojrzenie. – Sasuke, to nie twoja wina – powtórzył starszy Uchiha, zmagając się z ogarniającą go niemocą. 

- Nic nie mów – zażądał cicho Sasuke, bojąc się, że jakikolwiek wysiłek przyspieszy rozwój choroby. Między braćmi zaległa cisza. Atmosfera nabrzmiała była bólem i cierpieniem, które skutecznie odbierały młodszemu oddech. 

- Sasuke – zaczął Itachi, posyłając bratu uparte spojrzenie. – Nie chciałem chemioterapii, bo pragnąłem, żebyście zapamiętali mnie w jak najlepszej kondycji – powiedział, a jego głos był niebezpiecznie cichy i stłumiony. – Nie zniósłbym waszego cierpienia. Większego, niż już i tak odczuwaliście – dodał, widząc, jak Sasuke próbuje zaprotestować. 

- Wciąż zaskakuje mnie, jak trafnie odczytujesz moje myśli – mruknął młodszy Uchiha, ale nie był zły. Lubił, jak mógł komunikować się z nim bez używania zbędnych słów. 

- Bo jesteś moim małym braciszkiem – szepnął Itachi, a Sasuke zabrakło słów. Pod powiekami zapiekły go słone łzy. – Zawsze byłeś centrum mojego wszechświata. Zawsze chciałem cię chronić. 

- Czemu nie pozwoliłeś, żebym to ja zaopiekował się tobą? – zapytał z goryczą Sasuke. 

- Och, Sasuke – głos Itachi ‘ego załamał się, a po policzkach spłynęły gorące łzy. – Bo cię kocham i nie zniósłbym twojej bezradności, z którą zderzyłbyś się boleśnie, próbując mi pomóc. To by mnie zabiło… - dodał, urywając gwałtownie, by nabrać powietrza. 

- Coś cię boli? Itachi! – zaniepokoił się Sasuke, a jego serce poczęło wybijać bolesny, nierówny rytm. 

- Boli mnie świadomość, że cierpisz – odparł. – Że cierpisz ty, rodzice – wymieniał. Umilkł, ale Sasuke wiedział, że chce jeszcze o kimś wspomnieć. – Sakura…

- Przestań o tym rozmyślać – żachnął się Sasuke. Widział, jak Itachi marszczy brwi w zmartwieniu. Nie chciał, by jego brat nawet w ostatnich chwilach swojego życia troszczył się o innych. – Pamiętasz, jak przyłapałeś mnie w swoim pokoju, kiedy miałem piętnaście lat?

Itachi spojrzał na niego zaskoczony. Sasuke nigdy nie okazywał tego, że był sentymentalny, a wspomnienia odgrywają w jego życiu wielką rolę. Nie lubił pokazywać tego, co uznawał za słabość. Tym bardziej teraz docenił ten gest, który znaczył więcej niż potok słów pocieszenia.

- Pamiętam – odparł, podejmując temat. – Do dzisiaj się zastanawiam, co tam robiłeś. 

Sasuke zaśmiał się cicho, mocniej ściskając rękę brata.

- Szukałem świerszczyków – wyjaśnił, rejestrując półuśmieszek na twarzy Itachi ‘ego. 

- Wiedziałem – szepnął triumfalnie długowłosy. Przymknął powieki, a Sasuke zdawał sobie sprawę, że mówienie sprawia mu trudności. 

Przejął więc stery i wspominał. Wszystkie wspólne wyjazdy, ich małe i wielkie sprzeczki, kawały, które mu wykręcił. Opowiedział mu o swojej pierwszej dziewczynie, o dylemacie, co jej kupić na ich miesięcznicę. Uśmiechnął się na wspomnienie swojego wstydu, gdy ojciec przyłapał go na oglądaniu magazynów dla dorosłych. 

- I wiesz – powiedział nagle. – Teraz też się wstydzę. Bo widzisz – przerwał, szukając odpowiednich słów. – Coś w niej jest. W Sakurze, rzecz jasna – dodał szybko. – Nie znam jej długo, ale budzę się z myślą o niej, czując się jednocześnie winny z powodu tego, jak na nią reaguję. Bo wiesz – szepnął. – Jest ta cała sprawa z tobą, która mnie smuci, ale jednocześnie cieszę się na spotkanie się z nią – dodał. Spojrzał na Itachi ‘ego. Miał zamknięte oczy i oddychał płytko, a Sasuke poczuł przeszywający ból. – Śpij spokojnie braciszku – szepnął. 

Dokładnie w tym momencie uścisk dłoni Itachi ‘ego zelżał, a aparatura przy jego łóżku zapiszczała jednostajnie. Sasuke przeszedł gwałtowny dreszcz.

- Nie! – zawołał. Wybiegł na korytarz. – Pomocy! – krzyczał rozpaczliwie. – Niech mi ktoś pomoże!

Podbiegła do niego Hanari, która akuratnie miała dyżur. Weszła do sali Uchihy i spojrzała w kartę, a następnie podeszła do maszyny i wyłączyła dźwięk. 

- Podpisał klauzulę o nie reanimowaniu go – powiedziała cicho, a te słowa wypaliły w sercu Sasuke piekące znamię. To było ponad jego siły. Zachodząc się płaczem, wybiegł z jego pokoju i pognał w stronę wyjścia ze szpitala. Na oślep przemierzał korytarze, a następnie ciemne uliczki, szukając pocieszenia. I wiedział, gdzie się po nie udać. Spróbował powściągnąć emocje, które siały w nim spustoszenie, wciąż błądząc w dążeniu do obranego celu. Przez łzy nic nie widział, ale jego instynkt sam prowadził go do miejsca, w którym upatrywał swój ratunek. 

Dotarł. Udało mu się. Zadudnił w drewniane skrzydło i czekał. Sekundy zamieniały się w godziny, które pogrążały go w bezdennej rozpaczy. Po chwili skrzyżował spojrzenie ze swoim zatraceniem. 

- To koniec – wyszeptał odległym tonem. Następnie postąpił krok przed siebie i wpadł w rozwarte, zapraszające ramiona, w których szukał ukojenia. – Odszedł… - po tych słowach zawył żałośnie, tuląc się w ciepłe ciało Sakury. Dziewczyna zamknęła drzwi z wymalowanym na twarzy bólem, który zamaskowała, obejmując zagubionego Sasuke całą swoją troską i opieką. 
 
* * *

Dzień był cichy i spokojny. Nie wiał wiatr, ptaki nie śpiewały, a niebo spowijały ołowiane chmury. Stagnacja panująca dokoła sprawiała, że ten skrawek ziemi zdawał się być wyjęty z czasu i przestrzeni. 

Wśród czarnego tłumu żałobników wyróżniała się nietypowa para. Książkowo nie powinni ze sobą współistnieć; chodzące przeciwieństwa. Jednakże stali teraz koło siebie w niezmąconej niczym ciszy. Ona miała finezyjnie różowe włosy; on ciemne jak krucze pióra. Jej spojrzenie porażało soczystą zielenią; jego mroziło bezdenną otchłanią czerni. Jej piękną, delikatną twarz kalał smutek, jego przystojne, szlachetne oblicze cięła bezduszność. 

Stali koło siebie, stykając się ramionami, chociaż ich odmienność kazała im dzielić odległość kilkunastu metrów. 

Wnikliwy obserwator zauważyłby, że małe palce ich dłoni są ciasno ze sobą splecione. Wnikliwy i domyślny obserwator wiedziałby, że tym nieśmiałym gestem dodają sobie otuchy, nie afiszując się ze swoim uczuciem w dniu przepełnionym bólem i pożegnaniem. A obserwator, który ich zna, wie, że ona należy do niego, a on do niej. 

Ten dzień nie wpisywał się w karty historii jasnym światłem, ale na pewno zapadnie w pamięci każdego z zebranych. Z różnymi uczuciami; od smutku po gniew i rozżalenie; wpatrywali się w wieko jesionowej trumny, która powoli osuwała się w głąb ciemnej, bezwzględnej otchłani grobu. Każda sekunda uświadamiała im, że obecna sytuacja nie jest fikcją. Ożywiała każde ukłucie bólu i spazm cierpienia, każąc pożegnać się ze zmarłym. 

Jednym był on rodziną, innym przyjacielem. Dla niektórych stanowił centrum wszechświata, niewielu zaś był wrogiem. Nie ważne, jaką rolę pełnił w życiu każdego z zebranych. Wszyscy byli tu po to, by się pożegnać z cząstką, która uzupełniała ich jako ludzkie istoty. 

Głuchy odgłos drewna uderzającego o zimne podłoże sprawił, że w gardle pewnego chłopaka urosła wielka gula. Niechętnie zelżył uścisk swojej dłoni z dłonią osoby, która była jego ratunkiem i podszedł do zionącej pustki. Delikatnie upuścił białą różę, która miękko opadła na wieko trumny. 

- Żegnaj, braciszku – szepnął, czując się obco i nieswojo. Obrócił się za siebie, a widok różowowłosej dziewczyny sprawił, że atmosfera zelżała, pozwalając mu na swobodne oddychanie. Natychmiast zmniejszył dzielącą ich odległość i ponownie złączył ze sobą ich dłonie. Chwila ciszy między nimi nabrzmiała od słów, które miał usłyszeć już sekundę później. 

- On wie, że go kochasz – szepnęła różowowłosa. Chłopak z cichym świstem wypuścił z płuc zahamowane powietrze. Tak dobrze było mu ze świadomością, że miał kogoś, z kim mógł się komunikować, nie używając do tego zbędnych słów. 

- Dziękuję – odszepnął i zacisnął palce na jej drobnej dłoni. – Dziękuję…

_____________________________________________________________________________________________________

Wybaczcie, że pisanie tego było jak rysowanie sinusoidy. Dodałam, usunęłam, zmieniłam, przepisałam... Ale jakoś tak nie byłam pewna tego OS. Wciąż nie jestem, ale... Szykuję się na krytykę, chociaż wiem, że dotknie mnie ona wyjątkowo mocno. Mam jedynie nadzieję, że wzbudziła w Was te emocje, które budzi we mnie.
.romantyczka










17 komentarzy:

  1. Romantyczko ja cię chyba zabiję. Przez ciebie pierwszy raz od chyba roku płakałam. Strasznie poruszyłaś mnie tą historią i oby następne też były tak niesamowite (tylko błagam nie nie będą takie dołujące). Życzę Ci dużo weny i co tam tylko chcesz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie sądziłam, że jednak uda mi się poruszyć tym opowiadaniem. Nie powiem, że się cieszę z powodu Twojego płaczu. Cieszę się, że w jakiś sposób poruszyłam pewną wrażliwą strunę w Twoim sercu.
      Zdaje mi się, czy jesteś u mnie nowa? Wybacz, jeśli Cię nie pamiętam. Nie mam dla siebie usprawiedliwienia. Lecz jeśli jednak zagościłaś tutaj po raz pierwszy, to chciałabym Cię serdecznie powitać. Cieszę się, że udało Ci się znaleźć coś dla siebie :)

      Uściski,
      .romantyczka.

      Usuń
  2. Matko, wyprułam się z emocji, chwyta za serce.. Ten smutek, rozpacz i nadzieja, które tu się przewlekają są niesamowite. Nie wiem czy nie przeżyłam tego bardziej niż podczas przesłuchiwania i oskarżania Sakury o zabicie w Królowej Kier.
    Podziwiam Itachiego i uważam, że podjął słuszną decyzję, jego cierpienie było okropne, nie dziwię się, że nie chciał tego przedłużać, ba skazywać na coraz gorsze cierpienie swoją rodzinę. Mało kto zrozumiałby taką decyzję..

    Podziwiam autorkę!

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama miałam nie lada dylemat odnośnie decyzji Itachi 'ego. I gdyby nie fakt, że moje opowiadanie było gotowym planem w mojej głowie, to zapewne ciągnęłabym to jeszcze przez kolejne 45 stron, co bardziej by zanudziło niż nasyciło Czytelnika. Po jedno zgadzałam się z podjętą przez niego decyzją, ale po drugie świadomość, że bliska osoba, która umiera nie chce walczyć... To nie jest za fajne. Nawet za cenę lepszego samopoczucia swoich bliskich, bo oni i tak będą cierpieć, i tak.

      Wiem, co mówię, bo osobiście jestem taką osobą. Wiem, jak to wygląda 'od zaplecza'. Bliska mi osoba (nie rodzina) umarła na raka i nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Także z jednej strony było mi łatwo pisać, opierając się na własnych, życiowych doświadczeniach, ale po drugie przeżywać wszystko na nowo...

      Uznałam jednak, że przesłanie z tej historii jest warte mojego powrotu do przeszłości. Tak oto czytacie 'Gasnąca nadzieję'.

      Cieszę się, że się tutaj pojawiłaś. Zawsze miło czytać, gdy ktoś emocjonuje się pod kawałkiem mojego tekstu. Dziękuję za podziw, niemniej skromnie zaznaczę, że nie ma co podziwiać. U ludzi godne podziwu jest doświadczenie i bagaż jaki niosą, a już w szczególności umiejętność złapania ulotnej myśli i przelania jej na papier w taki sposób, by stała się ona wyrazista i niosła ze sobą ulgę :)

      Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do czytania PRZYSZŁYCH notek :)
      .romantyczka <3

      Usuń
  3. Znowu onkologia. Znowu aż zaparło mi dech, jak czytałam. I znowu, poczułam tę magię.

    Tutaj krótko, bo się nie znam.

    Gdyby mój brat nie chciał się leczyć... zareagowałabym jak Sasuke. To jest straszne.

    Jak Sakura też szybko przejmuję emocje innych, więc doskonale ją rozumiem.

    I ogólnie, historia cudna. Przepraszam, ale nie mam siły na więcej, wyprułam się przy "ufam Ci" :p

    Pozdrawiam serdecznie i czekam na rychłą odpowiedź :*
    Gosiak

    OdpowiedzUsuń
  4. W sumie nie wiem, co odpisać. Jakoś ostatnio nie mam na nic jasnego spojrzenia.
    Długo czekałam, aż ktoś skomentuje te dwa OS. Czekałam nie po to, by nabić statystykę. Czekałam, bo Wasze zdanie było mi potrzebne do odnalezienia siły, by dalej pisać. By przekonać samą siebie, że wciąż mam werwę i płomień.

    Przykro mi, ale nie odnalazłam jej. Nie mogę jej odszukać. Nagle wszystko spadło i rozsypało się. Ten OS był manifestacją uczuć i tego, z czym się zmagam. Dźwigam ten ciężar i chociaż staram się zrozumieć fakt, że macie swoje życie i swoje sprawy, wiele nauki i nawału obowiązków - to mam poczucie, że już nie jestem dla Was ważna.

    Dziękuję za komentarz. I proszę o jedno - nie zmuszajcie się do czytania tego, co piszę. Już nie liczę na zainteresowanie.

    Pozdrawiam,
    .romantyczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amorku...
      O Boże, tak strasznie mi wstyd.
      Ja... ale spierdoliłam sprawę -.- Jak ostatnio wszystko.
      Nie zmuszam się. Zawsze czytam to, co piszesz z przyjemnością. Zawsze. Nie wiem za bardzo, jak to naprawić, poza marnym przepraszam. Czekam na mailu, skype'ie i fb zawsze do około 22. Pisz. Proszę Cię, pisz, bo mam teraz tyle pracy, że sama nie jestem w stanie myśleć. Z Patką nie gadałam prawie od tygodnia, Iku też gdzieś zniknęła. Proszę Cię, nie uciekaj, przypominaj się, bo teraz zapominam nawet, jak się nazywam. Przepraszam Cię, kochanie, tak strasznie mi przykro. Nie wiedziałam, że to dla Ciebie takie ważne. Nie pomyślałam :(

      Mam nadzieję, że jeszcze się odezwiesz...

      Gosiak

      Usuń
    2. Nie przejmujcie się mną. Naprawdę. I nie przepraszaj za to, że masz własne życie i problemy, z którymi musisz się uporać. Po prostu liczyłam na to, że przez wakacje któraś z Was wejdzie i skomentuje, no ale najwyraźniej nie miałyście czasu. Nic nie szkodzi.

      .romantyczka

      Usuń
  5. Genialne. Naprawdę genialne.. ryczałam jak bóbr ;((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, cieszę się, że ta historia wywołuje tyle emocji. Nie jestem terrorystką, ale lubię potrząsnąć ludźmi, których ogarnia znieczulica i nie pamiętają, jak kruche jest ludzkie życie. skutkiem czego nie szanują bliskich, a co dopiero obcych sobie ludzi.

      Dziękuję, bo tak prostym komentarzem podniosłaś mnie na duchu i sprawiłaś, że zrozumiałam wartość swoich dotychczasowych tekstów. :)

      Uściski,
      .romantyczka

      Usuń
  6. To było piękne.. wczułam się w sytuację Sakury bo sama jestem mega wrażliwa
    Sposób w jaki opisywałaś całą historię na prawdę wskazywał na to, że wiesz o czym piszesz.
    W trakcie czytania przeżywałam, płakałam ale to było mi potrzebne. zdałam sobie sprawę jak ulotne jest ludzkie życie. Na prawdę wywarło to na mnie ogromne emocje.
    Dziękuję za to, że chodź było to dla Ciebie bolesne, wróciłaś do przeszłości i napisałaś to piękne dzieło.
    Żałuję że nie znalazłam tego wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam!
      Dawno tutaj nie zaglądałam i, cóż, nie sądziłam, że ktoś jeszcze to robi. Jednak jak zwykle niezmiernie mi miło z każdego nowego Czytelnika!
      Nie ukrywam, że pisanie tego tekstu wywołało u mnie emocje, ale to, co wzbudziłam w Was mnie totalnie przerosło. Lubię targać Czytelnikiem. I zawsze czuję pewne spełnienie, kiedy mi się to udaje :)
      Dziękuję za komentarz i za uwagę! Trzymaj się!

      Usuń
    2. Dziękuję że odpisałaś:)

      Usuń
    3. Pewnie, że odpowiedziałam. Jejku, wyszłam na jakiegoś potwora O.O W ogóle jak trafiłaś do mnie na bloga? Dawno nic nie pisałam na nim, chociaż mam w połowie napisaną kolejnego OS'a.

      Usuń
    4. W sumie to nie wiem, jakoś tak wyszło. Szukałam czegoś do poczytania i jakoś tu trafiłam :)
      Nigdy nie jest za późno, zawsze możesz coś tu jeszcze dodać. Pisz dalej, będę czekać :)

      Usuń
    5. Myślałam o tym, żeby wrócić do pisania na tym blogu, ale jakoś na razie nie mogę się przemóc. Cieszę się, że jesteś zainteresowana moją twórczością, to dla mnie bardzo wiele znaczy. No i cóż, zawsze to jakaś motywacja do pisania :)
      A co do tego potwora... Kurczę, znam autorów, którzy nie odpisują na komentarze. Sama staram się tak nie robić, bo pisząc coś, co kocham, robię to dla siebie, ale publikuję to dla WAS. Cenię Was jako moich Czytelników, niejednokrotnie autorów.
      Potwór? Cóż. Długo nic nie pisałam, zwodziłam, że coś napiszę. I tak na poważnie, to część tego OSa już mam. Podobnie z rozdziałem na głównego bloga, tylko coś mnie zablokowało :)
      Tymczasem zapraszam do pozostałej mej twórczości. No i oczywiście do twórczości tych, których mam na swojej liście czytanych blogów. Może nie wszyscy są obecnie aktywni, ale kilku ocalałych się znajdzie :)
      Buźka!

      Usuń